Nigdy nie wygrasz. Karolina WójciakЧитать онлайн книгу.
i spuściła wzrok zawstydzona.
– Robaku – nachyliłem się do niej – nie wierz w to, co mówi Jacek. Wieczorem, jak goście pójdą do domu, wrócimy do tego tematu. Teraz, gdy on coś zacznie mówić, proszę, powiedz mu, że nie chcesz tego słuchać i przybiegnij do mnie. Sandra też tego słucha? – zapytałem o moją pięciolatkę.
Sonia skinęła głową, a ja potarłem dłonią twarz.
– Zawołaj ją tu do mnie – poleciłem, a ona pobiegła od razu.
Dzieci siostry żony, Elki, miały ewidentnie za dużo wolnego czasu. Zamiast spędzać go na czymś pożytecznym, grzebali w internecie. Już raz ich podsłuchałem, jak rozmawiali o gołych babach. Jeden drugiego zapytał, czy widział gołą kobietę. Młodszy powiedział, że matkę, a starszy rzucił, że rodzicielka się nie liczy. Miałem wtedy ochotę zabrać głos, ale stwierdziłem, że to nie moje dzieci i nie mój problem. Wtedy, gdybym powiedział żonie, może porozmawiałaby z Elką, a dzisiejsze gadanie o dziurach nie miałoby miejsca. Moja wina, że nie przewidziałem takiego obrotu spraw.
– Darek – usłyszałem znów głos teściowej za plecami. Stała na progu jak kukułka w zepsutym zegarze, która po wykukaniu godziny nie mogła się już schować.
– Tak? – zawołałem.
– Obracaj mięso, bo potem będzie surowe z jednej strony.
– Dobrze – potwierdziłem. – Obracam.
– A gaz masz na małym?
– Niech sprawdzę. – Nachyliłem się znów do pokrętła, wypinając jednocześnie dupę w jej stronę. – Tak, nadal na małym.
Schowała się, a zaraz potem przybiegły dziewczynki.
– Tato, opowiedz nam historię – poprosiły i usiadły przy moich nogach na trawie.
Choć moja pisarska wyobraźnia zawsze szła w kierunku thrillerów, zbrodni, morderstw z premedytacją, gdzie krew lała się po ścianach, dla dzieci zmieniałem się w twórców opowieści w stylu Disneya, gdzie dobro zawsze zwyciężało i gdzie życie było piękne. Czasami wprowadzałem wątek złej teściowej albo żarcik odnośnie do małżeńskiego losu, ale one tego nie zauważały. Były zbyt małe, by dostrzec mój humor. Koncentrowały się na miłości księżniczki i przystojnego księcia, więc to im serwowałem.
– Powiedz, jak poznałeś mamę – poprosiła Sonia.
– Nie znudziło się wam jeszcze? – zapytałem zaskoczony. – Tyle razy wam opowiadałem.
– Opowiedz jeszcze raz. Ostatni – zapewniła mnie, choć zawsze tak mówiły.
– Dobrze – uśmiechnąłem się. – Mamę poznałem, jak weszła na salę. Była spóźniona na wykład i wpadła do środka, jakby ktoś ją popchnął od tyłu. Wszyscy na nią spojrzeli. Pani profesor była zła, bo nagle zapomniała, o czym mówiła. Ja natomiast zapomniałem, że świat dookoła nas istnieje. Była najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem. Patrzyłem na nią jak na zjawisko. Buzia mi się otworzyła ooo tak… – Pokazałem, a dziewczynki się zaśmiały. – Mama zakłopotana ruszyła schodami na górę, by zająć miejsce. Sala była wypełniona po brzegi studentami, a ona szła coraz wyżej, tracąc nadzieję na znalezienie wolnego miejsca. Obok mnie siedziała inna dziewczyna: brzydka, śmierdząca i taka fee… – Wykrzywiłem się, a one skopiowały mój gest. – Mimo to poprosiłem ją bardzo grzecznie, żeby się przesunęła. Nie chciała, więc ją sam przesunąłem. Zaparłem się i napierając na nią, zrobiłem miejsce dla mamy. Moje największe szczęście w życiu to było to miejsce tuż na brzegu ławki. Gdyby nie to, nigdy by obok mnie nie usiadła. Pozwoliłem jej spisać notatki, które zrobiłem. Potem patrzyłem na nią jak na obrazek. Ona notowała, a ja nie mogłem się na niczym skupić.
