Ósmy cud świata. Magdalena WitkiewiczЧитать онлайн книгу.
się, że nie należy nikogo oceniać. Każdy wiek rządzi się swoimi prawami i czasem osiemnastolatka nie zrozumie dwadzieścia lat starszej kobiety. A może teraz osiemnastolatki są inne? Może współczesne młode dziewczyny by mnie zrozumiały? Gdybym miała córkę, marzyłabym o wielkiej miłości dla niej. Takiej na zawsze.
Jednak marne były szanse, bym w ogóle mogła mieć dziecko. Pewnie gdybym zdecydowała się na związek z Jackiem, stałoby się to realne, ale czy uczciwe względem niego? Czy potem już całe życie musiałabym udawać uczucie? A może wspólne dni i noce powodują, że tej miłości można się nauczyć?
Miałam wrażenie, że zaplątałam się nieco w moim życiu. Alicja mówiła prawdę. To było bez sensu. Z mojej strony, bo Jacek chyba nie miałby nic przeciwko, by na zawsze zagościć w moim życiu.
– Rozumiem. To jest układ – wzdychał, gdy po wszystkim leżeliśmy przytuleni.
– Jacek, my nie możemy być razem.
– Ania, jesteśmy razem.
Nie lubiłam tych rozmów. Nie lubiłam, gdy patrzył na mnie w ten sposób.
– Jacek, proszę cię. Nie zaczynaj znowu.
– Dobra, rozumiem. Układ. Tylko seks, droga wolna – powtarzał moje słowa, które powiedziałam, gdy kiedyś wypiliśmy zbyt dużo wina.
Zawsze gdy je powtarzał, robiło mi się przykro. Jednak sama chyba nie za bardzo wiedziałam, czego oczekuję od losu. Żyłam z dnia na dzień. Nie zauważyłam momentu, w którym Jacek próbował poukładać sobie życie. Kiedyś, gdy w piątkowe popołudnie nie było już nikogo w pracy, weszłam do jego gabinetu.
– Ciężki tydzień – powiedziałam. – Mam w domu wino, sery i oliwki. – Uśmiechnęłam się.
Podeszłam do niego. Siedział przy biurku.
– No, panie prezesie, niech pan przestanie już pracować. – Zamknęłam mu laptopa i usiadłam na stole. – Proponuję ci wspólny wieczór, kolację ze śniadaniem i co tylko chcesz.
Jacek przez chwilę nic nie mówił.
– Dzisiaj nie mogę – uciął krótko.
– Bo? – zapytałam, siadając mu na kolanach.
– Bo się umówiłem.
– Randka? – drążyłam zaczepnie.
– Randka – potwierdził ku mojemu zaskoczeniu.
Zupełnie nie wiem, dlaczego zrobiło mi się przykro.
– To super – powiedziałam.
– Super. – Nie patrzył mi w oczy.
– Sama będę musiała wypić wino. – Uśmiechnęłam się, mimo iż wcale nie miałam ochoty tego robić.
– Muszę się zbierać – powiedział stanowczo.
Szybko wstałam z jego kolan. Nie czułam się tam mile widziana.
– Jasne. Ja też już pójdę. Na wino, ser i oliwki. Miłej randki – powiedziałam, wychodząc. Nawet na niego nie spojrzałam.
– Dziękuję – usłyszałam.
Czy miałam prawo być na niego zła? Nie. Przecież ustaliliśmy – żadnych zobowiązań. A właściwie ja to ustaliłam.
