Upadające Imperium. John ScalziЧитать онлайн книгу.
Cardenia zrobiła zeza. „Słuszna uwaga, bezduszny komputerze”.
– Jak utracono Dalasýslę?
– Strumień Nurtu do niej zniknął w roku 222 – odparł tablet.
„No tak, oczywiście” – pomyślała Cardenia.
Teraz przypomniała sobie lekcje podstaw historii Wspólnoty, jakie pobierała w szkole. Dalasýsla stanowiła jedną z kilku pierwszych kolonii, które źle skończyły, jeszcze zanim imperoksowie z dynastii Wu wraz z doktrynami społecznymi i religijnymi Wspólnoty stłumili większość opozycji. Znaczną część z tych kolonii utracono jednak w wyniku wojen, głodu lub chorób. Z Dalasýslą było inaczej, gdyż nagle nie było sposobu, aby się do niej dostać lub z niej wydostać przy pomocy Nurtu. Po prostu… całkowicie zniknęła z mapy.
Cardenia wywołała artykuł encyklopedyczny na temat zabójstwa, uzupełniony o zdjęcie Olafsena, mechanika na statku z Dalasýsli, który był członkiem załogi Toun Sandin, imperialnego dziesiątaka. Zamordował imperoks Grayland wraz z ponad setką ludzi z jej świty, odcinając segment pierścieniowy, gdzie znajdowały się jej kajuty, w czasie gdy statek wracał z wizyty państwowej na Jendoubie. Odrzucił segment pierścieniowy, który w ten sposób wyszedł poza bąbel czasoprzestrzenny otaczający statek i wpadł w Nurt, gdzie natychmiast przestał istnieć.
– Ha, to dopiero radosna historia – mruknęła pod nosem Cardenia.
Nie bardzo rozumiała, dlaczego ojciec zasugerował jej imię Grayland, chyba że był przekonany, iż zostanie zamordowana przez niezadowolonego sługę. To ją nieco zdezorientowało. Przejrzała pobieżnie resztę artykułu i zauważyła, że najwyraźniej Grayland, opierając się na danych dostarczonych przez naukowców, faktycznie nakazała ewakuację Dalasýsli, ale sprzeciwiał się temu parlament, w tym delegaci z samej Dalasýsli, jak również gildie, które opóźniały ją do czasu aż było za późno. Olafsen obwiniał o opóźnienie imperoks, a tymczasem wina leżała po stronie kogoś zupełnie innego.
„Ale imperoks jest jedna – pomyślała Cardenia – i akurat znajdowała się na jego statku”.
– Hej – zawołała Naffa z innego pokoju – kończysz już?
– Prawie – odpowiedziała Cardenia.
Dokończyła, co miała dokończyć, umyła się i gdy tylko wyszła z łazienki, zobaczyła Naffę trzymającą bardzo poważny uniform, skrojony na miarę Cardenii.
– Co to jest? – zapytała.
– Masz się spotkać z dziewięcioma najpotężniejszymi ludźmi we Wszechświecie, nie licząc ciebie samej. Może zechcesz ubrać się trochę lepiej.
Bardzo Poważny Uniform nieco uwierał, ale nawet w ułamku procenta nie tak bardzo jak komitet wykonawczy.
Kiedy Cardenia weszła do ogromnej sali balowej, dziewięciu członków komitetu podeszło i skłoniło się jej głęboko.
– Wasza wysokość – powiedziała nisko zgięta Gunda Korbijn, arcybiskup Xi’an i nominalna przewodnicząca komitetu wykonawczego. – Niech mi będzie wolno wyrazić najgłębszy smutek i współczucie w dniu odejścia twego ojca, imperoksa. Niewątpliwie zasiądzie u boku Prorokini w Zaświatach.
Cardenia, znając całkowity brak religijności imperoksa, mimo iż oficjalnie był on głową Kościoła Wspólnoty, powstrzymała delikatny uśmiech wpełzający na jej usta.
– Dziękuję, wasza wielebność.
– W imieniu całej rady chciałam zadeklarować naszą nieodmienną wierność tobie, rodowi Wu i Wspólnocie.
– Oczywiście, dziękujemy – odpowiedziała Cardenia, po raz pierwszy używając imperialnego „my” w odniesieniu do samej siebie, a także nieco bardziej formalnego stylu wypowiadania się, którego uczono ją przez ostatni rok.
