Firefly Lane (edycja filmowa). Kristin HannahЧитать онлайн книгу.
o brutalnych dłoniach, rozpychającym się języku i natarczywych palcach, z twardym fiutem, którego wepchnął w nią bez ceregieli.
Im więcej o tym myślała, tym bardziej samotna i opuszczona się czuła. Gdyby tylko miała kogoś zaufanego, z kim mogłaby porozmawiać. Może to złagodziłoby jej ból. Ale oczywiście nikogo takiego nie miała.
To była kolejna rzecz, którą będzie musiała trzymać w tajemnicy, tak jak szurniętą matkę i nieznanego ojca. Ludzie powiedzieliby, że mogła się tego spodziewać, skoro jako gimnazjalistka poszła na licealną imprezę.
Gdy zbliżała się do swojego podjazdu, zwolniła kroku. Myśl o powrocie do domu, o samotności w miejscu, które powinno być dla niej schronieniem, o kobiecie, która powinna ją kochać, stała się nagle nie do zniesienia.
Stary, siwy koń sąsiadów przytruchtał do płotu i zarżał do niej.
Tully przeszła na drugą stronę drogi i weszła na wzniesienie. Przy ogrodzeniu zerwała garść trawy i wyciągnęła ją do konia.
– Masz, koniku.
Koń obwąchał trawę, prychnął miękko i odbiegł.
– Ona lubi marchewkę.
Tully gwałtownie spojrzała do góry i zobaczyła, że jej sąsiadka siedzi na górnej belce ogrodzenia.
Na dłuższą chwilę zapadło milczenie. Jedynym dźwiękiem było ciche rżenie klaczy.
– Późno jest – powiedziała dziewczyna od sąsiadów.
– Tak.
– Lubię tu być w nocy. Gwiazdy są takie jasne. Czasem, gdy wpatrujesz się w niebo wystarczająco długo, mogłabyś przysiąc, że te małe białe kropki latają dokoła niczym świetliki. Może dlatego ta ulica tak się nazywa. Pewnie myślisz, że jestem dziwadłem, skoro mówię takie rzeczy.
Tully chciała coś odpowiedzieć, ale nie mogła. Gdzieś głęboko, głęboko w środku zaczęła się trząść i musiała całą uwagę skupić na tym, by nie dygotać.
Ta dziewczyna – Kate, przypomniała sobie Tully – zsunęła się z ogrodzenia. Miała na sobie za duży T-shirt z aplikacją Partridge Family, która zaczęła się odklejać. Gdy szła, jej kalosze aż mlaskały w błocie.
– Hej, nie wyglądasz najlepiej – rzuciła. Aparat korekcyjny sprawił, że „sz” zabrzmiało jak „s”. – I cuchniesz rzygami.
– Nic mi nie jest – odparła Tully, która cała się usztywniła, gdy Kate podeszła.
– Wszystko w porządku? Na pewno?
Ku swojemu przerażeniu Tully zaczęła płakać. Kate stała przez chwilę, przyglądając się jej zza swoich kujońskich okularów. A potem, nic nie mówiąc, przytuliła ją.
Tully wzdrygnęła się w pierwszym odruchu. To było coś zaskakującego i obcego. Chciała się odsunąć, ale poczuła, że nie może się ruszyć. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio ktoś tak ją obejmował, i nagle przywarła do tej dziwnej dziewczyny i bała się ją puścić. Bała się, że bez Kate odpłynie niczym S.S. Minnow i rozbije się na morzu.
– Na pewno jej się poprawi – powiedziała Kate, gdy płacz Tully trochę ucichł.
Tully cofnęła się i zmarszczyła brwi. Zrozumiała dopiero po chwili.
Rak. Kate myślała, że ona martwi się o mamę.
– Chcesz o tym pogadać? – zapytała Kate, zdejmując z zębów aparat i odkładając go na pokryty mchem słupek ogrodzenia.
Tully spojrzała na nią. W srebrzystym świetle księżyca w pełni dostrzegała w powiększonych soczewkami zielonych oczach Kate wyłącznie współczucie i chciała porozmawiać, chciała tak bardzo, że aż ją od tego mdliło. Ale nie wiedziała, jak zacząć.
