Firefly Lane (edycja filmowa). Kristin HannahЧитать онлайн книгу.
i dodała: – Babcia umarła, jak was nie było.
– Och, Tully…
I nadeszło to, na co Tully czekała cały tydzień. Był z nią ktoś, kto ją kochał i kto jej szczerze współczuł. Oczy zapiekły od łez i zanim się zorientowała, już płakała. To był potężny, bulgoczący szloch, który wstrząsał jej ciałem i uniemożliwiał oddychanie, a Kate cały czas ją trzymała, pozwalając się wypłakać i nic nie mówiąc.
Gdy Tully zabrakło łez, uśmiechnęła się, jeszcze roztrzęsiona.
– Dzięki, że nie powiedziałaś, że ci przykro.
– Ale jest mi przykro.
– Wiem.
Tully oparła się z powrotem o pień i zapatrzyła w nocne niebo. Chciała wyznać, że się boi i że choć czasem czuła się w życiu samotna, to dopiero teraz wie, co to prawdziwa samotność, ale nie mogła wypowiedzieć tych słów, nawet do Kate. Myśli – lęki także – to ulotne zjawiska, bezkształtne, dopóki nie uczyni się ich konkretami za pomocą własnego głosu, a gdy już nabiorą ciężaru, mogą nas zmiażdżyć.
Kate poczekała chwilę, a potem powiedziała:
– I co teraz będzie?
Tully otarła oczy i sięgnęła do kieszeni, by wyciągnąć paczkę papierosów. Zapaliła jednego, zaciągnęła się i zakasłała. Lata minęły, odkąd paliła.
– Muszę iść do rodziny zastępczej. Ale tylko na jakiś czas. Jak skończę osiemnaście lat, będę mogła mieszkać sama.
– Nie będziesz mieszkać u obcych – stwierdziła kategorycznie Kate. – Znajdę Chmurę i przemówię jej do rozumu.
Tully nawet nie chciało się odpowiadać. Kochała swoją przyjaciółkę za jej słowa, ale ona i Kate żyły w zupełnie innych światach. W świecie Tully mamy nie pomagały swoim dzieciom. Ważne było to, by radzić sobie samemu. Ważne było to, by się nie przejmować. A najlepszym sposobem, żeby się nie przejmować, było otaczanie się hałasem i ludźmi. Nauczyła się tej sztuczki dawno temu. Nie będzie miała zbyt wiele czasu w Snohomish. Opieka społeczna bardzo szybko ją odnajdzie i zaciągnie z powrotem do ślicznej nowej rodzinki, czyli nastolatków bez żadnych bliskich i ludzi, których opłacano, by ich u siebie gościli.
– Powinnyśmy pójść na tę imprezę jutro wieczorem. Tę, o której pisałaś w ostatnim liście.
– U Karen? Na tę balangę z okazji końca wakacji?
– Właśnie.
Kate zmarszczyła brwi.
– Moi starzy by się wściekli, gdyby się dowiedzieli, że poszłam na imprezę z alkoholem.
– To powiedz im, że będziesz u mnie po drugiej stronie ulicy. Twoja mama będzie myślała, że Chmura wróciła.
– Jak się wyda…
– Nie wyda się.
Tully widziała, że jej przyjaciółka się martwi, i pomyślała, że powinna zrezygnować z tego planu. To było lekkomyślne, a może nawet niebezpieczne. Ale nie potrafiła się powstrzymać. Jeśli nie zrobi czegoś drastycznego, zapadnie się w lepkiej ciemności własnych lęków. Będzie myśleć o matce, która tak często i z takim uporem ją porzucała, o obcych, z którymi wkrótce zamieszka, i o babci, która odeszła.
– Nie wyda się. Obiecuję – powiedziała. – Ufasz mi, prawda?
– Pewnie – odparła powoli Kate.
– Świetnie. W takim razie idziemy na imprezę.
– Dzieci! Śniadanie gotowe!
Kate usiadła przy stole jako pierwsza. Mama właśnie postawiła na nim talerz pankejków, gdy rozległo się pukanie.