– I potem potrzebowałeś jej notatek – wtrąciła Sonia.
– Tak, a mama się zgodziła.
– A potem zaprosiłeś mamę na kolację, ale była taka zdenerwowana, że nic nie mogła zjeść.
– Ja już wtedy wiedziałem, że będzie moją żoną, że będziemy mieszkać w tym pięknym domu i będziemy mieć dwie córki.
– I już wtedy kochałeś mamę – dodała.
– Tak – potwierdziłem.
Dziewczynki nie wiedziały, że Dagmara miała wtedy chłopaka. Wcale nie chciała się ze mną spotykać. Nic nie zjadła, bo źle się czuła z innym facetem na randce, podczas gdy jej chłopak siedział w zapyziałej wsi i czekał, aż wróci z akademika na weekend. Ja jednak nie odpuściłem. Zapraszałem ją, czarowałem i wychodziłem z siebie, żeby tylko się we mnie zakochała. Udało mi się, ale teraz, gdy patrzę na to, jak potoczyło się moje życie, nie wiem, czy nadal fascynuję ją jak kiedyś. Dawniej opowiadałem o marzeniach, o tym, jak sławny będę dzięki pisaniu, jak będę podróżował od miasta do miasta, spotykając się z moimi czytelnikami. Czytelnikami, którzy zaangażują się w moje pisanie do tego stopnia, że zasypią mnie pytaniami o fabułę, o osobowości bohaterów. Tymczasem przyjąłem pracę w lokalnej telewizji i gazecie. Dojeżdżałem ponad półtorej godziny w jedną stronę, żeby tylko robić coś, co choć w niewielkim stopniu przypominało moje wymarzone cele. Moja robota polegała na pisaniu o plonach rolników, wiadomości z powiatu, o tym, co i kto powiedział na ostatnim spotkaniu rady. Ogólnie nudy. Czasami trafiło się jakieś przestępstwo. Średnio raz na kilka lat.
– Kochanie – poczułem, jak Dagmara objęła mnie, stojąc tuż za mną – znów im opowiadasz o nas?
– Nic innego ich nie interesuje – zażartowałem. – Choć jak ci powiem, co im powiedział Jacek, to nie uwierzysz.
– No właśnie, a gdzie dzieci Elki?
Żona szybko mnie puściła i pobiegła szukać chłopaków. Ich własna matka się nie zainteresowała. Dziewczynki razem z Dagmarą nawoływały ich imiona. Tamci musieli potraktować to jako zabawę, bo nie wyszli. Dopiero gdy sytuacja eskalowała do tego stopnia, że wszyscy nerwowo biegali po ogrodzonym podwórku, wyszli speszeni.
Gdy wróciłem do grilla, stała przy nim teściowa. Zapewniała, że przejęła moje obowiązki, widząc, jak ruszam na poszukiwanie chłopaków. W pierwszej chwili myślałem, że mnie wyręczy, ale jej chodziło tylko o mięso. Mnie miała w głębokim poważaniu. Oddała mi szpikulec i odeszła.
– A w tym roku to gdzie jedziecie na wakacje? – zapytała Elka. gdy usiedliśmy w końcu do stołu.
– Nie wiem, czy nas będzie stać – powiedziałem poważnie.
– Dobre sobie – zaśmiała się. – Ty to masz poczucie humoru.
Chciałem powiedzieć, że ich wizyty odbijają się negatywnie na naszym budżecie i że zżerają nasze wakacje.
– Darek chciał powiedzieć – zaczęła mnie tłumaczyć Dagmara – że w tym roku…
– Nie mów, że w ciąży jesteś – przerwała jej Elka.
– No to pijemy – zerwał się szwagier i pobiegł do samochodu po swoją chrzczoną gorzałę.
– Nie, nic z tych rzeczy. – Uśmiech Dagmary sprawił, że się zainteresowałem. Czyżby chciała trzeciego dziecka?
– To co? – Tym razem matka zabrała głos. – No mów.
– Chodzi o to, że chcielibyśmy zrobić remont.
– Ale dopiero co się pobudowaliście – wytknęła Elka.
– Dziewięć lat temu – przypomniała jej Dagmara.
– U nas więcej minęło i nie było odnawiane. – Matka sięgnęła po mięso, o które tak się upominała w trakcie grillowania.
Patrzyłem,