Zima świata. Ken FollettЧитать онлайн книгу.
wygłodniałych owczarkach, które odskakiwały i znowu atakowały, szarpiąc jego ciało ostrymi zębami.
Rzucił się do ucieczki. Ścigany przez psy, pędził na oślep prosto przed siebie i wpadł na druciane ogrodzenie. Bojówkarze wybuchnęli gromkim śmiechem. Jörg pobiegł w innym kierunku, lecz rezultat był ten sam. Jeden z psów wyrwał kawał ciała z jego pośladka, a brunatne koszule zaryczały z radości.
Bojówkarz stojący obok Lloyda krzyknął:
– Ogonek! Capnij go za ogonek! – Lloyd domyślił się, że w niemieckim slangu „ogonek”, der Schwanz, oznacza członek. Bojówkarz śmiał się histerycznie.
Blade ciało Jörga spływało krwią. Przycisnął się twarzą do ogrodzenia, chroniąc genitalia i kopiąc w tył i na boki. Jednak z każdą chwilą tracił siły, kopnięcia były coraz słabsze. Ledwo trzymał się na nogach. Psy nabrały śmiałości, rozdzierały mięso i połykały krwawe kęsy. W końcu Jörg upadł na ziemię.
Psy zabrały się do uczty.
Przewodnicy weszli za ogrodzenie. Wyćwiczonymi ruchami wzięli psy na smycze, odciągnęli je od Jörga i wyprowadzili.
Spektakl dobiegł końca, brunatne koszule zaczęły się rozchodzić, gawędząc wesoło.
Robert wbiegł przez bramę i tym razem nikt go nie powstrzymał. Z jękiem schylił się nad Jörgiem.
Lloyd pomógł mu rozwiązać jego ręce i zdjąć kubeł. Jörg był nieprzytomny, ale oddychał.
– Wnieśmy go do budynku, ty weź za nogi – powiedział Lloyd.
Chwycił Jörga pod ręce, wnieśli do budynku, w którym spędzili noc, i położyli na sienniku. Pozostali więźniowie zgromadzili się obok, wystraszeni i przybici. Lloyd miał nadzieję, że któryś jest lekarzem, jednak nikt się nie zgłosił.
Robert zdjął marynarkę i kamizelkę, a potem koszulę, której użył do otarcia krwi.
– Potrzebna jest czysta woda.
Na podwórzu była pompa. Lloyd wyszedł, ale nie miał żadnego naczynia. Kubeł wciąż leżał na ziemi. Umył go i napełnił wodą.
Wszedłszy do środka, zobaczył, że siennik jest cały zakrwawiony.
Robert zamoczył koszulę w kuble i obmywał rany Jörga. Po chwili koszula była czerwona.
Jörg się poruszył.
Robert przemówił do niego cicho:
– Spokojnie, kochany. Już po wszystkim, jestem przy tobie.
Jörg jakby go nie słyszał.
Wszedł Macke, a za nim czterech zbirów w brunatnych koszulach. Złapał Roberta za ramiona i odciągnął.
– Teraz już wiesz, co myślimy o homoseksualnych zboczeńcach!
Lloyd wskazał Jörga i powiedział:
– Zboczeńcem jest ten, kto zrobił coś takiego. – Po chwili dodał z wściekłością i pogardą: – Komisarz Macke.
Policjant skinął lekko głową na jednego z bojówkarzy. Ten odwrócił karabin i jakby mimochodem rąbnął Lloyda kolbą w głowę.
Chłopak upadł na ziemię, wijąc się z bólu.
– Niech mi pan pozwoli zająć się Jörgiem, proszę – błagał Robert.
– Może pozwolę – odparł Macke. – Ale najpierw podejdź tutaj.
Pomimo rozdzierającego bólu Lloyd otworzył oczy, żeby zobaczyć, co się dzieje.
Macke zaciągnął Roberta w drugi koniec pomieszczenia, w którym stał toporny drewniany stół. Wyjął z kieszeni jakiś dokument i wieczne pióro.
