Firefly Lane (edycja filmowa). Kristin HannahЧитать онлайн книгу.
impreza w bractwie?
– Aż tak widać?
Uśmiechnął się, co sprawiło, że z przystojniaka zamienił się w bóstwo.
– Tylko trochę. Pamiętam swój pierwszy rok tutaj. Jakbym wylądował na Marsie. Pochodzę z Moses Lake – dodał, jakby to wszystko wyjaśniało.
– Małe miasteczko?
– Kropka na mapie.
– To faktycznie jest trochę przytłaczające.
I rozmowa się potoczyła. Mówił o rzeczach, do których potrafiła się odnieść. Dorastał na farmie, karmił krowy przed świtem, woził siano ciągnikiem ojca, gdy miał trzynaście lat. Wiedział, co znaczy uczucie, jakby się człowiek jednocześnie zgubił i odnalazł w miejscu tak wielkim i przestronnym jak Uniwersytet Waszyngtoński.
Muzyka się zmieniła. I stała głośniejsza. To było Dancing Queen Abby.
Tully wybiegła z budynku.
– Kate! – zawołała roześmiana. – Tu jesteś.
Brandt natychmiast wstał.
Tully zmarszczyła brwi.
– A to kto?
– Brandt Hanover.
Kate wiedziała dokładnie, co się zaraz stanie. Z powodu tego, co przydarzyło się Tully lata temu w ciemnym lesie nad rzeką, nie ufała chłopakom, nie chciała mieć z nimi nic wspólnego i starała się chronić Kate przed zranieniem i złamanym sercem. Tyle że Kate się wcale nie bała. Chciała randkować, bawić się i może nawet zakochać. Ale jak miała to powiedzieć, skoro Tully próbowała ją przecież tylko chronić?
Przyjaciółka chwyciła Kate za rękę i pociągnęła do siebie.
– Przykro mi, Brandt – powiedziała, śmiejąc się odrobinę zbyt głośno, gdy zabierała Kate. – Ale to nasza piosenka.
– Widziałam Brandta w HUB-ie. Uśmiechnął się do mnie.
Tully powstrzymała się od przewrócenia oczami. W ciągu sześciu miesięcy od tamtej toga party w Phi Delta Kate co najmniej raz dziennie wspominała o Brandcie Hanoverze. Jego imię padało tak często, że można by pomyśleć, że ze sobą chodzą.
– Niech zgadnę: pewnie udawałaś, że go nie zauważasz.
– Odwzajemniłam uśmiech.
– No, no. Historyczny dzień.
– Pomyślałam, żeby zaprosić go na wiosenne tańce. Moglibyśmy zrobić podwójną randkę.
– Muszę napisać artykuł o ajatollahu Chomeinim. Nauczyłam się już, że jeśli wysyłam do gazety teksty, to zawsze w końcu coś publikują. Nie zaszkodziłoby, jakbyś ty się trochę bardziej postarała…
Kate odwróciła się do przyjaciółki.
– Dość tego. Wypowiadam naszą przyjaźń. Wiem, że życie towarzyskie cię nie interesuje, ale mnie tak. Jeśli nie pójdziesz…
Tully się roześmiała.
– Dałaś się nabrać!
Kate też nie mogła powstrzymać śmiechu.
– Świnia.
Objęła Tully ramieniem. Razem ruszyły porośniętym kępkami trawy chodnikiem Dwudziestej Pierwszej w kierunku kampusu. Przy budce wartownika Kate powiedziała:
– Ja idę do Meany. A ty?
– Na wydział telewizyjny.
– No właśnie! Twoje pierwsze zajęcia z dziennikarstwa telewizyjnego – i do tego z tym słynnym facetem, którego prześladujesz, odkąd się tu znalazłyśmy.
– Z Chadem Wileyem.
– Ile listów musiałaś napisać, żeby się dostać?
– Z tysiąc. A ty powinnaś chodzić tam ze mną. Obie potrzebujemy tych zajęć.
