Zima świata. Ken FollettЧитать онлайн книгу.
i sandały, byli uosobieniem młodzieńczej siły i witalności. Woody chętnie zrobiłby im zdjęcie, gdyby miał przy sobie aparat. Uwielbiał fotografować i urządził w domu ciemnię, aby wywoływać zdjęcia.
Upewniwszy się, że Sprinter jest w takim samym stanie, w jakim go rano zostawił, Woody wskoczył na pokład. Z hangaru wychodziło kilkunastu młodych chłopców, smagłych od słońca i wiatru. Czuli w mięśniach przyjemne zmęczenie po wysiłku i śmiali się, wspominając błędy popełnione podczas rejsu, żarty i psikusy.
Kiedy byli na wodzie i trudzili się wspólnie, sterując jachtem, przepaść między dwoma chłopcami z bogatej rodziny i synami biedoty zanikała, pojawiła się jednak znowu na parkingu jachtklubu. Stały tam obok siebie dwa samochody: prowadzony przez szofera w liberii chrysler airflow senatora Dewara, którym jeździli Woody i Chuck, oraz pick-up marki Chevrolet Roadster, na którego przyczepie ustawiono dwie drewniane ławeczki dla pasażerów. Woody czuł zakłopotanie, gdy żegnał się z kolegami, a szofer otwierał mu drzwi, jednak chłopcy nie zwracali na to uwagi. Dziękowali mu i umawiali się na następną sobotę.
– Było fajnie, ale nie wiem, czy to coś da – powiedział Woody, kiedy jechali Delaware Avenue.
– Dlaczego? – zdziwił się Chuck.
– Nie pomagamy ich ojcom znaleźć pracy, a tylko to naprawdę się liczy.
– Może ich synom za parę lat łatwiej będzie znaleźć posadę?
Buffalo było miastem portowym, w normalnych czasach jednostki handlowe żeglujące po wielkich jeziorach i kanale Erie oraz statki wycieczkowe zapewniały tysiące miejsc pracy.
– Jeśli prezydentowi uda się rozkręcić gospodarkę – powiedział Woody.
Chuck wzruszył ramionami.
– A więc idź pracować u Roosevelta.
– Dlaczego nie? Tata pracował u Woodrowa Wilsona.
– Ja pozostanę przy żeglowaniu.
Woody zerknął na zegarek.
– Mamy akurat tyle czasu, żeby przebrać się na zabawę. – Szli na kolację z potańcówką w klubie tenisowym. Na samą myśl o tym serce Woody’ego zaczęło bić szybciej. – Chcę znaleźć się w otoczeniu osóbek, które mają miękką skórę, mówią wysokimi głosami i noszą różowe sukienki.
– Ha – mruknął drwiąco Chuck. – Joanne Rouzrokh nigdy w życiu nie ubrałaby się na różowo.
Woody był zaskoczony. Od paru tygodni dniami i nocami marzył o Joanne, ale skąd jego brat może o tym wiedzieć?
– Dlaczego uważasz, że…
– Och, daj spokój – prychnął Chuck. – Kiedy zjawiła się na plaży w spódniczce do tenisa, o mało nie zemdlałeś. Wszyscy widzieli, że odbiło ci na jej punkcie. Na szczęście ona jakby tego nie zauważała.
– Dlaczego na szczęście?
– Na litość boską, ty masz piętnaście lat, a ona osiemnaście. Aż wstyd o tym mówić! Ona szuka męża, a nie uczniaka.
– Wielkie dzięki, zapomniałem, że doskonale znasz się na kobietach.
Chuck się zarumienił. Jak do tej pory nie miał dziewczyny.
– Nie trzeba być znawcą, żeby zobaczyć to, co jest pod nosem.
Bracia często tak ze sobą rozmawiali. Nie kryła się w tym złośliwość, po prostu odnosili się do siebie z brutalną szczerością. Jako bracia nie musieli być dla siebie mili.
Ich dom, zbudowany przez nieżyjącego już dziadka, senatora Cama Dewara, był imitacją gotyckiego pałacu. Wbiegli do środka, żeby wziąć prysznic i zmienić ubrania.