– Twoja restauracja jest teraz warta połowę tego, co zaproponowałem ci za pierwszym razem, czyli dziesięć tysięcy marek.
– Wszystko jedno – wydusił Robert, zanosząc się szlochem. – Pozwól mi być z Jörgiem.
– Podpisz tu – rozkazał Macke. – Potem wasza trójka może odejść.
Robert podpisał.
– Ten pan może być świadkiem. – Macke podał pióro bojówkarzowi i spojrzał na Lloyda. – A nasz uparty angielski gość drugim.
– Zrób, co ci każe – poprosił Robert.
Lloyd pozbierał się, potarł zbolałą głowę, wziął pióro i podpisał.
Macke triumfalnie schował umowę do kieszeni i wyszedł.
Robert i Lloyd wrócili do Jörga.
Ale Jörg nie żył.
VIII
Walter i Maud pojechali na Lehrte Station, dworzec położony tuż na północ od spalonego Reichstagu, żeby odprowadzić Ethel i Lloyda. Gmach dworca, zbudowany w stylu neorenesansowym, wyglądał jak francuski pałac. Przybyli wcześnie i czekając na pociąg, usiedli w dworcowej kawiarence.
Lloyd był zadowolony, że wyjeżdża. Przez sześć tygodni dużo zobaczył, nauczył się niemieckiego i dowiedział się sporo o polityce, teraz jednak chciał wrócić do domu, podzielić się z ludźmi swoimi doświadczeniami i ostrzec, że to samo może się powtórzyć w Anglii.
Mimo to w osobliwy sposób czuł się winny, że opuszcza Niemcy. Wracał do kraju, w którym rządzi prawo, prasa jest wolna, a przynależność do partii socjaldemokratycznej nie stanowi przestępstwa. Zostawiał von Ulrichów w państwie okrutnej dyktatury, w którym niewinnego człowieka wolno rzucić na pożarcie psom i nikt za tę zbrodnię nie stanie przed obliczem sprawiedliwości. Von Ulrichowie byli zdruzgotani, Walter jeszcze bardziej niż Maud. Wyglądali jak ludzie, którzy dostali tragiczną wiadomość albo których dotknęła śmierć kogoś bliskiego. Nie potrafili myśleć o niczym poza katastrofą, która na nich spadła.
Lloyd został wylewnie przeproszony przez przedstawiciela niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz dostał notę z wyjaśnieniem przepełnionym kłamliwą skruchą. Autorzy sugerowali, że przez własną lekkomyślność wmieszał się w burdę i trafił do aresztu z powodu pomyłki administracyjnej, za którą władze szczerze przepraszają.
– Odebrałem telegram od Roberta – powiedział Walter. – Dotarł bezpiecznie do Londynu.
Jako obywatel austriacki Robert bez większych problemów zdołał wydostać się z Niemiec. Trudniejsze okazało się odzyskanie pieniędzy. Walter zażądał, by Macke wpłacił je do banku w Szwajcarii. Początkowo komisarz twierdził, że to niemożliwe, lecz Walter go przycisnął, grożąc, iż zakwestionuje sprzedaż przed sądem. Oświadczył, że Lloyd jest gotów zeznać, iż dokument został podpisany pod przymusem. W końcu Macke pociągnął za odpowiednie sznurki.
– Cieszę się, że Robertowi udało się wyjechać – odezwał się Lloyd. Z jeszcze większą radością myślał o powrocie do Londynu. Wciąż bolała go głowa i czuł ból żeber, ilekroć zmieniał pozycję na łóżku.
– Może wy także przyjechalibyście do Londynu? – zaproponowała Ethel Maud. – Oboje, to znaczy z całą rodziną.
Walter popatrzył na żonę.
– Być może powinniśmy – rzekł, ale widać było po nim, że myśli inaczej.
– Zrobiliście, co w waszej mocy – przekonywała Ethel. – Walczyliście dzielnie, ale tamci są górą.
– Walka jeszcze się nie skończyła – odparła Maud.
– Grozi wam niebezpieczeństwo.
– Cały kraj jest w niebezpieczeństwie.