Antybrat. Tijan MeyerЧитать онлайн книгу.
było też przyjście na tę imprezę. Dość tego. Musiałam się stąd ulotnić.
Wróciłam na górę. Wszędzie było pełno ludzi. Odwróciłam się i usłyszałam:
– Ej! Spokojnie, koleżanko.
Trąciłam kogoś łokciem. Chciałam sprawdzić, kto był moją ofiarą. Mój wzrok najpierw padł na potężnie umięśnione ramię. I tatuaże. Boże, ile tatuaży! Pokrywały całą jego rękę.
Gapiłam się na nie jak zahipnotyzowana. Nie powinnam, ale nie mogłam przestać. Biceps nagle drgnął, a razem z nim poruszył się wąż. Miało się wrażenie, że jest prawdziwy, a nie wytatuowany.
– Stało się coś?
Oderwałam wzrok od węża i spojrzałam w górę, prosto w zaskakująco ciemne i ładne oczy, wpatrujące się we mnie z mieszaniną irytacji i konsternacji.
– Słucham? – „Zapytał, czy coś ci jest”. Potrząsnęłam głową. – Nie. Przepraszam. – „Wpadłaś na niego”. – Nie zauważyłam, że tu stoisz. Chciałam tylko… wyjść.
Z jego twarzy zniknęła irytacja. Zmrużył oczy.
– Domyśliłem się, że wpadłaś na mnie przez przypadek. – Po chwili dodał: – Wychodzisz?
Skinęłam głową.
– Nikogo tu nie znam.
Zerknął przez moje ramię.
– Byłaś w suterenie? Kogoś tam szukałaś?
– Zgubiłam się – odparłam szybko. Po mojej szyi wspinał się rumieniec. – Mieszkasz tutaj?
Zacisnął usta.
– Niestety. Czemu pytasz?
Kevin cieszył się z przynależności do Alpha Mu. Z ogromną dumą oświadczył, że został przyjęty. Jego ojciec także należał do tego bractwa. Dlaczego więc ten tutaj nie był z tego zadowolony? Nie miałam pojęcia. Kevin zawsze wspominał, że członkowie Alpha Mu bardzo się wspierają i współpracują z resztą braci z całego kraju.
– Może wiesz, gdzie znajdę drzwi?
Odprężył się i opuścił ręce – wąż znowu się poruszył, gdy napiął się biceps jego właściciela– a potem skinął głową.
– Skręć w prawo i idź prosto. Wyjdziesz bocznymi drzwiami. Lepiej, żebyś ominęła salon. Chłopaki próbują namówić dziewczyny do gry w rozbieranego piwnego ping-ponga i… – Zlustrował mnie od góry do dołu. – Bez urazy, ale byłabyś łatwym celem.
Że co? Wyprostowałam się, szykując jakąś ostrą ripostę… lecz on się obrócił, zrobił dwa kroki, a grupka ludzi za jego plecami wchłonęła go. Zniknął.
Dupek!
Wymknęłam się bocznymi drzwiami, nie mijając nikogo po drodze. Niechętnie podziękowałam w myślach tamtemu dupkowi. Przeszłam pod oknem salonu i dotarło do mnie, jak ktoś się wydziera:
– Mamy cycuszki!
Po chwili rozległo się jeszcze więcej okrzyków i śmiechów.
Stałam już na chodniku, gdy nagle usłyszałam:
– Ona tam jest! Z Matthewsem!
Szybkim krokiem oddaliłam się od domu. Kiedy skręcałam za róg, zobaczyłam, jak wyrzucają jakiegoś chłopaka z imprezy. Dwóch kolesiów trzymało go za ręce, ciągnąc po schodach w stronę chodnika.
Ukryłam się za drzewem. Matthews? Czy chodziło o Kevina?
Znowu otworzyły się drzwi. Jeden z chłopaków krzyknął przez ramię:
– Zawołaj Cadena. To jego brat.
