W górskiej rezydencji. Кэтти УильямсЧитать онлайн книгу.
jakich doznała.
‒ Czuję się okropnie – wyznała Milly, gdy tylko Alberto się rozłączył, przepraszając ją wcześniej za wszelkie kłopoty.
‒ Okropnie? Co to znaczy? Myślałem, że będziesz skakać z radości. Nie musisz wracać do Londynu ani martwić się o pieniądze, ani usługiwać Ramosom. Nie mogłaś chyba liczyć na korzystniejsze rozwiązanie… a jednak wyglądasz tak, jakby spotkała cię krzywda.
‒ Nie byłam szczególnie miła dla biednego pana Ramosa, prawda?
‒ Nie z mojej winy.
‒ Myślałam początkowo, że są bardzo wymagający… ta cała lista dań, instrukcje dotyczące mojego stroju. A jednak… – Wyjęła telefon z plecaka i wystukała stosowną wiadomość dla Alberta. – Zachował się wyjątkowo przyzwoicie. – Otrzymała po chwili informację, że pieniądze zostały już przelane na jej konto. – Po tej historii z Robbiem dobrze jest wiedzieć, że są jeszcze na świecie przyzwoici ludzie.
Lucas z trudem panował nad irytacją, jaką wzbudzały w nim śmieszne żądania Alberta.
‒ Czy zobaczę w końcu taniec radości i szczęścia? Och, zapomniałem, wciąż uważasz mnie za zboczeńca, któremu nie możesz ufać…
‒ Nie – odparła Milly z westchnieniem. Była na tyle zarozumiała, by oczekiwać, że zacznie się do niej dobierać. Taki Adonis szukał zwykle Afrodyty.
‒ Czuję ogromną ulgę.
‒ Powinniśmy chyba posprzątać i pójść spać – oznajmiła, wstając z miejsca. Huśtawka, jaką było jej życie, nie zwalniała ani na chwilę. Kontrakt był wciąż ważny, a ją czekało bajeczne wynagrodzenie za dwa tygodnie narciarskiego szaleństwa.
‒ Posprzątać?
‒ Pozmywać. Może nie umiesz gotować, ale musisz mi pomóc. Oboje nabałaganiliśmy.
Wziął posłusznie naczynia ze stołu, podczas gdy Milly wciąż przyznawała się, zupełnie niepotrzebnie, do wyrzutów sumienia z powodu niewłaściwego zachowania wobec Alberta i jego rodziny.
‒ Okej! – Powstrzymał ją gestem uniesionej dłoni, kiedy znów zaczęła mówić o tym, jaki miły okazał się pan Ramos. – Jestem zorientowany, choć przyznam, że niewiele wiesz o Ramosach. Dosyć o tym.
Oparł się o szafkę i skrzyżował ramiona. Jego wkład w sprzątanie ograniczył się do zabrania ze stołu dwóch talerzy i szklanki i zaniesienia ich do zlewu.
‒ Skończmy z tymi panegirykami – dodał. – Będę tu przez dwa dni. Możemy porozmawiać o trasach zjazdowych.
Wszystko wskazywało na to, że jest niezłą narciarką w przeciwieństwie do jego dawnych dziewczyn, których umiejętności ograniczały się do odpowiedniego stroju.
I była zaskakującą, zabawną osobą, która nic o nim nie wiedziała. Nie potrafił przewidzieć, czym skończy się ta niespodziewana i krótka znajomość. Perspektywa czegoś nowego w jego przewidywalnym życiu wydała się niezwykle kusząca.
Uśmiechnął się, widząc, jak Milly oblewa się rumieńcem i spuszcza wzrok.
Tak, podjął słuszną decyzję, przyjeżdżając tutaj…
ROZDZIAŁ TRZECI
‒ Coś mi właśnie przyszło do głowy…
Milly pozmywała, podczas gdy Lucas manipulował w tym czasie przy skomplikowanym ekspresie, zaparzając w końcu dwie kawy espresso. Nie spotkała jeszcze nikogo równie bezradnego w kuchni. Teraz znów siedzieli na białej kanapie.
‒ Rozumiem, że chcesz się podzielić ze mną tą nagłą myślą.