– Zapiszę się na nie na trzecim roku. Odprowadzić cię?
Tully uwielbiała swoją przyjaciółkę. Kate domyślała się, że pomimo pozorów odwagi Tully się denerwuje. Wszystko, co sobie wymarzyła, mogło się rozpocząć tego właśnie dnia.
– Nie, dzięki. Jak miałabym zrobić swoje wielkie wejście z kimś u boku?
Patrzyła, jak Kate odchodzi. Stojąc tam, sama pośród tłumu studentów kręcących się między budynkami, wzięła głęboki, relaksujący wdech, próbując się uspokoić. Musiała wyglądać na opanowaną.
Pewnym krokiem minęła fontannę Frosh Pond i weszła do budynku Wydziału Telewizji, żeby najpierw pójść do łazienki. Tam zatrzymała się przed lustrami. Jej kręcone, polakierowane włosy były idealne, podobnie jak makijaż. Obcisłe, rozszerzane na dole dżinsy i lśniąca biała tunika ze stójką i złotym paskiem sprawiały, że wyglądała jednocześnie atrakcyjnie i profesjonalnie.
Gdy zadzwonił dzwonek, pośpieszyła korytarzem. Plecak odbijał się od jej pośladków przy każdym kroku. W audytorium Tully zeszła śmiało na sam dół i usiadła w pierwszym rzędzie.
Profesor siedział niedbale przed widownią na metalowym krześle.
– Jestem Chad Wiley – powiedział seksownym, lekko ochrypłym głosem. – Ci, którzy kojarzą moje nazwisko, dostaną piątki.
Na sali rozległy się nieśmiałe śmiechy. Tully śmiała się najgłośniej. Kojarzyła nie tylko jego nazwisko. Znała cały życiorys. Prosto po college’u niczym cudowne dziecko rozpoczął karierę w telewizji. Szybko awansował, przed trzydziestką został głównym prezenterem sieci. A potem tak po prostu to stracił. Parę razy prowadził po spożyciu, spowodował wypadek, w którym złamał obie nogi i zranił dziecko, i jego gwiazda zgasła. Przez kilka lat było o nim zupełnie cicho, a potem wypłynął jako wykładowca na Uniwersytecie Waszyngtońskim.
Wiley wstał. Jego długie, ciemne włosy były rozczochrane, szpakowatego zarostu nie golił od co najmniej trzech dni, ale nic nie mogło przyćmić błysku inteligencji w jego oczach. Wciąż miał w sobie jakąś wielkość. Nic dziwnego, że odniósł sukces.
Podał Tully program zajęć i kontynuował.
– Pański materiał o sprawie Karen Silkwood był bardzo inspirujący – powiedziała z szerokim uśmiechem.
Zawahał się i spojrzał na nią. Było coś niepokojącego w jego spojrzeniu – intensywnym, ale tylko przez sekundę; jak włączona i wyłączona wiązka lasera – ale potem minął ją i podszedł do następnego studenta. Pomyślał pewnie, że jest kolejną lizuską z pierwszego rzędu, która chce się wkupić w łaski wykładowcy. Musi być ostrożniejsza. Nic nie liczyło się teraz dla niej bardziej niż zaimponowanie Chadowi Wileyemu. Zamierzała nauczyć się od niego wszystkiego, czego się da.
CZĘŚĆ II
Lata osiemdziesiąte
Love is a Battlefield
heartache to heartache,
we stand
9
Pod koniec drugiego roku studiów Tully nie miała już wątpliwości, że Chad Wiley powinien się na niej poznać. Chodziła do niego na dwa wykłady: Dziennikarstwo telewizyjne I i II. Słuchała, co mówił, i robiła, czego chciał. Błyskawicznie. Z pełnym zaangażowaniem.
Problem polegał na tym, że on zdawał się nie dostrzegać jej talentu. Spędzili niemal cały zeszły tydzień na czytaniu wiadomości z promptera. Za każdym razem, gdy kończyła,