Antybrat. Tijan MeyerЧитать онлайн книгу.
odparłam, wybierając drugą opcję.
– Co?
– To było osobiste. – Przytknęłam dłoń do piersi. – Chodziło o mnie. Zostawiłyście mnie. Specjalnie.
– Posłuchaj. Avery jutro cię przeprosi. Odholowałyśmy ją do pokoju. Teraz śpi. Ale jeśli lubisz się bawić w takie głupoty, to poczekaj do jutra.
Spojrzała ponad moją głową. Wyprostowała się, jakby chciała odejść. Nie mogłam jej na to pozwolić.
Zrobiłam krok w bok, żeby zagrodzić jej drogę. Znowu na mnie popatrzyła. Żałosny półuśmieszek zniknął z jej twarzy.
– Co?
Claudia była starsza ode mnie. W dodatku tak naprawdę jej nie znałam. Avery też była mi obca, ale coś we mnie pękło. Nie mogłam pozwolić, żeby ktoś źle mnie traktował. Wzięłam głęboki wdech, zbierając się na odwagę.
– Posłuchaj – powiedziałam. – Avery może jutro mnie przeprosić, ale ty jesteś pierwszą osobą z jej ekipy, na którą wpadłam. Jakoś trudno mi uwierzyć, że po prostu o mnie zapomniałyście. Nie zostawiłyście mnie tam przez przypadek.
Claudia zmrużyła oczy.
– Nawet jeśli jutro usłyszę przeprosiny od Avery – mówiłam dalej – to jednak ty nie sprawiasz wrażenia, jakby było ci przykro. Dlatego zastanawiam się, czy nie masz ze mną jakiegoś problemu.
Co we mnie wstąpiło? Przecież zwykle byłam raczej typową mimozą, a nie osobą konfliktową.
Claudia założyła ręce na piersi.
– Jak tutaj wróciłaś?
To wszystko, co miała do powiedzenia? Przekrzywiłam głowę i odparłam:
– Ktoś mnie podwiózł.
Uniosła lewą brew.
– Zabrałaś się z kimś autem?
Przytaknęłam.
– Nie wszyscy o mnie zapomnieli – prychnęłam, przewracając oczami.
– Kto to był?
– Brat Marcusa.
Wytrzeszczyła oczy.
– Caden?
Może był wobec mnie dupkiem, a może nie – w tej chwili miałam mętlik w głowie, jeśli chodzi o tę kwestię – ale fajnie było ujrzeć zaskoczenie malujące się na buźce Claudii.
– Tak.
– Jesteś pewna? – spytała z niedowierzaniem. – Nie chcę być wredna, ale wszyscy tutaj znają Cadena i wiedzą, że nie zadaje się z dziewczynami takimi jak ty.
Nie chciałam w to wnikać, lecz nie mogłam się powstrzymać.
– Takimi jak ja?
– Tak. – Uśmiechnęła się złośliwie. – Takie panny nikt. Świeżaki, których nikt nawet nie zauważa.
– On jest na czwartym roku? – spytałam, z trudem poruszając ustami.
– Na trzecim. Ale to bez znaczenia. On jest znany z różnych rzeczy, jeśli wiesz, co mam na myśli. Trudno mi uwierzyć, że po prostu podrzucił cię do domu. Jak go zachęciłaś? Zrobiłaś mu laskę?
– Po co? Ty zwykle to robisz, żeby ktoś cię podwiózł? – Zrobiłam krok w jej stronę. – To sugerujesz?
– Sugeruję, że to może byłby jedyny sposób, żeby ktoś taki jak on zwrócił uwagę na kogoś takiego jak ty.
Jezu. Claudia naprawdę była suką.
– Myślałam, że jesteście miłe. – Pokręciłam głową. – I to jest w tym wszystkim najgorsze. Uważałam, że jesteście fajne. Lubiłam Avery.
Claudia nie była jedyną osobą, która potrafiła być zimna. Chcąc okazać jej moją niechęć, dorzuciłam lodowatym tonem:
– Szkoda, że tak wyszło. Szkoda, że taka jesteś.
