Эротические рассказы

Europa in Flagranti. Stanisław Cat-MackiewiczЧитать онлайн книгу.

Europa in Flagranti - Stanisław Cat-Mackiewicz


Скачать книгу

      Prasa francuska zamieszcza często protokoły pojedynkowe, jednostronne odpowiedzi na nie itd. Na pierwszych stronach gazet czyta się zapowiedzi: dziś odbędzie się pojedynek pomiędzy tym a tym. Zresztą jeszcze w roku 1963 czytałem w jednej z gazet paryskich protokół jednostronny w głośnej sprawie politycznego procesu. W roku 1900 nabrał specjalnego rozgłosu pojedynek Rotszylda – przygotowania do niego ciągną się przez dwa tygodnie, w ciągu których co dzień są podawane wiadomości o tej sprawie honorowej. Pewien arystokrata francuski nawymyślał Rotszyldowi od Żydów; sekundantami Rotszylda są dwaj hrabiowie francuscy. Wśród pojedynkujących się osób nie brak oczywiście nazwisk polskich, głośny jest pojedynek hrabiego Ksawerego Orłowskiego. W ogóle kronika towarzyska co chwila wymienia nazwiska polskiej arystokracji: Mikołaj i Roman Potoccy, Radziwiłłowie, Tyszkiewiczowie.

      Te właśnie chińskie wiadomości to kłopotliwe jutro, które rozbawionemu światu europejskiemu się zapowiada.

      Na razie reakcje są bardzo typowe: „Dziś mamy – pisze jedna z gazet francuskich – co jest bardzo rzadkie, wiadomości z Chin, które wywierają wrażenie wiadomości prawdziwych”.

      W dniu 24 lipca ta sama gazeta pisze z prawdziwie francuską ironią o rozporządzeniu cesarza Chin: „Nie wiadomo tylko, co to za cesarz, a przecież byłoby to interesujące”.

      Paryż jest zakochany w szachu. Taki jest przystojny, przystępny, hojny, wielkopański. Gazety są zalane najdrobniejszymi szczegółami jego dotyczącymi. Szach prosił, aby jego powóz nie był eskortowany. I trzebaż trafu, że kiedy wjeżdżał na Wystawę, jakieś indywiduum bez kołnierzyka wskoczyło na stopień powozu i usiłowało go zastrzelić z bębenkowego rewolweru systemu „Buldog”. Szach, który właśnie kupił sobie laskę ze szpadą w środku, zaczął koło niej majstrować, ale jeden z towarzyszących mu Persów trącił rękę zamachowca i pistolet upadł na podłogę powozu. Wezyr towarzyszący monarsze zasłaniał go swoją osobą, a tłum usiłował zlinczować sprawcę zamachu, wznosząc wiwaty na cześć szacha.

      W roku 1894 zabity został Carnot, prezydent Francji, przez Caseria, anarchistę włoskiego. W roku 1898 w Genewie cesarzowa austriacka zabita została przez Lucheniego, anarchistę włoskiego, wreszcie na cztery dni przed zamachem na szacha król Humbert także został zabity przez anarchistę włoskiego. Tak jak za czasów Stanisława Augusta Włosi byli specjalistami od fabrykacji lodów i innych wyrobów cukierniczych, tak teraz w opinii ogółu byli specjalistami od zamachów terrorystycznych. Toteż od razu wszyscy byli przekonani, że zamachowiec na szacha to Włoch, zwłaszcza że mówił południowym akcentem i odmawiał ujawnienia swego nazwiska. Przemawiano do niego po włosku, ale on nie śmiał się i mówił, że nic nie rozumie.

      W ciągu jednak godzin kilkunastu ustalono jego tożsamość. Był to niejaki Saison, z przekonania anarchista, karany już uprzednio za podziurawienie nożem swego przyjaciela w czasie kłótni. Co dziwniejsze, ten Saison w czasie służby wojskowej był żołnierzem wzorowym, awansowany na kaprala, i tylko był karany i upominany za zbyt surowy i brutalny stosunek do podwładnych. Obecnie miał kochankę starszą od siebie o lat kilkanaście, którą tyranizował. Zamachu na szacha dokonał wyłącznie dlatego, że instytucja monarchii budziła w nim niesmak i obrzydzenie.