Odwrócił się i wszedł z powrotem do środka.
– I zamknij te cholerne drzwi!
Po chwili zamknęły się z trzaskiem.
– Nie. – Chłopak, którego tamci wywlekali z domu, zaczął się zapierać nogami i wyrywać. – Muszę tam wrócić po swoją dziewczynę! Mam gdzieś, co mówi mój brat.
– Nie rób tego, Marcus – odezwał się jeden z nich, zagradzając mu drogę.
Marcus gwałtownie zaczerpnął powietrza. Jego nozdrza rozdęły się jak u wściekłego byka.
– Nie mów mi, co mam robić. Ona jest moją dziewczyną, a Matthews to pieprzony szmaciarz.
Zbliżyłam się do drzewa, żeby lepiej ich słyszeć.
– No, może.
– Żadne „może”. Słuchaj, pozwól mi wejść bocznymi drzwiami. Nikt mnie nie zobaczy. Mój brat nie musi o tym wiedzieć. Wejdę, znajdę Maggie i pójdziemy sobie. Obiecuję. Żadnego dymu. Serio.
Jeden z chłopaków prychnął, krzyżując napakowane ręce na napakowanej piersi. Stał na lekko rozstawionych nogach, jak ochroniarz w nocnym klubie, który jest gotowy zrobić porządek z jakąś kłopotliwą ekipą. Powoli pokręcił głową.
– Nie możemy tego zrobić i dobrze o tym wiesz.
– Zresztą twój brat pewnie zaraz tu przyjdzie – dodał ten drugi.
Marcus jęknął z frustracją i zacisnął dłonie w pięści. Tamci nawet nie drgnęli. Wyglądało na to, że już przerabiali tego typu sytuacje.
Otworzyły się drzwi i rozbrzmiał znajomy głos:
– Co tu się dzieje?
Dwaj ochroniarze z bractwa odsunęli się na bok, żeby przepuścić tego, który się zjawił. Od razu go poznałam, kiedy wyłonił się z cienia. To tamten dupek z wytatuowanym wężem, który pomógł mi się wymknąć z imprezy.
– Caden. – Marcus ruszył w jego stronę. – Wpuść mnie. Chcę tylko zabrać Maggie. To wszystko.
– Jasne – mruknął Caden. – Wcale nie rzucisz się na niego z pięściami.
– Matthews to kupa gówna, ale nie zrobię tego.
A więc chodziło o Kevina. Tamta dziewczyna, z którą się zabawiał, miała chłopaka.
– Chciałbym obić mu gębę, ale się powstrzymam. Wiem, że byłbyś wtedy w trudnej sytuacji. Nie tknę go. Obiecuję.
Drzwi znowu się otworzyły i ktoś wychylił się na zewnątrz.
– Idzie Kevin.
Jakaś dziewczyna w środku zapytała:
– Coś się dzieje przed domem. O co chodzi?
Caden podszedł do drzwi i trzasnął nimi.
– Kiedy Matthews tu przyjdzie, zamknij te pieprzone drzwi – rzucił do gościa, który pilnował wejścia.
– Tak jest, szefie.
– O takich sprawach nie mogą wiedzieć ludzie spoza bractwa.
– Wiem. Przepraszam. Będę lepiej pilnował. Obiecuję.
Aby udowodnić, że mówi poważnie, gdy znowu otworzyły się drzwi i ukazał się w nich Kevin, chłopak trzasnął nimi prawie z taką siłą, z jaką wcześniej zrobił to Caden. Popatrzył na swojego szefa z lekkim uśmiechem i skinął głową, jakby chciał powiedzieć: „Już się nauczyłem. Widzisz?”.
Caden potrząsnął głową i popatrzył na Kevina.
– Co się dzieje?
Kevin spojrzał na Marcusa, który znowu zacisnął pięści. Widać było, że z trudem panuje nad sobą.
– Matthews