Życie, piękna katastrofa. Jon Kabat-ZinnЧитать онлайн книгу.
nie jest gotowe. Jeśli zauważymy, że się zmagamy, że walczymy, postarajmy się po prostu spoczywać z pełną świadomością w oddechu. Na początku możemy się przyłapać na tym, że w danej pozycji spinamy ciało w wielu miejscach. Po pewnym czasie ciało w pewien sposób to uchwyci, zacznie się rozluźniać i będziemy się albo głębiej „zanurzać” w tę pozycję, albo odnajdziemy w niej więcej przestrzeni. Postarajmy się, by z każdym wdechem przestrzeń danej pozycji odrobinę rosła we wszystkich kierunkach. Z każdym zaś wydechem osiadajmy w niej nieco głębiej, pozwalając na to, by ciążenie pomagało nam poczuć ograniczenia w danej chwili. Starajmy się nie używać mięśni, które nie są potrzebne do utrzymania postawy. Na przykład rozluźniajmy twarz, jeśli zauważymy, że jest napięta.
11 Testujmy delikatnie swoje granice, obserwując, co ciało może wykonać, a czemu nie podoła i mówi: dość! Nigdy nie przekraczajmy granicy, którą jest ból. Pewien dyskomfort jest nieunikniony, gdy delikatnie, ostrożnie posuwamy się coraz dalej, ale wciąż szanujemy swoje ograniczenia. Musimy się nauczyć, jak w zdrowy sposób, powoli i uważnie rozciągać ciało, aby je rozwijać, a nie mu zaszkodzić. Rzecz w tym, aby z miłością i uważnością badać swoje ciało, aby zadomowić się w nim i poznać jego możliwości.
12 I znowu, podobnie jak w przypadku skanowania ciała, najważniejsze to rozłożyć matę i rozpocząć praktykę. Które pozycje i jak długo ćwiczymy nie jest tak ważne jak to, że w ogóle znajdujemy na to czas, najlepiej codziennie.
7
Prostym sposobem na pielęgnowanie świadomości w codziennym życiu jest praktyka uważnego chodzenia czy, ujmując to bardziej formalnie, medytacja w ruchu. Polega ona na uważnej obserwacji doznań związanych z chodzeniem. Oznacza po prostu chodzenie i świadomość, że to właśnie robimy. Jednak nie trzeba w tym celu wpatrywać się we własne stopy!
Po pewnym czasie praktykowania z pewnością zauważycie, że nic nie jest tak proste, jak się wydaje. Dotyczy to również medytacji w ruchu. Przede wszystkim chodząc, niesiemy ze sobą własny umysł, więc w pewnej mierze jesteśmy pochłonięci swoimi myślami. Naprawdę rzadko zdarza się, że po prostu chodzimy, nawet jeśli „tylko idziemy się przejść”.
Zwykle przyświeca nam jakiś cel. Choćby taki, że musimy przemieścić się z jednego miejsca w inne i najłatwiej dotrzemy tam na piechotę. Umysł jest więc pochłonięty myśleniem o miejscu docelowym i o tym, co będziemy robić, gdy już dotrzemy na miejsce, można zatem powiedzieć, że zmusza ciało, by wykonało dla niego usługę spedycyjną. Ciało często służy umysłowi za szofera i chętnie (albo z ociąganiem) spełnia jego życzenia. Jeśli umysł się spieszy, ciało gna, by zdążyć na czas. Jeśli uwagę umysłu przyciąga coś interesującego, głowa odwraca się, a wraz z nią ciało. Kiedy gdzieś idziemy, przez nasz umysł wodospad myśli przepływa tak samo jak podczas siedzenia w bezruchu i obserwowania oddechu. Z reguły wszystko dzieje się bez cienia świadomości z naszej strony.
Medytacja w ruchu polega na świadomym przemieszczaniu się. Wymaga skupienia uwagi na doznaniach płynących z naszych stóp czy nóg albo na odczuwaniu ruchu całego ciała. Można do tego dołączyć świadomość oddechu.
