Zaręczyny w Madrycie. Эбби ГринЧитать онлайн книгу.
i trwałą. Nie można żyć bez zapuszczenia w jakimś miejscu korzeni.
Drzwi otworzyły się z trzaskiem.
– Proszę ze mną, panno O’Hara – usłyszała głos ochraniarza.
Windą dla personelu wjechali na ostatnie piętro. Mężczyzna otworzył zwykłe drzwi prowadzące do zwykłego korytarza. Weszli do małej kuchni dla służby, a stąd… do luksusowego urządzonego apartamentu. Z wypełniających całą ścianę sięgających od podłogi do sufitu okien salonu roztaczał się wspaniały widok na Madryt.
Piękny penthause, pomyślała. Dlaczego weszliśmy drzwiami od kuchni?
Ochraniarz wprowadził ją do salonu i dyskretnie zamknął za nią drzwi.
Lazaro stał przed oknem zwrócony do niej plecami. Odwrócił się, ale z tej odległości nie mogła dostrzec wyrazu jego twarzy.
W tym momencie usłyszała jego miękki i zmysłowy głos, który jednak przestraszył ją bardziej, niż gdyby na nią krzyknął.
– W co ty, u diabła, grasz?
ROZDZIAŁ DRUGI
Robiła, co mogła, by nie pokazać, jak bardzo jest wystraszona. Przeszła parę kroków w jego stronę. Wydawał się jeszcze wyższy.
Zawsze miał takie szerokie ramiona? Tak smukłe nogi?
Swoją sylwetką zasłaniał część widoku na nocny Madryt.
Był wściekły.
Ale mimo tych oznak gniewu, wciąż miała poczucie, że gdyby tylko jej dotknął, wszystkie końcówki jej nerwów natychmiast, by ożyły… Całe jej ciało niemal bezwolnie pragnęło mu się poddać.
Minęły trzy miesiące.
Gdy wtedy zaprosił ją na drinka przy barze, powiedziała, że nie jest z tych, co szukają łatwych przygód. Uśmiechnął się i podsunął jej krzesło…
To było tak dawno temu…
– Przepraszam za to, co zrobiłam, ale nie mogłam się z tobą skontaktować. Nikt nie chciał przekazać ci wiadomości ode mnie… Gdy przeczytałam o twoich zaręczynach, pomyślałam, że to dobra okazja…
– Okazja? Zrobiłaś aferę, bo wiedziałaś, że będą media. Gdy już wycięłaś mi taki numer, przynajmniej nie udawaj, że chodziło ci o coś innego.
Gdy przypomniała sobie przerażony wyraz twarzy jego narzeczonej, poczuła wyrzuty sumienia.
– Nie chciałam tego, ale tylko tam mogłam przyciągnąć twoją uwagę…
– Przyciągnęłaś. Kłamałaś o ciąży?
– Nie – wyrzuciła zdławionym głosem, ale znów poczuła wyrzut sumienia.
Pamiętała, że tamtego ranka chciała zostać dłużej, ale powstrzymały ją wspomnienia o matce, która wciąż pragnęła mężczyzny i wciąż zakochiwała się na nowo. Jednonocne przygody do niczego nie prowadzą, pomyślała wtedy Skye. I wyszła.
– Gdy się kochaliśmy, mówiłaś, że wszystko jest w porządku. Oszukiwałaś mnie? – spytał oskarżającym tonem.
Przygryzła wargę. Pamiętała tylko, jak rozpaczliwie pragnęła chwili, gdy ich ciała się spotkały. Jak za nic w świecie nie chciała, by przestawał. Nigdy niczego tak nie pragnęła, ale mimo to nie do końca straciła trzeźwość umysłu.
– Naprawdę myślałam, że to odpowiedni dzień mojego cyklu. – Potrząsnęła głową.
– Skąd w ogóle mam wiedzieć, że jesteś w ciąży? Wcale na nią nie wyglądasz. – Spojrzał na nią lekceważąco.
– Jestem. Właśnie miałam USG, które potwierdziło, że płód rozwija prawidłowo. Koniec trzeciego miesiąca… Czasem tak się zdarza…
– Skąd mam wiedzieć, że jestem ojcem? – nie ustępował.
