Krawędź wieczności. Ken FollettЧитать онлайн книгу.
mu będzie uśmiechać się do Karolin, jak gdyby była jego dziewczyną.
Na scenie wykonawczyni o jasnych włosach przygrywała sobie na gitarze i śpiewała Freight Train. Nie była tak ładna jak Karolin, lecz jej uroda bardziej rzucała się w oczy. Później jakiś świetny gitarzysta zagrał trudnego bluesa wymagającego wielkiej zręczności palców. A potem Danni Hausmann wywołał nazwisko Wallego.
Ten zdenerwował się, stanąwszy twarzą do publiczności. Większość gitarzystów miała instrumenty z ozdobnymi skórzanymi paskami, jednak Walli nigdy nie zaprzątał sobie tym głowy i gitara wisiała na jego szyi na sznurku. Nagle pożałował, że nie ma paska.
– Dobry wieczór, jesteśmy Bobbsey Twins – rzekła Karolin.
Walli trącił struny i zaczął śpiewać; brak paska przestał mieć znaczenie. Piosenka była na melodię walca, Walli grał ją zadziornie. Karolin udawała rozwiązłą, Walli zaś wystąpił w roli surowego pruskiego podoficera.
Słuchacze zanosili się śmiechem.
Wtedy w Wallim zaszła przemiana. W kawiarni było około setki ludzi, którzy nagradzali wykonawców wybuchami wesołości, lecz on poczuł coś, czego do tej pory nie znał. To było jak pierwsze sztachnięcie się papierosem.
Publiczność zaśmiała się jeszcze kilka razy, a na koniec nastąpiły rzęsiste brawa.
Wallemu spodobało się to jeszcze bardziej.
– Polubili nas – szepnęła z radością Karolin.
Walli zaczął grać Nobody’s Fault but Mine, szarpiąc struny paznokciami dla spotęgowania efektu melancholijnie brzmiących akordów septymowych. Widownia ucichła. Karolin zamieniła się teraz w upadłą kobietę pogrążoną w rozpaczy. Walli obserwował słuchaczy – wszyscy milczeli. Jakaś kobieta miała łzy w oczach, przemknęło mu przez myśl, że być może doświadczyła tego, o czym śpiewa Karolin.
Pełna skupienia cisza brzmiała jeszcze przyjemniej niż śmiech.
Na koniec publiczność nagrodziła wykonawców głośnymi oklaskami i domagała się kolejnych piosenek.
Zgodnie z zasadami konkursu każdy uczestnik miał wykonać dwa numery, toteż Walli i Karolin zeszli ze sceny, ignorując okrzyki słuchaczy, lecz Hausmann kazał im na nią wrócić. Nie przećwiczyli trzeciej piosenki i teraz patrzyli na siebie z przestrachem.
– Znasz This Land is Your Land? – spytał Walli. Dziewczyna pokiwała głową.
Widownia przyłączyła się do wykonawców i Karolin zaśpiewała głośniej. Walli był zaskoczony siłą jej głosu. Zaśpiewał wyżej i ich głosy wzniosły się ponad chór słuchaczy.
Schodząc ze sceny, czuł uniesienie, a oczy Karolin błyszczały.
– Naprawdę dobrze nam poszło! – oznajmiła. – Jesteś lepszy od mojego brata.
– Masz fajki? – zapytał Walli.
Konkurs trwał jeszcze godzinę, a oni siedzieli i palili papierosy.
– Moim zdaniem byliśmy najlepsi – stwierdził Walli.
Karolin była ostrożniejsza w sądach.
– Spodobała im się ta jasnowłosa dziewczyna, która zaśpiewała Freight Train.
Ogłoszono werdykt.
Duet Bobbsey Twins zajął drugie miejsce.
Wygrała naśladowczyni Joan Baez.
Rozzłościło to Wallego.
– Nie umiała grać! – orzekł.