Otworzył się przed nim zupełnie nowy świat. Zdążyła go już złajać za niedostateczną pomoc w kuchni, a potem uraczyła wykładem na temat „nowoczesnego mężczyzny”, który traktuje poważnie domowe obowiązki. Odparł szczerze, że uważa to za coś okropnego.
‒ Należało spytać o to wcześniej, ale byłam taka rozkojarzona…
Lucas jęknął pod nosem. Zamierzał przejrzeć wieczorem mejle, ale jego uwagę przyciągała bez reszty ta dziewczyna.
‒ Należało spytać, czy… e… jesteś z kimś związany.
‒ Związany?
‒ Jesteś żonaty? – spytała wprost. – Nie ma to większego znaczenia, bo oboje jesteśmy wynajętymi pracownikami, którzy wylądowali przypadkowo w jednym domu, ale nie chcę, żeby twoja żona się martwiła…
‒ To znaczy, nie chcesz, żeby czuła się zazdrosna.
‒ No, zaniepokojona…
A więc był żonaty, choć nie nosił obrączki. Poczuła ukłucie rozczarowania. Dlaczego nie miałby być żonaty? – pomyślała, tłumiąc w sobie uczucie, dla którego nie było miejsca w jej życiu.
‒ Ciekawe. Zazdrosna i zaniepokojona żona, która martwi się o to, że jej ukochany mąż dzieli dom w górach z całkowicie obcą osobą…
Miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Jeśli chodziło o kobiety i zaangażowanie, był od tego bardzo daleki. Raz się już sparzył. Był dziewiętnastoletnim dzieciakiem, już doświadczonym, ale wciąż zbyt zielonym, by wiedzieć, kiedy się go ogrywa – młody i arogancki, wierzył, że naciągaczki mają bez wyjątku długie włosy i wysokie obcasy i odznaczają się niewątpliwym czarem.
Jednak Betina Crew, starsza od niego o prawie osiem lat, stanowiła przeciwieństwo tego wizerunku. Hipiska, która chodziła na marsze protestacyjne i pisała wiersze o ratowaniu świata. Zadurzył się na amen, dopóki nie próbowała go złapać na domniemaną ciążę; niewiele brakowało, by zaciągnęła go do ołtarza. Przypadkowo znalazł na dnie jej szuflady tabletki antykoncepcyjne i gdy jej o tym powiedział, sprawa zakończyła się paskudnie.
Przestał sobie wmawiać, że istnieje coś takiego jak bezinteresowna miłość, zwłaszcza w przypadku pokaźnego konta bankowego. Jego matka wciąż wierzyła w te bzdury, a on nie miał serca pozbawiać jej złudzeń, wiedział jednak, że jeśli postanowi się kiedykolwiek ożenić, to raczej z rozsądku i pod nadzorem prawnika.
‒ Nie. – Pokręcił głową. – Żadnej zazdrosnej czy zaniepokojonej żony podsycającej ognisko domowe.
‒ Dziewczyna?
‒ Skąd to zainteresowanie? Sugerujesz, że ktoś miałby powody do zazdrości?
‒ Nie! – Omal nie zachłysnęła się kawą. – Nie zapominaj, przed czym tu uciekłam. Nie w głowie mi związki. Wolę po prostu nie myśleć, że ktoś może się denerwować z powodu tej sytuacji… utknęliśmy tu razem.
‒ Wobec tego cię uspokoję. Nie ma żadnej dziewczyny, a nawet gdyby była, nie jestem zazdrosny i nie zachęcam do zazdrości kobiet, z którymi się spotykam.
‒ Jak możesz odwodzić kogoś od zazdrości?
Nie była zazdrosna, jeśli chodziło o Robbiego. Ani razu nie pomyślała o nim i Emily – samych, we dwoje. Bo znała go od niepamiętnych czasów?
‒ Dla mnie to nigdy nie był problem. Kobiety, z którymi się spotykam, znają moje zasady i szanują je.
‒ Jesteś najbardziej aroganckim facetem, jakiego w życiu spotkałam – oznajmiła ze zdumieniem.
‒ Już mi to chyba mówiłaś.
Dopił kawę i odstawił filiżankę, po czym wstał i się przeciągnął; ona też wstała i odruchowo sięgnęła po naczynia.
Już chciał jej powiedzieć poirytowany, że ktoś się tym zajmie, ale przypomniał