Życie, piękna katastrofa. Jon Kabat-ZinnЧитать онлайн книгу.
oddechowi płynąć, rejestrując wszystkie związane z tym doznania, mniej i bardziej subtelne – wczuwamy się w nie najlepiej, jak potrafimy.
To proste, ale wcale nie łatwe. Prawdopodobnie potrafisz spędzić godziny w pozycji siedzącej przed telewizorem albo za kierownicą, w ogóle się nad tym nie zastanawiając. Kiedy jednak próbujesz siedzieć w domu, bez ruchu, za jedyną rozrywkę mając obserwację oddechu, to pewnie dość szybko się znudzisz.
Pewnie po minucie, dwóch albo trzech ciało albo umysł powie dość i zażyczy sobie odmiany. To nieuniknione. Zdarza się każdemu, nie tylko nowicjuszom.
Właśnie na tym etapie samoobserwacja staje się wyjątkowo ciekawa i owocna. Zazwyczaj za każdym razem, gdy porusza się umysł, ciało idzie w jego ślady. Gdy umysł jest niespokojny, ciało również jest niespokojne. Gdy umysł jest spragniony, ciało kieruje się do kuchennego kranu albo lodówki. Gdy umysł mówi: „To nudne”, ciało odruchowo wstaje i zaczyna szukać kolejnego zajęcia, by zadowolić umysł, czy to rozrywki, czy innego rozproszenia, byle nas odwieść od praktyki medytacji.
Bywa też odwrotnie. Gdy ciało odczuwa niewygodę, choćby najdrobniejszą, natychmiast próbuje ją wyeliminować lub wzywa na pomoc umysł, by znalazł mu inne zajęcie, i znów odruchowo zmieniamy pozycję. Możemy też wtedy pogrążać się w myślach lub śnić na jawie.
Jeśli naprawdę chcemy osiągnąć głębszy spokój i rozluźnienie, zadajemy sobie pytanie, dlaczego nasz umysł tak się szybko nudzi samym sobą i dlaczego nasze ciało jest niespokojne i wciąż odczuwa dyskomfort. Zastanawiamy się, co kryje się kompulsywnym poszukiwaniem zajęcia, za potrzebą, by wstać i poszukać nowego zajęcia, ilekroć nastąpi „pusty” moment. Co nie pozwala ciału i umysłowi tkwić w bezruchu?
Praktykując medytację, nie starajmy się jednak znaleźć odpowiedzi na te pytania. Obserwujmy odruch popychający nas do powstania z miejsca, myśli i emocje pojawiające się w umyśle. I zamiast podnieść się z poduszki i zabrać za coś, co upatrzył sobie umysł, łagodnie, ale stanowczo skierujmy uwagę z powrotem na brzuch, na oddech i kontynuujmy obserwację, wczuwając się w przepływ oddechu. Przez chwilę lub dwie możemy się zastanawiać, dlaczego umysł działa w ten sposób, ale starajmy się akceptować każdą chwilę taką, jaka jest, nie reagując na jej treść. Siedzimy dalej, przyglądając się oddechowi, zanurzeni w poznaniu, którym od początku jest świadomość.
PODSTAWOWA INSTRUKCJA MEDYTACJI
Podstawowe wskazówki praktykowania medytacji na siedząco są bardzo proste. Obserwujemy przepływ wdechu i wydechu. Poświęcamy pełną uwagę odczuciu wpływającego do płuc wdechu i wypływającego z nich wydechu, dokładnie tak, jak robiliśmy to w rozdziałach 1 i 3. Jeśli w jakimś momencie zauważymy, że nasza uwaga błądzi, po prostu to odnotowujemy, puszczamy i łagodnie sprowadzamy uwagę na powrót ku oddechowi, do unoszącego się i opadającego brzucha.
Jeśli próbowałeś już tej praktyki, pewnie zauważyłeś, że umysł jest bardzo ruchliwy. Być może zasiadłeś do praktyki z mocnym postanowieniem, by bezwzględnie skupiać się na oddechu, po chwili jednak twój umysł się rozproszył. Zapomniał o oddechu.
Za każdym razem, gdy to sobie uświadamiamy podczas siedzenia, instrukcja zaleca, by najpierw krótko odnotować, co go zaabsorbowało, a potem łagodnie skierować uwagę z powrotem na ruch brzucha i oddech. Jeśli umysł zdekoncentruje się sto razy, sto razy przywołujemy go do porządku.
W ten sposób szkolimy umysł, by był mniej pobudliwy i bardziej stabilny. W ten sposób zaczynamy cenić każdą chwilę. Przyjmujemy ja taką, jaka jest, nie rozróżniając między jedną a drugą. Tak rozwijamy naszą naturalną zdolność koncentracji. Dyscyplinując umysł, trenujemy koncentrację, podobnie jak wyrabiamy mięśnie, podnosząc hantle. Regularna praca (ale nie walka) z oporem własnego umysłu rozwija jego wewnętrzną siłę, a przy tym cierpliwość i postawę nieosądzania. Nie róbmy sobie wyrzutów, że umysł porzucił obserwację oddechu. Zwyczajnie i bez ceregieli znów skierujmy uwagę na oddech, łagodnie, ale stanowczo.
