Afekt. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
tu przyjdzie?
– Nie mów, że się jej boisz, Zordon.
Kordian przesunął dłońmi po marynarce i usiadł z powrotem na swoim miejscu.
– To prezydent – powiedział.
– No i? Zachowujesz się, jakby papież zaprosił cię na audiencję.
Oryński przez chwilę nerwowo wiercił się na krześle i popatrywał w kierunku wyjścia, jakby był bliski podjęcia decyzji o ewakuacji.
– Nawet na nią nie głosowałeś – zauważyła Joanna.
– Ty za to tak.
– Bo wtedy była najlepszą z możliwości. A oprócz tego zawsze wyglądała mi na twardą su… sztukę.
– Teraz już ci nie wygląda?
Chyłka powiodła wzrokiem po tarasie.
– Nie w tym rzecz. Przez te lata nie zrobiła w sumie niczego poza umacnianiem swojej władzy – odparła. – Halski to lepszy wybór. Jest zasłużony, ma swoje lata, nie musi budować pozycji ani przejmować się karierą.
– Coś w tym jest.
Może dlatego w ostatnich wyborach prezydenckich w Stanach siedemdziesięciosiedmioletni kandydat mierzył się z siedemdziesięcioczteroletnim? Może nie chodziło o doświadczenie i długość kadencji na tym świecie, ale o to, że im starszy polityk, tym mniej przejmuje się budowaniem wizerunku na przyszłość?
Jakkolwiek by było, Halski miał obecnie sondażową przewagę. I Chyłka spodziewała się, że to spotkanie w Belwederze w jakiś sposób ma doprowadzić do jej zniwelowania.
Chwilę później w końcu zjawiła się Milena Hauer. Wyszła na taras szybkim, zdecydowanym krokiem, a po nieprzeniknionym wyrazie jej twarzy trudno było cokolwiek wnieść.
Podeszła do dwójki prawników, podała im rękę, a potem usiadła przy stole. Sprawiała wrażenie, jakby wybitnie jej się gdzieś spieszyło. I jakby nie była do końca obecna.
– Dziękuję, że znaleźliście czas – odezwała się.
– Nie mieliśmy zbyt dużego wyboru – odparła Joanna.
Wymieniły się nieco ostrożnymi, badawczymi spojrzeniami, a Kordian poruszył się nerwowo.
– Alcer miał nie stosować gróźb karalnych. Zagalopował się?
– Niezupełnie. Ale prezydent kraju się nie odmawia.
Milena pokiwała głową, jakby to rzeczywiście nie ulegało wątpliwości, a potem położyła na stole czarną kopertę. Dwoje prawników wbiło w nią wzrok.
– Nie zaproponowano wam czegoś do picia czy jedzenia?
– Zaproponowano – odparła Joanna. – Ale o ile w menu nie macie odpowiedzi na nasze pytania, to spasujemy.
Prezydent przytrzymała jej spojrzenie, a potem zerknęła na Oryńskiego. Ten wyglądał, jakby nie był w stanie dobyć głosu.
– Co tu robimy? – dodała Chyłka.
– Chciałam zamienić z wami parę słów na temat mojego męża.
W głosie Mileny dało się wyczuć chłód, który sprawił, że Joanna poczuła się nieswojo. Mimowolnie rzuciła okiem na SOP-owców. Nadal trzymali się z dala i wydawało się niemożliwe, by usłyszeli cokolwiek z tej rozmowy.
– Wiem, że dotarliście do pewnej sprawy szantażu sprzed lat. Kingi Łukasik.
Kordian poruszył się nerwowo, otworzył usta, ale się nie odezwał. Chyłka zaś odczekała chwilę, a potem cicho zagwizdała.
– Nieźle – rzuciła. – Więc polskie służby jednak mają system inwigilacji absolutnej.
– Słucham?
– Pegasusa – odparła bez wahania Joanna.
Prezydent lekko się uśmiechnęła – i podobnie jak w przypadku innych polityków, była to jedyna reakcja, na jaką można było liczyć w tym temacie. Zaawansowany system szpiegowski w łatwy sposób rozchodził się po smartfonach, sprawiając, że służby uzyskiwały dostęp praktycznie do wszystkiego – od rozmów, wiadomości, aż po zdjęcia i możliwość nagrywania audio i wideo z kamery. Tajemnicą poliszynela było, że Izrael sprzedał go Polsce, ale na oficjalne potwierdzenie nie było co liczyć.
– Inwigilacja nie była potrzebna, żebym dowiedziała się, czym się zajmujecie – odezwała się Milena. – Mamy z Kazimierzem kilku dobrych wspólnych znajomych.
– I?
Prezydent położyła dłoń na kopercie.
– Jeden z nich powiedział mi, że interesujecie się sprawą tamtej dziewczyny. Sprawą, która pod względem prawnym została zamknięta.
Chyłka zmarszczyła czoło, starając się stwierdzić, jak dużo rozmówczyni na ich temat wie.
Może niewiele? Milena mogła dowiedzieć się o szantażowaniu Halskiego i szybko zidentyfikować prawników, którzy mieli się tym zajmować. Zaprosiła ją i Oryńskiego, bo uznała, że wyciągnie od nich to, co mogłoby okazać się polityczną bronią masowego rażenia.
W istocie mogła jednak nie mieć o tym pojęcia – i sądzić, że Halscy rozpytują o tamtą sprawę, by wykorzystać ją przeciwko urzędującej prezydent.
– Wiem też, że zostaliście zatrudnieni przez Mirka Halskiego – dodała Milena.
– Zgadza się.
– W jakim charakterze?
– Prawników.
Prezydent cicho westchnęła, a potem podniosła się i podeszła do murka. Przez chwilę błądziła wzrokiem po ścieżkach widocznych w przesmyku między drzewami.
– Wiecie, co by się stało, gdybym jutro opublikowała oficjalny komunikat, w którym stanowczo zaprzeczyłabym, że kiedykolwiek spałam z moim ochroniarzem?
Obróciła się i oparła o murek.
– Wszyscy uznaliby, że spałam.
– Cóż…
– Na tym polega polityka. Nie liczą się dowody ani sprawiedliwe procesy, tylko zarzuty. Wystarczy jeden, by zniszczyć człowieka.
Kordian i Chyłka wymienili się krótkimi spojrzeniami.
– Gdyby chodziło wyłącznie o mnie, po prostu wysłałabym do Mirka Halskiego kogoś, kto wytłumaczyłby mu, że nie opłaca się iść ze mną na wojnę. Ale nie chodzi o mnie, tylko o mojego męża. A jeśli jest coś, za co jestem gotowa umierać, to z pewnością jest to pamięć o nim.
Wskazała ręką czarną kopertę na stole.
– Zajrzyjcie.
– Łapówka od samej pani prezydent? – rzuciła Joanna.
– Niezupełnie.
Chyłka sięgnęła po kopertę i wyjęła z niej dwie złożone na pół kartki oraz zdjęcie.
– Co to jest? – spytała.
– Pierwszy dokument to pisemne oświadczenie Kingi Łukasik, w którym wycofuje wszystkie oskarżenia pod adresem mojego męża i przyznaje, że były one całkowicie fikcyjne.
Kordian przysunął krzesło do Joanny, po czym oboje szybko przebiegli wzrokiem po tekście.
– Kinga przyznaje, że była obecna na imprezie w zamkniętej willi nad jeziorem Bełdany na Mazurach – odezwała się prezydent. – Poświadcza, że oprócz niej były tam inne dziewczyny poniżej piętnastego roku życia.