Do tej pory wyglądała na znudzoną tą rozmową, ale teraz nagle się ożywiła.
– Czekaj. Chodzi o to, że Kevin i Caden to kumple z bractwa.
A więc problemem był mój przybrany brat?
Podeszłam pod ścianę i oparłam się o nią. Miałam zamiar dalej się kłócić z Claudią, gwiżdżąc na wszelkie konsekwencje.
– A co Kevin ma z tym wspólnego?
– Caden był dla ciebie miły właśnie z powodu Kevina. To dlatego podwiózł cię do akademika. A nie z tego powodu, że jest tobą zainteresowany czy coś w tym stylu. – Znowu otaksowała mnie wzrokiem. – Dalej nie rozumiesz, czemu się tak zdziwiłam? – Zaśmiała się i wyminęła mnie. – Zrób jutro piekło Avery. Będzie ci się podlizywała, bo w przeciwieństwie do mnie z jakiegoś głupiego powodu cię lubi. Baw się dobrze!
Zostawiła mnie samą na korytarzu, z uczuciem pustki w środku.
I znowu nie miałam żadnych przyjaciół. Cudownie.
ROZDZIAŁ 7
Claudia nie myliła się co do jednej rzeczy. Avery faktycznie przeprosiła mnie następnego dnia. Przyszła w workowatej bluzie, z potarganymi włosami i podkrążonymi oczami. Jej skóra przybrała nieco zielonkawy odcień. W dłoni trzymała butelkę wody mineralnej.
Miała kaca.
Nie wspomniałam jej o rozmowie z Claudią. To nie była wina Avery, że jej koleżanka zachowuje się jak suka, ale gdy następnego wieczoru zaprosiła mnie na kolację z grupką swoich znajomych, odmówiłam. Dzień później chciała mnie wyciągnąć na lunch, lecz moja odpowiedź brzmiała tak samo. Avery wyglądała na zdezorientowaną. Coś mi mówiło, że już nigdy mnie nigdzie nie zaprosi. Miałam jednak nadzieję, że to bez znaczenia, skoro wkrótce zjawi się moja współlokatorka.
I tak oto nadszedł oficjalny dzień zasiedlania akademika przez pierwszoroczniaków. Korytarze zapełniły się ludźmi biegającymi z pudłami i wnoszącymi je do swoich pokojów, ale ja wciąż siedziałam samotnie u siebie. Tamtego wieczoru dowiedziałam się, dlaczego tak wyszło.
Avery zajrzała do mnie, żeby przekazać, że za parę godzin poprowadzi zebranie dla ludzi z naszego piętra. Przy okazji dowiedziałam się, że nie będę miała współlokatorki.
– Dlaczego? Co się stało?
Przycisnęła do piersi swój notatnik.
– Dziś rano do mnie dzwonili, ale nie miałam czasu ci powiedzieć. Tej dziewczynie umarł ktoś z bliskich, więc przyjedzie dopiero w następnym semestrze. Później zacznie naukę.
– Och. – Zerknęłam przez ramię na swój pokój. Był całkiem przytulny, ale znajdowały się w nim tylko moje rzeczy. Jedno łóżko, biurko, komoda i szafa ciągle stały puste.
– Na razie nie wiadomo, jak to się ułoży. Może jeszcze ci kogoś dadzą. A jeśli nie, będziesz miała szczęście i cały pokój dla siebie w pierwszym semestrze.
– A kiedy będzie coś wiadomo?
Wzruszyła ramionami.
– Ludzie bez przerwy wprowadzają się po terminie. Albo proszą o przeniesienie do innego pokoju. Jeśli zaczniesz się urządzać w całym pokoju, pamiętaj, że może będziesz musiała to wszystko znowu ustawić tak, jak było wcześniej.
– Dobra.
Uśmiechnęła się do mnie, znowu wcielając się w rolę oficjalnej opiekunki naszego piętra, tak jak wtedy, gdy poznałam ją z moimi rodzicami. Zniknęła tamta Avery, która zaprosiła mnie