Karolin podeszła do sprawy ze stoickim spokojem:
– Ludzie kochają Joan Baez.
Lokal zaczął pustoszeć, Walli i Karolin skierowali się do wyjścia. Wallego ogarnęło przygnębienie. Kiedy wychodzili, zagadnął ich Danni Hausmann. Dwudziestokilkuletni właściciel klubu ubierał się nowocześnie i swobodnie; miał na sobie czarny golf i dżinsy.
– Zagralibyście półgodzinny koncert w przyszły poniedziałek? – zaproponował.
Walli był tak zaskoczony, że nie odpowiedział, lecz Karolin zareagowała błyskawicznie.
– No pewnie!
– Ale konkurs wygrała ta dziewczyna udająca Joan Baez – odezwał się Walli, zanim zdążył się ugryźć w język.
– Mam wrażenie, że potraficie bawić publikę dłużej, niż trwa jedna czy dwie piosenki – powiedział Danni. – Macie tyle utworów, żeby wystarczyło na mały koncert?
Walli ponownie się zawahał, lecz Karolin odpowiedziała za niego:
– Do poniedziałku będziemy mieli.
Przypomniał sobie, że zgodnie z zapowiedzią ojca przez miesiąc nie będzie mógł wieczorem wyjść z domu, ale postanowił o tym nie mówić.
– Dzięki – rzucił Danni. – Zagracie wcześnie, o wpół do dziewiątej. Bądźcie o dziewiętnastej trzydzieści.
Niesieni radością, wyszli na oświetloną latarniami ulicę. Walli nie wiedział, jak poradzi sobie z ojcem, lecz optymistycznie zakładał, że wszystko się jakoś ułoży.
Okazało się, że Karolin także mieszka w Berlinie Wschodnim. Wsiedli do autobusu i zaczęli rozmawiać o repertuarze na przyszły tydzień. Znali całe mnóstwo piosenek w stylu folk.
Wysiedli i ruszyli w głąb parku. Karolin ściągnęła brwi.
– Ten facet za nami.
Walli obejrzał się. W odległości jakichś trzydziestu lub czterdziestu metrów zobaczył mężczyznę w czapce, który szedł za nimi, paląc papierosa.
– Co chcesz powiedzieć?
– Czy on aby nie był w klubie?
Walli popatrzył nieznajomemu prosto w oczy, lecz ten odwrócił wzrok.
– Nie wydaje mi się. Lubisz Everly Brothers?
– Tak!
Szli dalej, a Walli zaczął śpiewać All I Have to Do is Dream, przygrywając sobie na gitarze wiszącej na sznurku na jego szyi. Karolin ochoczo się przyłączyła. Śpiewali, przemierzając park. Później Walli zagrał Back in the USA Chucka Berry’ego.
Wyśpiewywali głośno refren, cieszę się, że mieszkam w USA, kiedy Karolin nagle się zatrzymała.
– Ciii!
Walli uświadomił sobie, że doszli do granicy. Pod latarnią stało trzech Vopo i mierzyło ich wrogim spojrzeniem.
Zamilkł momentalnie i miał nadzieję, że zdążyli w porę.
Jeden z gliniarzy, sierżant, spojrzał za plecy Wallego. Chłopak obejrzał się i zobaczył, że nieznajomy w czapce skinął głową. Sierżant podszedł do Wallego i Karolin.
– Dokumenty. – Mężczyzna w czapce powiedział coś do krótkofalówki.
Walli zmarszczył czoło. A więc Karolin miała rację: ktoś ich śledził.
Przyszło mu na myśl, że to sprawka Hansa.
Czy to możliwe, by był aż taki małostkowy i mściwy?
Jak najbardziej.
Sierżant spojrzał na legitymację Wallego.
– Masz dopiero piętnaście lat. Nie powinieneś być o tej godzinie poza domem.
Walli zacisnął zęby, spieranie się z policjantami nie miało sensu.
Sierżant