      Szach dopytywał się, co Saison miał przeciwko niemu. Gdy się dowiedział, że tu chodziło tylko o brak gustu do monarchów, powiedział uprzejmie: „A, to cieszę się, że to tylko fanatyk”. Po czym przedłużył swój pobyt w Paryżu o dni dwanaście. Podobało się to paryżanom. „C’est chic” – powiadali.

      Dorożkarze paryscy ze względu na Wystawę tak podnieśli ceny, że cudzoziemcy zwracali się do policji o obronę przed wyzyskiem.

      II

      W gazetach paryskich natrafiam na artykulik zatytułowany: Quo vadis. Czytam: „Quo vadis to arcydzieło Henryka Sienkiewicza. Ale pytanie »Quo vadis?« zadaje sobie każdy na Wystawie. Oczywiście, że na pytanie »Gdzie idziesz?« najlepiej sobie dać odpowiedź, że do pawilonu takiego a takiego, gdzie najlepszą dają herbatę”.

      Ogłoszenie powyższe, umieszczone w części redakcyjnej numeru, to najlepszy dowód, jaką popularnością cieszyła się wtedy powieść polskiego pisarza. Biła rekordy nakładu, pozostawiając w tyle nakłady wszystkich autorów francuskich. Budziła oczywiście zawodowe zawiści i animozje, to jest uczucia, z których Francuzi bynajmniej nie są wyłączeni.

      Wykształcenie klasyczne w szkołach zbliżało czytelnika do sienkiewiczowskiego tematu. Nie było tylko w przekładzie francuskim tego, co u Sienkiewicza jest najwspanialsze, mianowicie prostoty w budowie zdania, tej cudownej polszczyzny szczepionej na łacinie, nasyconej stylistyką łacińską. Największa wielkość Sienkiewicza pozostała w kraju i nie nadawała się do sprzedania na eksport.

      III

      Ale najbardziej typowym dla 1900 roku pisarzem będzie nie Sienkiewicz, lecz Oskar Wilde, Kipling, Anatol France.

      Ten ostatni nazywał się naprawdę Thibault i był synem antykwariusza, co widać rozbudziło w nim zamiłowanie do starych książek i do kultury. Czy dzisiejsza młodzież polska czytałaby Anatola France’a, którego tak podziwiano w 1900 roku, czy nie uważałaby go za zbyt minoderyjnego, czy jego utworów nie uznałaby za minoderię?

      Pewnie, że Anatol France od dzisiejszej współczesności oddalony jest o wiele więcej niż Sienkiewicz.

      Zresztą spróbujmy zacytować próbkę jego stylu.

      Oto w powieści Czerwona lilia, a lilia to herb Florencji, poetka angielska, w której domyślać się można przyjaciółki Browninga Katarzyny Mansfield, pokazuje francuskiej przyjaciółce ze swego balkonu widok na Florencję i mówi:

      „Kochanie, ja nie mogę mówić, ja nie potrafię mówić… Ale patrz, kochanie, patrz jeszcze… To, co widzisz, jest jedyne… Przyroda nigdzie na świecie nie jest w tym stopniu subtelna, elegancka i finezyjna. Bóg, który stworzył te pagórki florenckie, był artystą. O! był snycerzem, jubilerem, rytownikiem medali, rzeźbiarzem, pracował w brązie i był malarzem – był florentyńczykiem. On nie stworzył niczego innego prócz tego, kochanie! Wszystko inne na świecie pochodzi od ręki mniej delikatnej, wykazuje robotę mniej doskonałą. Czyż naprawdę myślisz, że twórcą tego lila wzgórza, San Miniato, o profilu tak twardym i czystym, mógł być stworzyciel góry Mont Blanc? – Nie, to niemożliwe! Przecież San Miniato jest dziełem sztuki doskonałym w swoim umiarze. A oto rzecz inna, której nie umiem wypowiedzieć, której nie umiem zrozumieć i która jest rzeczą oczywistą. W tym mieście czuję się i ty się czujesz, kochanie, wpółżywą, wpółmartwą, w stanie bardzo szlachetnym, bardzo smutnym i bardzo rozkosznym. Patrz, patrz jeszcze, a odkryjesz melancholię tych pagórków otaczających Florencję i zobaczysz


Скачать книгу
Яндекс.Метрика