Przystanek w Madrycie. Ким ЛоренсЧитать онлайн книгу.
– Nie jesteś jego jedynym dzieckiem – zauważył przytomnie Emilio.
– Gdyby Janie była zainteresowana współpracą, to pewnie nie miałbym szans, ale odkąd została twarzą tych słynnych perfum, zależy jej wyłącznie na karierze w reklamie. Choć to trochę dziwne, kiedy twoja młodsza siostra gapi się na ciebie z billboardów i okładek czasopism – odparł Philip.
– Miałem na myśli Megan – powiedział Emilio.
Widok znajomej sylwetki przywołał go do rzeczywistości. Przeszukiwał wzrokiem halę przylotów, spodziewając się ujrzeć byłą żonę, a rozmyślał o Megan, i proszę, oto miał ją przed sobą! Rozpoznał ją od razu, mimo że znacznie wyszczuplała i nosiła się ekscentrycznie jak modelka.
Jakże dobrze ją znał. Nie był skłonny do przesady, a jednak sądził, że rozpoznałby ją nawet po ciemku w pokoju wypełnionym setką ślicznych Angielek!
Można by niemal uwierzyć w przeznaczenie. Uśmiech triumfu na jego drapieżnej twarzy nie sięgnął oczu skupionych na swej ofierze.
ROZDZIAŁ DRUGI
– Przecież jesteś mi dzisiaj potrzebna!
Megan nie była zaskoczona irytacją w głosie swojego szefa.
Charlie Armstrong nie zarobił milionów, dopuszczając, by nieistotne drobiazgi w rodzaju strajku kontrolerów ruchu lotniczego stawały mu na przeszkodzie. Tego samego oczekiwał od swoich pracowników, a w szczególności od córki!
– Przepraszam, tato.
– Na co mi twoje przeprosiny? Potrzebuję…
– Nic na to nie poradzę – przerwała Megan ze spokojem. – Przenocuję w hotelu i przylecę pierwszym porannym samolotem – obiecała.
– Czyli o której?
Megan zerknęła na skromny zegarek na szczupłej ręce. Dla niej był bezcenny, należał bowiem do matki, która zmarła, gdy Megan miała dwanaście lat.
– Pierwszy lot zapowiadają na dziewiątą rano.
– Za późno! To nie do przyjęcia!
– Nic na to nie poradzę. Nie mam skrzydeł, a na pociąg i prom zabrakło biletów.
Przez kilka minut wysłuchiwała gniewnych narzekań ojca, od czasu do czasu pomrukując na zgodę i wtrącając zwięzłe odpowiedzi. Jednocześnie pozwalała się niemal nieść tłumowi ludzi, który szeroką strugą zmierzał do wyjścia.
Złapanie taksówki będzie pewnie niemożliwe, pomyślała smętnie. Może lepiej przekoczować na lotnisku?
Ojciec nie przestawał jej przestrzegać i napominać, by ograniczyła zbędne wydatki. Słuchała go, wodząc wzrokiem po tłumie oczekujących.
Wtem zabrakło jej tchu i wzdrygnęła się cała, rozpoznawszy znajomą postać.
– O Boże! – jęknęła, chwytając się za serce.
– Co? Co się stało? – dopytywał się ojciec z niepokojem.
Megan zamrugała, ale postać nie znikła. Jak dobrze pamiętała tę twarz!
Młody mężczyzna z ciężkim plecakiem omal się nie wywrócił, gdy Megan bez ostrzeżenia wrosła w ziemię. Posłała mu przepraszające spojrzenie. Irytacja młodzieńca szybko się ulotniła, gdy przyjrzał się jej szczupłej figurze i lśniącym brązowym włosom, okalającym delikatną twarz o porcelanowej cerze.
– Czy pomóc pani nieść tę torbę? – spytał uprzejmie.
Megan nie zwróciła uwagi na jego propozycję i oglądała się za siebie, tam gdzie przed chwilą ujrzała znajomego wysokiego mężczyznę.