Zaczynamy od nieruchomej postawy stojącej, świadomie wczuwając się w całe ciało i w oddech. W odpowiedniej chwili uświadamiamy sobie impuls skłaniający nas do zrobienia pierwszego kroku. Świadomie przygotowujemy się do uniesienia jednej stopy, czując, jak druga mocniej opiera się o podłoże, przyjąwszy na siebie ciężar ciała. Odnotowujemy doznania związane z uniesieniem drugiej stopy, jej ruchem naprzód, opadaniem w dół i zetknięciem się z podłożem. Uświadamiamy sobie wówczas przesunięcie ciężaru ciała na tę właśnie stopę, gdy druga unosi się i wędruje do przodu, wykonując następny krok. Idziemy krok za krokiem, z pełną świadomością cyklu kroków: unoszenia nogi, ruchu do przodu, stawiania stopy, przenoszenia ciężaru ciała. Nie znaczy to, że musimy w ten sposób nazywać to, co się dzieje. Chodzi o utrzymanie świadomego kontaktu z ruchem stóp, nóg i całego ciała. W czasie treningu MBSR chodzimy bardzo powoli, by móc skupić się na różnych aspektach ruchu, który, najogólniej, polega na ciągłym kontrolowanym opadaniu w przód i ponownym łapaniu równowagi.
Podobnie jak w przypadku innych praktyk uważności, gdy nasz umysł się rozprasza, zauważamy, co dzieje się w umyśle w takiej chwili i delikatnie kierujemy uwagę na kolejny krok. Możemy się też zatrzymać, skupić się od nowa, poczuć ciało w pozycji stojącej, poczuć oddech, a potem ruszyć naprzód raz jeszcze, ze świadomością impulsu inicjującego pierwszy krok.
Aby pogłębić koncentrację podczas medytacji w ruchu, nie rozglądamy się na boki, tylko utrzymujemy spojrzenie skierowane do przodu. Nie wpatrujemy się w stopy, ponieważ one same doskonale wiedzą, na czym polega chodzenie. Pracujemy nad umiejętnością wewnętrznej obserwacji doznań odczuwanych podczas chodzenia. To wszystko. Nie oznacza to, że uważnemu chodzeniu musi towarzyszyć powaga czy namaszczenie. Możemy je traktować lekko i swobodnie. W końcu nie jest niczym niezwykłym. Gdy jednak chodzimy świadomie, takim się staje.
Ponieważ mamy skłonność do życia na automatycznym pilocie, takie rzeczy jak umiejętność chodzenia uważamy za absolutnie oczywiste. Gdy jednak zaczynamy na chodzenie zwracać więcej uwagi, zyskujemy szansę na docenienie niesamowitej sztuki utrzymania równowagi, zważywszy na to, jak małą powierzchnię mają nasze stopy. Gdy byliśmy dziećmi, potrzebowaliśmy mniej więcej roku, aby nauczyć się tej sztuki, opartej na utrzymywaniu dynamicznej równowagi i będącej doskonale skoordynowanym padaniem w przód i odzyskiwaniem równowagi.
Chociaż wszyscy potrafimy chodzić, gdy jesteśmy obserwowani przez innych lub samych siebie, możemy poczuć się niezręcznie i nieporadnie, a w rezultacie stracić równowagę. Wygląda to wtedy tak, jakbyśmy rzeczywiście nie wiedzieli, co robimy. Można by rzec, że nie potrafimy chodzić! Kiedy przyszłym aktorom każe się „po prostu przejść” przez scenę, muszą nauczyć się chodzić od nowa. Chodzenie przestaje być takie proste.
W szpitalu zawsze znajdzie się wiele osób, które z powodu urazu lub choroby nie mogą chodzić. Niektórzy nie będą chodzić już nigdy. Dla każdej z tych osób zrobienie bez asysty choćby jednego kroku – nie mówiąc o przejściu przez korytarz – graniczy z cudem. Mimo to bardzo rzadko doceniamy niezwykły fenomen chodzenia.
W praktyce medytacji w ruchu pomaga nam świadomość „bezcelowości”! Po prostu uczestniczymy we własnym eksperymencie polegającym na obecności tu, gdzie w danym momencie jesteśmy, robiąc ten, a nie inny krok, nie wybiegając donikąd myślami. Cała sztuka polega na tym, byśmy byli w pełni obecni dokładnie w tym miejscu, w którym się znajdujemy, krok po kroku.
Aby podkreślić to, że w czasie formalnej praktyki nie próbujemy nigdzie dotrzeć, chodzimy w kole po pokoju albo tam i z powrotem w linii prostej. Pomaga to uspokoić umysł, ponieważ nie ma on dosłownie dokąd pójść i nie dzieje się nic ciekawego, co mogłoby dostarczyć mu rozrywki. Umysł orientuje się, że pośpiech jest bezcelowy i równie dobrze może zostać tam, gdzie w danej chwili jest, z każdym krokiem rejestrując doznania płynące ze stóp,