Kate aż podskoczyła.
– Ja otworzę. – Podbiegła do drzwi i otworzyła je gwałtownie, udając zaskoczenie. – Mamo, zobacz. To Tully. Jeju, nie widziałam cię od stu lat!
Mama stała przy stole w swojej zapinanej na suwak czerwonej welurowej podomce i różowych kosmatych kapciach.
– Cześć, Tully, miło cię znowu widzieć. Brakowało nam ciebie na kempingu, ale wiemy, jak ważna jest dla ciebie praca.
Tully podeszła bliżej. Podniosła wzrok i chciała coś powiedzieć, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Stała tam tylko, wpatrując się w mamę Kate.
– O co chodzi? – zapytała pani Mularkey, podchodząc do Tully. – Co się dzieje?
– Moja babcia umarła – odpowiedziała cicho Tully.
– Och, skarbie… – Mama porwała Tully w objęcia i przytuliła do siebie na długą chwilę. Wreszcie oderwała się od niej, objęła ją ramieniem i poprowadziła na sofę w salonie. – Wyłącz płytę, Katie – rzuciła, nawet się nie odwracając.
Kate wyłączyła elektryczną płytę do pankejków, a potem ruszyła za nimi do pokoju. Zawahała się i stanęła w łuku oddzielającym kuchnię. Żadna z nich nie zwracała na nią uwagi.
– Spóźniliśmy się na pogrzeb? – zapytała mama łagodnie, trzymając Tully za rękę.
Tully pokiwała głową.
– Wszyscy mówili, że im przykro. Nienawidzę już teraz tych słów.
– Ludzie po prostu nie wiedzą, co powiedzieć.
– Moje ulubione powiedzonko, chyba jeszcze częstsze, to takie, że teraz jest w lepszym miejscu. Jakby śmierć była lepsza od bycia ze mną.
– A twoja mama?
– Powiedzmy, że nie bez powodu każe się nazywać Chmurą. Pojawiła się i zniknęła. – Tully zerknęła na Kate i pospiesznie dodała: – Ale teraz tu jest. Mieszkamy w domu naprzeciwko.
– No pewnie – odpowiedziała mama. – Wie, że jej potrzebujesz.
– Czy mogę dzisiaj u nich przenocować, mamo? – zapytała Kate. Serce biło jej tak szybko i mocno, że była przekonana, że mama je słyszy. Próbowała wyglądać jak najbardziej wiarygodnie, ale ponieważ kłamała, spodziewała się, że mama ją przejrzy.
A ona nawet na nią nie zerknęła.
– Oczywiście. Powinnyście być razem. I pamiętaj, Tully Hart: jesteś następną Jessicą Savitch. Przetrwasz to. Obiecuję.
– Naprawdę tak pani myśli? – zapytała Tully.
– Ja to wiem. Masz rzadki dar, Tully. I możesz być pewna, że twoja babcia jest teraz w niebie i czuwa nad tobą.
Kate poczuła nagłą potrzebę, żeby się wtrącić, wystąpić do przodu i zapytać mamę, czy uważa, że ona też będzie w stanie zmienić świat. Nawet zrobiła krok i otworzyła usta, ale zanim sformułowała pytanie, usłyszała, jak Tully mówi:
– Będzie pani ze mnie dumna, pani M. Obiecuję, że tak będzie.
Kate się zawahała. Nie miała pojęcia, jak sprawić, by mama była dumna z niej. Nie była taka jak Tully. Kate nie miała żadnego szczególnego daru. Problem w tym, że jej własna matka powinna tak uważać i powinna tak mówić. Tymczasem ona – jak wszyscy inni – krążyła wokół promiennego słońca Tully.
– Obie zostaniemy reporterkami – oznajmiła Kate tonem ostrzejszym, niż zamierzała. Widząc ich zaskoczone spojrzenia, poczuła się jak idiotka. – Chodźcie – powiedziała, zmuszając się do uśmiechu. – Zjedzmy, zanim wszystko wystygnie.
Ta