– Chodź – powiedziała Kate i zaprowadziła ją w górę wzniesienia na krzywy ganek swojego domu. Usiadła tam i naciągnęła wytarty T-shirt na kolana.
– Moja ciocia Georgia miała raka – powiedziała. – To było okropne. Straciła wszystkie włosy. Ale teraz już jest dobrze.
Tully usiadła obok niej i odłożyła torebkę. Poczuła odór wymiocin. Wyciągnęła papierosa i zapaliła go, żeby przytłumić ten zapach. Zanim się zorientowała, powiedziała:
– Poszłam dziś na imprezę nad rzeką.
– Tę dla licealistów? – Kate chyba była pod wrażeniem.
– Zaprosił mnie Pat Richmond.
– Ten rozgrywający? No, no. Moja mama nie pozwoliłaby mi nawet stanąć w tej samej kolejce co chłopak z maturalnej klasy. Jest beznadziejna.
– Wcale nie.
– Uważa, że osiemnastoletni chłopcy są niebezpieczni. Mówi o nich „penisy z rękami i nogami”. Powiedz, że to nie beznadziejne.
Tully popatrzyła na pole przed nimi i wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. Sama nie wierzyła, że chce powiedzieć tej dziewczynie, co się dzisiaj wydarzyło, ale prawda paliła ją od środka jak ogień. Jeśli się od tego nie uwolni, spłonie.
– On mnie zgwałcił.
Kate odwróciła się ku niej. Tully poczuła, że zielone oczy obserwują jej profil, ale nie ruszyła się, nie zmieniła pozycji. Wstyd tak ją przytłaczał, że nie chciała oglądać jego odbicia w oczach Kate. Czekała, aż tamta coś powie, że nazwie ją idiotką, ale cisza trwała i trwała. Tully nie mogła już tego wytrzymać. Spojrzała w bok.
– Wszystko w porządku? – zapytała cicho Kate.
Tych parę słów sprawiło, że Tully przeżyła wszystko na nowo. Łzy napłynęły jej do oczu i świat się rozmazał.
A Kate znowu ją przytuliła. Tully pozwoliła, by ktoś ją pocieszał po raz pierwszy, odkąd była małym dzieckiem. Gdy się wreszcie odsunęła, spróbowała się uśmiechnąć.
– Będziesz cała mokra.
– Powinnyśmy komuś powiedzieć.
– Nie ma mowy. Powiedzą, że to moja wina. To będzie nasz sekret, okej?
– Okej. – Kate zmarszczyła brwi, gdy to mówiła.
Tully otarła oczy i zaciągnęła się papierosem.
– Dlaczego jesteś dla mnie taka miła?
– Wydawało mi się, że jesteś samotna. A ja wiem, jakie to uczucie.
– Naprawdę? Ale ty masz rodzinę.
– Oni muszą mnie lubić – westchnęła Kate. – Ale w szkole wszyscy traktują mnie tak, jakbym była trędowata. Miałam przyjaciółki, ale… Pewnie nie masz bladego pojęcia, o czym mówię. Jesteś taka popularna.
– To tylko znaczy, że wielu ludziom wydaje się, że mnie znają.
– Chciałabym tak.
Zapadła cisza. Tully dokończyła papierosa i zgasiła go. Były tak różne, ona i Kate, tak pełne kontrastów, jak to ciemne pole skąpane w blasku księżyca, a rozmawiało się z nią tak łatwo. Tully omal się nie uśmiechnęła i to w najgorszą noc w swoim życiu. To naprawdę było coś.
Przez następną godzinę siedziały i od czasu do czasu się odzywały, ale głównie milczały. Nie powiedziały nic szczególnie ważnego ani nie zdradziły sobie już żadnych sekretów.
Wreszcie Kate ziewnęła, a Tully wstała.
– Będę spadać.
Zeszły z ganku i ruszyły do drogi. Kate zatrzymała się przy skrzynkach pocztowych.
– No to na razie.
– Na