Woody był wzrostu ojca i nosił jego stare garnitury. Były nieco zniszczone, lecz wcale mu to nie przeszkadzało. Młodzi chłopcy będą ubrani w szkolne koszule lub marynarki, lecz starsi, chodzący do college’ów, włożą smokingi, a Woody chciał wyglądać doroślej. Dzisiaj z nią zatańczę, myślał, nakładając brylantynę na włosy. Będę mógł ją objąć, poczuć ciepło jej skóry. Ona się uśmiechnie, a ja będę patrzył jej w oczy. Jej piersi będą się ocierały o materiał mojej marynarki.
Kiedy zszedł na dół, rodzice czekali w salonie. Ojciec pił koktajl, a matka paliła papierosa. Ojciec był wysoki i chudy, w dwurzędowym smokingu wyglądał jak wieszak na ubrania. Matka była piękna, mimo że miała tylko jedno oko, drugie nigdy się nie otwierało, taka już się urodziła. Wyglądała olśniewająco w sukni z czerwonego jedwabiu z czarnymi koronkami, sięgającej do ziemi, i krótkim wieczorowym żakiecie z czarnego aksamitu.
Jako ostatnia zjawiła się babka Woody’ego. Miała sześćdziesiąt osiem lat i trzymała się prosto i elegancko, była szczupła tak jak syn, ale drobna. Popatrzyła na suknię Rosy.
– Wyglądasz cudownie, moja droga.
Do synowej zawsze odnosiła się z czułością, wszystkich innych traktowała uszczypliwie.
Gus podał jej koktajl. Woody trzymał w ryzach swoją niecierpliwość, czekając, aż babcia wypije, bo nie wolno było jej popędzać. Uważała, że bez niej nie może się rozpocząć żadna impreza towarzyska. Była szacowną pierwszą damą socjety Buffalo, wdową po senatorze i matką senatora, matroną jednego z najstarszych i najznamienitszych rodów w mieście.
Woody nie pamiętał, kiedy zakochał się w Joanne. Znał ją prawie przez całe życie, lecz kiedyś uważał dziewczynki za niegodne zainteresowania obserwatorki wspaniałych przygód chłopców. Wszystko się zmieniło przed dwoma lub trzema laty, gdy dziewczęta nagle stały się bardziej fascynujące niż samochody i motorówki. Wówczas jego zainteresowanie budziły dziewczynki w jego wieku lub nieco młodsze. Joanne zawsze traktowała go jak inteligentne dziecko, z którym warto czasem porozmawiać, a nie jak kandydata na chłopaka. Jednak tego lata, ni stąd, ni zowąd, nagle wydała mu się najbardziej pociągającą dziewczyną na świecie. Niestety, jej uczucia do niego nie przeszły podobnej przemiany.
Jeszcze nie.
– W szkole wszystko dobrze? – zapytała babcia Chucka.
– Okropnie, babciu, i doskonale o tym wiesz. Jestem rodzinnym głupkiem, brakującym ogniwem między nami i naszymi antenatami szympansami.
– Głupek nie użyłby słowa „antenaci”, tak wynika z mojego doświadczenia. Jesteś pewny, że lenistwo nie odgrywa w tym jakiejś roli?
– Nauczyciele Chucka twierdzą, że się stara, mamo – wtrąciła Rosa.
– I wygrywa ze mną w szachy – dodał Gus.
– Pytam więc, w czym problem? – nie ustępowała starsza pani. – Jeśli tak dalej będzie, nie dostanie się na Harvard.
– Po prostu wolno czytam, i to wszystko – odrzekł Chuck.
– To ciekawe – mruknęła babka. – Mój teść, a twój pradziadek ze strony ojca, był najlepiej zarabiającym bankierem swojego pokolenia, a ledwo umiał czytać i pisać.
– Nie wiedziałem.
– Ale to prawda. Tylko nie potraktuj tego jako wymówki. Bardziej się przykładaj.
Gus spojrzał na zegarek.
– Mamo, jeśli jesteś gotowa, powinniśmy już iść.
Wsiedli do samochodu i pojechali do klubu. Gus zarezerwował stolik i zaprosił Renshawów oraz ich dzieci, Dot i George’a. Woody rozejrzał się i zaniepokoił, nie widząc Joanne. Sprawdził rozkład stolików, który umieszczono na sztaludze w holu, niestety nie było na nim stolika Rouzrokhów. Czyżby nie zamierzali przyjść? To zepsułoby mu cały wieczór.
Jedząc