Tamtego dnia wróciłam do domu w bardzo złym humorze. Do tej pory byłam pewna, że żadna inna kobieta w życiu Jacka nie będzie miała dla mnie znaczenia. Było jednak zupełnie inaczej. Wściekła wróciłam do domu, zdjęłam garsonkę. Wsunęłam starą dżersejową sukienkę i wyjęłam lody z zamrażalnika. Zanim je wyjadłam, wlałam prosto do pudełka chyba pół butelki likieru kawowego. Usiadłam po turecku na łóżku. Całe szczęście, że rano nie sprzątnęłam pościeli. Przykryłam się kołdrą, na kolanach położyłam laptopa. Wiadomości na Facebooku jeszcze bardziej pogorszyły mój nastrój. Tu ktoś się zaręczył, tam obchodził dziesiątą rocznicę ślubu. Same romantyczne zachody słońca. Koleżanka z podwórka urodziła czwarte dziecko, a kolega znalazł żonę, która, gdyby się uparł, mogłaby być jego córką. Wszyscy uśmiechnięci, pełni szczęścia, zadowoleni z życia. Nie mogłam pozbyć się uczucia zawiści. Naprawdę wiele bym dała, by cieszyć się ich szczęściem, ale tamtego dnia tylko zajadałam swoje smutki z coraz większą zazdrością. Kawowe lody obficie polane kawowym likierem nadawały się do tego wyśmienicie.
Tuż przed północą zadzwonił domofon.
– Kto tam? – zapytałam.
– Jacek.
Jacek? O tej porze?
– Nie wyszło? – przywitałam go.
– Nie. Nie wyszło.
– Bo?
– Może mam za wysokie wymagania? A może to wy, kobiety, macie zbyt duże potrzeby?
– A tym razem jak było?
– Nudno – powiedział. – Nie zaiskrzyło. Ona była kompletnie z innej planety.
– Ale dlaczego?
– Nieważne. Po prostu nieważne. – Wziął do ręki butelkę z likierem. – Nie masz czegoś mocniejszego?
– Mam – odparłam. – Wódka?
Wzruszył ramionami.
– Obojętnie. Byle z procentami.
Wyjęłam z barku jakiś mocniejszy alkohol. Nalałam do szklanki, wypił duszkiem.
Kilka chwil później leżeliśmy już nadzy w moim łóżku.
Jakie to wszystko było cholernie smutne. Dwoje bardzo samotnych ludzi, którzy próbują łatać swoje życie kilkoma chwilami przyjemności. Jednak zdawaliśmy sobie sprawę, że pustki w naszym życiu nie da się zapełnić kilkoma minutami, a nawet godzinami rozkoszy. Nie da się jej zapełnić nawet naszymi łzami. Bo tak, wtedy oboje płakaliśmy. Byliśmy sobie tak bliscy, a zarazem tak bardzo dalecy.
Wielka samotność we dwoje. Czy to znak naszych czasów?
Jacek jeszcze kilka razy się z kimś spotkał. Przeważnie do mnie wracał. Ja również byłam na kilku randkach z takim samym skutkiem. Gdy jesteś po trzydziestce, masz do wyboru starych kawalerów albo tych, których „żona nie rozumie”. Z doświadczenia wiedziałam, że żona nawet nie zdawała sobie sprawy, że w jej małżeństwie tego zrozumienia nie ma.
Czasem siedzieliśmy we dwoje, przeglądając portale randkowe i szukając sobie wzajemnie potencjalnych partnerów życiowych.
– Ania, a ten? – pytał, pokazując mi swój tablet.
– Nie, no co ty. Takich ze złotymi łańcuchami i z gołą klatą od razu dyskwalifikuję.
Jacek wzruszył ramionami.
– Jacek, a zobacz, ta jaka fajna! – Pokazałam mu zdjęcie dziewczyny.
– Nie. Ona ma coś z twarzą.
– Z twarzą? – Spojrzałam zdumiona na śliczną blondynkę uśmiechającą się z monitora mojego laptopa.
– Z ustami.
– No, pewnie ma powiększone. – Popatrzyłam na wydatne usta kobiety. – Ostrzyknięta.
– Ostrzyknięta?
– Chirurg powiększył jej usta.
– No widzisz? Mówiłem, że coś nie tak. Jak mam się całować z kobietą, która przyjmuje zastrzyki w usta? Fuj!
– Nie bardzo rozumiem, w czym to przeszkadza.
On rozumiał. Ja też wiedziałam, że