Dziewczyna, która igrała z ogniem. Stieg LarssonЧитать онлайн книгу.
wyraźnie widać to w twoim artykule – powiedziała Erika. – Mamy prawodawstwo, służby policyjne i sądownictwo, które co roku finansujemy milionami koron z naszych podatków, żeby ukrócili sekshandel… a oni nie potrafią rozprawić się ze zgrają kompletnych idiotów.
– To permanentne łamanie praw człowieka, a dziewczyny, o które tu chodzi, stoją na najniższym szczeblu drabiny społecznej, więc tym samym są nieinteresujące z prawnego punktu widzenia. Nie głosują. Nie znają szwedzkiego, z wyjątkiem słownictwa potrzebnego do złapania klienta. Niemal sto procent wszystkich przestępstw związanych z sekshandlem nie zostaje nigdy zgłoszonych na policję, a jeszcze rzadziej zdarza się wniesienie oskarżenia. Dla szwedzkiego wymiaru sprawiedliwości jest to jak ogromna góra lodowa, której tylko czubek wystaje z wody. A gdyby równie nonszalancko traktowano napady na banki? Nie do pomyślenia. Mój wniosek jest niestety taki, że owa nonszalancja nie trwałaby nawet jednego dnia, gdyby władze po prostu zechciały temu zaradzić. Ściganie przestępców wykorzystujących nastoletnie dziewczęta z Tallina i Rygi nie jest priorytetem. Dziwka to dziwka. Stanowi to część systemu.
– I każdy łajdak o tym wie – powiedziała Monika Nilsson.
– No więc, co wy na to? – spytała Erika.
– Podoba mi się ten pomysł – odezwał się Mikael. – Z tym tematem wyjdziemy przed szereg, a po to właśnie założyliśmy kiedyś „Millennium”.
– Dlatego wciąż jeszcze pracuję w tej gazecie. Wydawca odpowiedzialny musi dać się przymknąć od czasu do czasu – powiedziała Monika.
Wszyscy oprócz Mikaela roześmiali się.
– On jako jedyny był na tyle stuknięty, żeby przyjąć to stanowisko – odpowiedziała Erika Berger. – Dajemy to na maj. Jednocześnie wyjdzie też twoja książka.
– Jest już gotowa? – zapytał Mikael.
– Nie. Mam cały plan, ale napisałem trochę ponad połowę. Jeśli zgodzicie się na publikację i wypłatę zaliczki, będę pracować nad książką na pełen etat. Research jest już zrobiony niemal w całości. Zostało jeszcze kilka uzupełniających spraw, tak na marginesie. Właściwie tylko potwierdzenie czegoś, co już wiem, i konfrontacja z klientami, których zdemaskuję.
– Zrobimy tak samo jak w książce o Wennerströmie. Layout zajmie tydzień – przytaknął Christer Malm – a druk dwa tygodnie. Konfrontacje przeprowadzimy w marcu i kwietniu i podsumujemy je na piętnastu stronach, to będzie ostatni tekst. Chcemy więc dostać wersję roboczą piętnastego kwietnia, żebyśmy zdążyli sprawdzić wszystkie źródła.
– A jak robimy z umową?
– Nigdy nie sporządzałam umowy na napisanie książki, muszę więc pogadać z naszym radcą prawnym. – Erika zmarszczyła brwi. – Ale proponuję zatrudnienie na czteromiesięczną umowę o dzieło, od lutego do maja. Nie wypłacamy żadnych premii.
– Dla mnie OK. Potrzebuję pieniędzy, żeby całkowicie skoncentrować się na pisaniu.
– Poza tym mamy prostą zasadę: po opłaceniu kosztów dochodami z książki dzielimy się pół na pół. Co ty na to?
– Brzmi całkiem nieźle – odpowiedział Dag.
– Przejdźmy do obowiązków. Malin, chcę, żebyś zaplanowała numer tematyczny. To będzie twoim głównym zadaniem od nowego miesiąca; pracujesz z Dagiem i redagujesz teksty. A to oznacza, Lottie, że zostajesz tymczasowym sekretarzem redakcji na okres od marca do końca maja. Przejdziesz na pełny etat, a Malin albo Mikael będą ci pomagać w wolnej chwili.
Malin kiwnęła głową.
– Mikael, chcę, żebyś był redaktorem książki.
Spojrzała na Daga Svenssona.