CO ZROBIĆ, GDY JEST NAM NIEWYGODNIE?
Medytując, szybko się przekonamy, że od obserwacji oddechu może odciągnąć nas niemal wszystko. Ciało jest jednym wielkim źródłem rozpraszających odruchów. Zazwyczaj siedzenie bez ruchu sprawia, że ciało zaczyna odczuwać dyskomfort. Reagujemy na to nieustanną zmianą jego pozycji, w dużej mierze bezwiednie. Jednak warto oprzeć się impulsowi, by zmienić ułożenie ciała, skierować uwagę na odczucie dyskomfortu i mentalnie się na nie otworzyć.
Dlaczego? Ponieważ takie doznania są częścią naszego aktualnego, przez co zasługują na obserwację i wnikliwość. Są okazje do przyjrzenia się naszym automatycznym reakcjom. Dają nam wgląd w cały proces dokonujący się w umyśle, który stracił równowagę, zszedł na manowce w strumieniu myśli, zatracił świadomość oddechu.
Podobnie możemy potraktować ból kolana czy pleców albo napięcie w barkach. Zamiast widzieć w nich przeszkody uniemożliwiające skupienie się na oddechu, włączmy je w pole świadomości i zaakceptujmy. Takie podejście pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na dyskomfort. Owe doznania, wciąż uciążliwe, mogą stać się naszymi nauczycielami i sojusznikami w lepszym poznaniu samych siebie. Zamiast odgrywać rolę frustrujących przeszkód na drodze do celu, którym jest utrzymanie skupionej uwagi na oddechu, mogą pomóc nam rozwinąć siłę koncentracji, spokój i świadomość.
Pielęgnowanie tego rodzaju elastyczności, pozwalającej nam otworzyć się na wszystko, co się pojawia, i być z tymi zjawiskami, zamiast uporczywie kierować uwagę na jeden obiekt, na przykład oddech, to być może najbardziej charakterystyczna i wartościowa właściwość medytacji uważności. Bo, jak mówiliśmy, to nie oddech jest najważniejszy, lecz sama świadomość. Świadomość zaś może być aspektem dowolnego doświadczenia, nie tylko doświadczenia oddechu – zawsze jest to ta sama świadomość bez względu na to, jaki obiekt w danej chwili nią obejmujemy.
Podejmujemy pewien wysiłek, by siedzieć w medytacji, odczuwając dyskomfort, gdy się pojawiają. Nie musimy przeciągać obserwacji do chwili, w której pojawia się ból, staramy się wytrwać wolni od reakcji do chwili, gdy na ogół reagujemy. Oddychamy wraz z tym, co odczuwamy. Oddychamy przez takie doznania. Witamy je i w ich obecności staramy się utrzymać ciągłość świadomości w każdej kolejnej chwili. Następnie, jeśli trzeba, zmieniamy pozycję, by zmniejszyć niewygodę, ale nawet to robimy uważnie, utrzymując z chwili na chwilę świadomość, gdy nasze ciało się porusza.
Nie jest prawdą, że w medytacji sygnały bólu i niewygody powstające w ciele są uznawane za nieistotne. Wręcz przeciwnie. Jak będziemy mieli okazję stwierdzić, czytając rozdziały 22 i 23, ból i poczucie niewygody uznajemy za ważne na tyle, by poddać je gruntownemu zgłębianiu. Najlepszym sposobem zgłębiania odczuć bólu i niewygody jest otwarcie się, gdy się pojawiają, a nie próby oporu i pozbycia się ich. Siedząc w medytacji z poczuciem pewnej niewygody i akceptując je jako część swojego bezpośredniego doświadczenia – mimo że za tym nie przepadamy – odkrywamy, że zwrócenie się ku fizycznemu dyskomfortowi i rozluźnienie w nim, świadome przyjęcie go w obecnej postaci, naprawdę jest możliwe. To przykład, jak niewygoda, a nawet ból może stać się naszym nauczycielem i pomóc nam odzyskać zdrowie.
Rozluźnienie i łagodniejsze podejście do niewygody czasem rzeczywiście obniża intensywność bólu. Im więcej będziemy praktykować, tym większą biegłość zyskamy w obniżeniu poziomu bólu albo przynajmniej jego wpływ nie będzie tak dojmujący, nie będzie już, jak dawniej, przyćmiewał jakości naszego życia. Niezależnie od tego, czy w czasie medytacji na siedząco uda nam się osłabić intensywność bólu, praca z własnymi reakcjami na niewygodę i wszelkie nieprzyjemne i niechciane przeżycia pomoże pogłębić spokój, opanowanie i elastyczność umysłu – cechy, które dowiodą swojej użyteczności w obliczu wielu wymagających i stresujących sytuacji tak