Zniknął. Czy był jedynie wytworem jej wyobraźni? Wodziła wzrokiem z prawa na lewo po rozkołysanym morzu głów. Emilio Rios nie należał do mężczyzn, którzy łatwo wtapiali się w tłum.
– Megan? Co się dzieje?
– Nic, tato, w porządku – skłamała, zaskoczona swoją gwałtowną reakcją na widok człowieka, który był podobny do kogoś, kto już dawno zapomniał o jej istnieniu.
Czuła się okropnie. W ciągu kilku sekund cofnęła się w przeszłość i znów była tą samą naiwną i wstydliwą dwudziestolatką co wtedy, kiedy widziała go po raz ostatni. Gdyby była zdolna się poruszyć, rzuciłaby się do panicznej ucieczki, dokładnie tak, jak raz już zrobiła.
Czyż nie była to oznaka szaleństwa?
Nie widziała tego mężczyzny przez długie dwa lata. Z pewnością zapomniał i o niej, i o żenujących okolicznościach ich ostatniego spotkania.
Uskoczyła przed ciężkim wózkiem bagażowym i jeszcze raz zapewniła ojca, że nic się nie stało.
– Wydawało mi się, że dostrzegłam kogoś znajomego. Muszę już iść. Zadzwonię, jak się znajdę w hotelu.
– Kogo zobaczyłaś?
– Emilia Riosa – wykrztusiła przez wyschnięte gardło.
Ojciec wydał okrzyk zdumienia.
– To musiał być ktoś podobny do niego. – Była przecież w Madrycie, gdzie roiło się od wysokich przystojnych brunetów. Dlaczego pomyślała, że to właśnie Emilio?
– Kto wie, to mógł być on – odparł ojciec. – Ma przecież biuro w Madrycie.
Trudno było wymienić stolicę, gdzie nie istniał budynek należący do Riosów. W świecie finansjery Emilio uchodził za nieprzeciętnie uzdolnionego, choć niektórzy twierdzili, że ma po prostu wielkie szczęście.
Megan uważała, że aby osiągnąć sukces, potrzeba obu tych cech, a także sporej dawki bezwzględności i arogancji.
– Niedaleko znajduje się rodzinna posiadłość Riosów – mówił ojciec, a Megan czuła rosnące napięcie. – Przepiękny zabytkowy pałac. – Szacunek w głosie człowieka, który sam mieszkał w luksusowej wielopokojowej wilii, sugerował, że siedziba Riosów jest czymś wyjątkowym.
– Jeśli nawet to był on, to już sobie poszedł – mruknęła.
– Nocowałem tam kiedyś, kiedy Luis i ja negocjowaliśmy trudny kontrakt. Mój Boże, ależ ten człowiek znał się na interesach! Czy poznałaś ojca Emilia?
– Sądziłam, że uważasz go za snoba.
– Ależ skąd – żachnął się ojciec. – Jest po prostu dumny ze swego pochodzenia. To bardzo stary ród, jego początki sięgają średniowiecza. Wiesz co, twój przystanek w Madrycie to być może całkiem szczęśliwy traf – dodał ojciec z namysłem.
Zaalarmowana zmianą jego nastawienia Megan zadała ostrożnie pytanie:
– Tak uważasz?
– Zadzwonię do Emilia.
Gorący protest Megan został całkowicie zagłuszony przez grzmiącą zapowiedź w głośnikach.
– Straciłem z nimi kontakt po wycofaniu się Luisa z interesów. To doskonała okazja, by ponownie nawiązać stosunki. Jestem pewien, że Emilio znajdzie dla ciebie nocleg.
Megan wydała nieartykułowany pomruk sprzeciwu.
– Riosowie mają silne powiązania z Ameryką Południową, co może nam się bardzo przydać w negocjacjach z Ortegą. A poza tym…
– Nie – Megan ucięła rozważania ojca w pół słowa.
– Jak to nie?
– Nie zamierzam nadskakiwać dla ciebie młodemu