– Mikael może i na takiego nie wygląda, ale naprawdę jest cholernie dobrym redaktorem, a poza tym zna się na researchu. Każde słowo w twojej książce obejrzy pod mikroskopem i jak jastrząb rzuci się na każdy szczegół. Schlebia mi, że chcesz wydać to u nas, ale mamy w „Millennium” szczególne problemy. Mamy pewnych wrogów, którzy tylko czekają, byśmy się ośmieszyli. Skoro wychodzimy przed szereg i publikujemy, musi to być bezbłędne w stu procentach. Nie stać nas na pomyłkę.
– To zrozumiałe.
– Dobrze. Jak zniesiesz to, że ktoś całą wiosnę będzie patrzył ci przez ramię i krytykował aż do bólu?
Dag wyszczerzył zęby i spojrzał na Mikaela.
– Bierz się do dzieła.
Mikael kiwnął głową.
– Skoro to numer tematyczny, musimy mieć więcej artykułów. Mikael, napiszesz o finansach w sekshandlu. O jakie sumy w skali roku chodzi? Kto na tym zarabia i dokąd trafiają pieniądze? Czy można znaleźć dowody na to, że część tych pieniędzy ląduje w państwowej kasie? Moniko, sprawdzisz przestępstwa na tle seksualnym w ogóle. Porozmawiaj z centrami pomocy kryzysowej dla kobiet, ze specjalistami, lekarzami i władzami. Wy dwoje i Dag piszecie teksty, na których oprze się cały numer. Henry, chcę mieć wywiad z dziewczyną Daga, Mią Bergman, a nie może go przeprowadzić Dag. Sylwetka: kim ona jest, jakie robi badania i jakie wyciągnęła wnioski. Potem zrobisz analizy kilku przypadków na podstawie dochodzeń policyjnych. Christer zdjęcia. Nie wiem, jak to zilustrować. Przemyśl sprawę.
– Ze wszystkich możliwych tematów ten wydaje się najłatwiejszy do zilustrowania. Nie będzie problemu.
– Pozwólcie, że jeszcze coś dodam – powiedział Dag. – Są też nieliczni policjanci, którzy odwalają kawał naprawdę dobrej roboty. Wywiad z jednym z nich nie byłby złym pomysłem.
– Masz jakieś nazwiska? – zapytał Henry Cortez.
– I numery telefonów – przytaknął Dag.
– Dobrze – odezwała się Erika. – Temat majowego numeru: seksbiznes. Ma z niego wynikać, że trafficking to proceder łamania praw człowieka, a tych przestępców powinno się ujawnić i traktować jak zwykłych zbrodniarzy wojennych, szwadrony śmierci czy katów. Bierzemy się do dzieła.
Rozdział 5
Środa 12 stycznia – piątek 14 stycznia
Äppelviken wydało się Lisbeth obcym, nieznanym miejscem, gdy po raz pierwszy od osiemnastu miesięcy podjechała pod dom opieki swoim wypożyczonym nissanem. Odkąd skończyła piętnaście lat, regularnie, kilka razy do roku, odwiedzała miejsce, gdzie umieszczono jej matkę po tym, jak wydarzyło się Całe Zło. Mimo nieczęstych wizyt Äppelviken było dla Lisbeth stałym punktem odniesienia. To tutaj jej matka spędziła ostatnie dziesięć lat życia i tutaj w końcu zmarła po ostatnim wyniszczającym wylewie, mając zaledwie czterdzieści trzy lata.
Nazywała się Agneta Sofia Salander. Na ostatnich czternastu latach jej życia piętno wycisnęły nawracające małe wylewy krwi do mózgu, które uczyniły z niej osobę niezdolną, by o siebie zadbać i radzić sobie w codziennych czynnościach. W pewnych okresach w ogóle nie można było się z nią porozumieć, miała też trudności z rozpoznawaniem Lisbeth.
Myśli o matce zawsze wywoływały w niej poczucie bezsilności i ponury nastrój. Jako nastolatka długo żywiła nadzieję, że matka wyzdrowieje i że zdołają nawiązać ze sobą jakąś relację. Jednak rozum mówił, że to nigdy nie nastąpi.
Matce, szczupłej i niskiej, daleko było do anorektycznego wyglądu Lisbeth. Przeciwnie, była wprost piękna i doskonale zbudowana. Podobnie jak siostra Lisbeth.
Camilla.
Lisbeth niechętnie o niej myślała.
Za ironię losu uważała fakt, że tak dramatycznie różniły się od siebie. Bliźniaczki, jedna urodziła się dwadzieścia minut po drugiej.
Lisbeth