– W życiu uprawiałam seks tylko z tobą – odparowała z oburzeniem w głosie.
Tamtej nocy kochali się dwa razy.
Widział, jak jej blade policzki zalewa rumieniec. Czuł, jak krew krąży mu szybciej w żyłach, ale szybko zrzucił to na karb gniewu, a nie pożądania.
Patrzył na drobną dłoń spoczywającą na jej wciąż płaskim brzuchu. Wciąż jeszcze nie mógł uwierzyć, że Skye jest w ciąży. Z jego dzieckiem.
Jako chłopak porzucony tuż po porodzie, który niemal do pełnoletności wałęsał się po domach opieki i rodzinach zastępczych, miał fatalne nastawienie do więzi między rodzicami a dzieckiem. Ale myśl, że zrobiła badanie bez niego, sprawiła mu niespodziewaną przykrość. Tworzyła niepokojący konflikt wewnętrzny.
Jakby ominęło go coś ważnego.
Zawsze sobie obiecywał, że jeśli będzie miał dzieci, zrobi dla nich wszystko. I nigdy ich nie porzuci. Stworzy im lepsze życie niż to, jakie jemu zgotował los. Ale z pewnością nie myślał, że wszystko stanie się tak szybko.
Nawet z Leonorą planował dzieci dopiero za kilka lat.
Wciąż dręczył go obraz tego, co zaszło podczas przyjęcia. Jak szybko i gwałtownie popadł w niełaskę.
Może jak Ikar leciałeś za blisko słońca? – pytał go wtedy drwiący wewnętrzny głos. Goniłeś za ułudą? Za akceptacją świata, do którego nie należałeś, a którą chciał zdobyć za wszelką cenę?
Szukał później Leonory, ale przepadła jak kamień w wodę. Wiedział zresztą, że nie ma po co jej szukać, bo wprost rzuciła mu w twarz, że to koniec ich związku. W jej świecie nie wybacza się takich publicznych upokorzeń.
Przyszedł więc tutaj, by razem ze Skye pomyśleć, co dalej.
Miała skruszony wyraz twarzy. Znów jak wtedy w Dublinie uderzyło go jej całkowicie naturalne piękno. Piegi na nosie i policzkach.
Czysta niewinność, pomyślał.
– Nie chciałam tak postąpić, ale wierz mi, że nie miałam wyjścia. Nie chciałam też zrobić przykrości twojej narzeczonej – zaczęła niepewnym głosem.
Nawet przez chwilę nie wierzył w tę fałszywą szczerość.
– Nie jest już moją narzeczoną. Zaręczyny zerwane – rzucił podniesionym głosem.
– Jeśli cię kocha, może się jeszcze jakoś ułoży… – Twarz Skye pobladła jeszcze bardziej.
Zaśmiał się kpiąco i przerwał jej podniesioną dłonią.
– Miłość!? Nie ma czegoś takiego. Nie mieliśmy się pobrać z miłości.
– Więc dlaczego? – spytała zmieszana jego słowami.
– Bo tak kazał rozsądek. Pomogłaby mi dostać się tam, gdzie chciałem. Ja pomógłbym jej w czym innym.
– Jakie to zimne… wyprane z uczuć – zauważyła.
– Raczej pragmatyczne. Małżeństwa oparte na tak mglistych rzeczach jak miłość rzadko kiedy trwają.
– Byliście już razem, gdy się spotkaliśmy – spytała z wahaniem w głosie.
– Nie. To stało się tuż po tym.
Ciążyła mu ta rozmowa. Tym bardziej, że pamiętał, jak bardzo pragnął znów się z nią spotkać i kochać, choć był też bardzo ostrożny. Nie szukał wielkich namiętności, lecz akceptacji i szacunku. Potrzebował kobiety, która mu w tym pomoże. Kobiety ze świata jego ojca, do którego nie miał dostępu.
Leonora już dawno zwróciła jego uwagę. Widział ją parę razy na różnych przyjęciach. Intrygował go jej nieco wycofany sposób bycia.