Chamstwo. Kacper PobłockiЧитать онлайн книгу.
z różnych okresów i z różnych zakątków Polszczy, to widać niezbicie, że powtarzają się metody – to nie tylko wymierzanie razów, ale też bardziej wyszukane tortury. Wzmianki o nich zwykle pojawiają się osobno: tutaj jeden chłop powieszony, tam inny przykuty na mrozie do słupa, a tam jeszcze inny wbity na pal albo poćwiartowany. Łatwo uznać, że były to odizolowane wypadki. Ale w pamięci ludowej pojedyncze ofiary, poszczególne akty przemocy piętrzyły się, kumulowały. Tak jak nawarstwiały się jednostkowe razy, które spadały na pańszczyźniane plecy.
Tylko czasami trafiają się informacje, które pozwalają uchwycić masową skalę okrucieństwa. Na przykład w 1702 roku wybuchło w Polszcze powstanie ludowe pod dowództwem Semena Paleja. Nie był to odizolowany bunt, ale rzeczywiste powstanie zbrojne, w którym brały udział dziesiątki tysięcy poddanych, kobiet i mężczyzn. Gdy ostatecznie, wskutek skoordynowanej akcji Potockich i Lubomirskich, zostało rozbite, urządzono akcję odwetową. „Nabrano tam w niewolą wiele tysięcy chłopstwa, ale ich nie wycinano, nie chcąc sobie wsiów pustoszyć panowie, tylko ich kazano znakować: urzynano każdemu lewe ucho; poznakowano ich tak na siedemdziesiąt tysięcy”71, czytamy w pewnej relacji.
Poznakowano, aby zapamiętali. Aby ich kalectwo pozostało na publicznym widoku.
Rutynowość pańskiego bestialstwa najlepiej ilustrują dane, które zebrała administracja austriacka po tym, jak zaczęto ograniczać wolność panów do tyranii. Na początku XIX wieku rządy w całej Europie wprowadzały tego typu ograniczenia albo ze względu na interes własny, chcąc zwiększyć bazę podatkową dla skarbu, albo ze strachu, jak w przypadku Prus, gdzie poddaństwo osobiste zniesiono w 1807 w reakcji na rewolucję francuską oraz w obawie przed kolejnymi wystąpieniami chłopów, między innymi na Śląsku72.
Jednym z efektów reform w zaborze austriackim było to, że pańszczyźniacy mogli występować o odszkodowanie za niesłusznie wymierzone kary. W samym 1829 roku w Galicji zasądzono reparacji na łączną sumę 264 073 reńskich. Historyk: „Cyfra [ta] będzie przerażająca, jeśli zważymy, że w wielu wypadkach chłop w ogóle nie zanosił skarg i że praktyka administracyjna szacowała odszkodowanie za jedną plagę przeważnie tylko na jeden reński waluty wiedeńskiej”73.
Skąd ten ocean przemocy? Z odpowiedzią znów przychodzi Gostomski: „Robota kmiotków to dochód albo intrata nawiętsza w Polszcze”74. Pańszczyzna była podstawą gospodarki, źródłem wszelkiego bogactwa.
Naturalnie intraty należało strzec jak największego skarbu. Gostomski: „Podniata [przyczyna] wszego złego panu, kędy urzędnik albo włodarz przedaje robotę, albo nie dojźrzy włodarza, gdzie kmiotkowie nie wszyscy robią jednako; to początek dworom upadku, jako skra, od której dom, wieś albo miasto zgore”75. Iskrę buntu, iskrę nieróbstwa, iskrę odmowy posłuszeństwa trzeba było zdusić w zarodku. Jakub Haur w 1693 roku: „Zuchwałego chłopa trzeba mieć w groźbie i częstym napominaniu”76.
Bić zapamiętale, by nie zapomnieli, kim są, gdzie ich miejsce.
„Jak odrobił tę pańscyznę – przytaczał Marcin Tamborski wspomnienie zachowane w kieleckim Głuchowie – to pracował dwa dni dla siebie, a jak zapad [zachorował], coś mu nie podesło, to wezwany był do karności, […] dwadzieścia pięć rózg bito przez gołe ciało, do pięćdziesiątu. Kazdom rózgom osobno było bito, raz palnięto i rzucono na drugom kupke, na drugom stronę, pan stał na ganku i patrzał sie na to”77.