„Trochę to potrwa, zanim się przyzwyczaję” – pomyślała. Zerknęła na Naffę, która niczego nie zasygnalizowała uniesieniem brwi. Bez wątpienia zrobi to później.
Członkowie komitetu pozostali w głębokim ukłonie, co wprawiło Cardenię w niejakie zakłopotanie, aż w końcu uświadomiła sobie, że czekają, aż pozwoli im się wyprostować.
– Proszę – powiedziała tylko trochę speszona, pokazując im, aby przestali się giąć w ukłonie. Tak też zrobili. Następnie wskazała na długi stół, który ustawiono pośrodku sali balowej. – Usiądźmy i przejdźmy do konkretów.
Komitet usiadł. Jego najstarsi członkowie najbliżej krzesła imperoks, przy jednym końcu stołu, z wyjątkiem arcybiskup Korbijn, która zajęła miejsce naprzeciwko niej. Cardenia przyjrzała się ich ubiorom: biskupi Kościoła w pięknych, czerwonych szatach z purpurowymi obszyciami, przedstawiciele gildii w formalnej czerni i złocie, zaś reprezentanci parlamentu w ciemnoniebieskich garniturach. Jej własny Bardzo Poważny Uniform był koloru imperialnej zieleni, ciemny ze szmaragdowymi lamówkami.
„Wyglądamy jak pudełko kredek”, uznała Cardenia.
– Wasza wysokość raczy się uśmiechać – odezwała się arcybiskup Korbijn.
– Wspominamy naszego ojca, który często opowiadał o spotkaniach z komitetem.
– Mam nadzieję, że same dobre rzeczy.
„Właściwie to nie bardzo”.
– Tak, oczywiście.
– Wasza wysokość, kolejne kilka dni będą kluczowe. Musisz ogłosić okres żałoby…
– Już to uczyniliśmy, wasza wielebność. Będziemy jej przestrzegać przez tradycyjne pięć dni.
– Bardzo dobrze – powiedziała Korbijn, nie okazując w żaden sposób, że przerwanie w pół zdania ją zirytowało. – W tym czasie niestety ty sama będziesz dość mocno zajęta. – Skinęła głową w kierunku Vaera, biskupa Hubu, siedzącego na prawo od Cardenii, a ten wyciągnął skórzaną teczkę, z niej zaś gruby plik papierów, który podał władczyni. – Przygotowaliśmy dla waszej wysokości propozycję terminarza, aby ci usłużyć. Obejmuje on sporo odpraw, a także formalnych i nieformalnych spotkań z gildiami, parlamentem i przedstawicielami Kościoła.
Cardenia wzięła kartki, ale nie spojrzawszy na nie, przekazała je stojącej za jej krzesłem Naffie.
– Dziękujemy.
– Chcielibyśmy zapewnić waszą wysokość, że w czasie obejmowania rządów wszystko będzie się odbywało płynnie i przy najwyższej trosce oraz szacunku. Wiemy, że to niełatwy okres dla waszej wysokości, a wiele z tych spraw stanowi nowość. Chcielibyśmy pomóc waszej wysokości w płynnym przyzwyczajeniu się do nowej roli.
„Chcecie mi pomóc w objęciu władzy czy mną kierować?”.
– Raz jeszcze dziękuję, wasza wielebność. Nasze serce się raduje, widząc waszą troskę.
– Mamy również inne troski – powiedział Lenn Edmunk, jeden z przedstawicieli gildii. Ród Edmunk dzierżył monopole na krowy, świnie i wszelkie produkty pochodne, od mleka po świńskie skóry. – Twój ojciec pozostawił trochę nierozwiązanych spraw dotyczących gildii, między innymi kwestie przekazywania monopoli i przecierania dróg handlowych.
Cardenia zauważyła, że arcybiskup Korbijn zacisnęła usta. Edmunk ewidentnie odezwał się poza kolejnością.
– Wyjaśniono nam, że takie sprawy muszą zostać procedowane w parlamencie, a następnie przedstawione nam do zatwierdzenia bądź odrzucenia.
– Twój ojciec, wasza wysokość, zapewnił nas, że kwestie te zostaną załatwione.
– Czy