Bić zapamiętale, ale jednocześnie na zimno, rachując każde uderzenie, patrząc, jak rośnie stos rózg. By razy zapadły głęboko w pamięć każdego ciała. „Byle się bali, nic to, niech mię nienawidzą”78, streścił rozumowanie szlachty Wacław Potocki. Bo nie ma bogactwa bez pańszczyzny, a pańszczyzny bez szubienicy i bicia. Dlatego, jak zauważył Hubert Vautrin, „nieposłuszeństwo [w Polszcze] surowiej karane jest aniżeli przestępstwo”79.
Próbowano u schyłku Polszczy różnego rodzaju reform, ale żadna z nich nie naruszała wolności pana do katowania poddanych. W 1768 roku ustalono, że chłop zagrożony karą śmierci ma być przekazywany do sądu grodzkiego albo miejskiego. Jednakże, pisze historyk, „skuteczność owej ustawy była niewielka […], toteż do końca XVIII wieku chłopi byli praktycznie zdani na łaskę i niełaskę feudałów”80. Gdy w 1780 roku złożono propozycję niewielkiego rozluźnienia aparatu pańskiej grozy, w trakcie obrad powstał krzyk „tak okropny, jak gdyby jaki potwór zjawił się w sali sejmowej”81. Już pierwszy w dyskusji poseł Kamieński jednoznacznie się domagał, by prawa te „tak zostały umorzone, iżby się i wspomnienie o nich o uszy nasze ani potomków naszych nie obiło”82. Wojciech Suchodolski zachęcał do szybkiego oddalenia sprawy, „a tak zamkniemy usta tym wszystkim, którzy mówią, iż u nas w Polszcze na wolnym sejmie nic jednomyślnie udziałać nie można”83. Ustawa przepadła, nawet jej nie przeczytano.
W uzasadnieniu odrzucenia projektu przywołano słowa Kamieńskiego, że taki zbiór praw „na zawsze uchylamy i na żadnym sejmie, aby nie był wskrzeszany, mieć chcemy”84. Wrócili do tej kwestii jednak zaborcy. W liście do austriackiego cesarza hrabia Wielhorski przedstawiał nieugięte stanowisko polskich panów: „Poglądy waszej cesarskiej mości, pełne dobroci i humanizmu, można jedynie podziwiać. Oczywiście wbrew naturze jest sama idea okładania razami bliźnich, na których [pracy] się opieramy i którzy zapewniają nam byt. Wskazuję jednak, że poddaństwa, które w gospodarce ważniejsze jest niźli w armii, nie sposób utrzymać w Galicji bez kar cielesnych”85.
Kaźń nie tylko dla bitych, ale również i dla panów była sprawą życia i śmierci.
Johann Joseph Kausch w 1793 roku: „Kańczug to jedyny sposób rządzenia tymi ludźmi [poddanymi], ale i tym nie szafuje się nigdzie tak surowo – nie, to wyrażenie za słabe – tak barbarzyńsko, jak w królestwie polskim. Dwadzieścia razów kańczuga jest karą straszną, ale w Polsce wymierza się sto i więcej batów za najmniejszą drobnostkę”86.
Nietrudno znaleźć szczegółowe informacje o arytmetyce pańszczyźnianego okrucieństwa. W tym samym wierszyku, w którym opisywano standardy wymagane od dworskiej służby, podano też wysokość kar. Za spuszczenie z oka pana i zejście z jego widoku radzono dawać pięć plag. Za nazbyt powolne załatwienie pańskiego interesu – osiem. Za podanie nieumytego noża – siedemnaście. Za nadmierną służalczość – dwadzieścia. Gdyby podczas podróży zgubił się jakiś pański rekwizyt – czterdzieści. Sto plag sugerowano dawać za kłamstwo87.
Oczywiście jaki pan, taki wymiar sprawiedliwości. Radziwiłł za nadgorliwość skazał sługę na gardło, a Gostomski na szubienicę wysyłał tych, co skłamali czterokrotnie. Tak właśnie trzymano poddanych w groźbie: nigdy nie było wiadomo, jakiej kary można się spodziewać. Należało pamiętać, że nawet błahostkę można przypłacić życiem.
Rację miał zatem Kausch, gdy zwracał uwagę na arbitralność polskiego systemu kar. Ale Polszcza nie wyróżniała się pod tym względem na tle innych krajów.
71
[F. Otwinowski],
72
S. Eddie,
73
R. Rozdolski,
74
A. Gostomski,
75
Tamże, s. 29.
76
J. Haur,
77
W. Pomianowska,
78
Cyt. za:
79
H. Vautrin,
80
J. Bartyś,
81
Cyt. za: W. Przyborowski,
82
83
Tamże, s. 339.
84
85
R. Rozdolski,
86
J. J. Kausch,
87
Ł. Gołębiowski,