Hayden War. Tom 6. De Oppresso Liber. Evan CurrieЧитать онлайн книгу.
okolicę?
– Urodziłem się tutaj – powiedział jeden z nich. – Jestem Kirn.
– Miło cię poznać – powiedziała Sorilla, wkładając magazynek na miejsce i zwracając wylot lufy w bezpiecznym kierunku. W tym momencie zorientowała się, że drugim z przewodników jest Mokkan.
– Witaj, Mokkan.
Mruknął coś, wskazując trzymaną przez nią broń.
– Dlaczego używacie naszego uzbrojenia? Nie macie własnego?
– Z dwóch powodów – odparła Sorilla, znajdując uniwersalny pas nośny i mocując go do karabinka. – Po pierwsze, łatwiej jest znaleźć lokalne zapasy. Po drugie, lepiej, aby przeciwnik nie wiedział, że tu jesteśmy.
Zauważyła, że jego uwaga skupiona jest na metalstormach, które nosiła.
– A to nie jest broń? – spytał.
– Tak. Ale załadowane są prostymi pociskami ołowiowo-wolframowymi. Podczas tej misji nie wolno nam używać żadnej amunicji inteligentnej. Jeśli zostanę zmuszona, żeby z nich strzelać, zniszczenia będą wyglądać jak z improwizowanej miny, które nauczymy was robić. Żadnych śladów.
– Chowacie się przed nimi.
To było stwierdzenie, a nie pytanie. Sorilla tylko pokiwała głową.
– Tak.
– Czemu?
Major wstrzymała się chwilę z odpowiedzią.
– Z wielu powodów – powiedziała. – I dla nas, i dla was mogłoby się źle skończyć, jeśli wyszłoby na jaw, że wam pomagamy. Sojusz jest potężny, potężniejszy od nas, ale powolny w działaniu. Jeśli jednak się go wystarczająco rozdrażni…
Nie dokończyła zdania, a Mokkan wykonał gest będący czymś pomiędzy wzruszeniem ramionami a kiwnięciem głową.
– Wydaje mi się, że rozumiem. Co chcecie zobaczyć?
Sorilla spojrzała wzdłuż linii brzegowej, w stronę miejsca, gdzie pomimo nieco przytłumionego przez chmury blasku dnia widać było światła miasta.
– Przeciwnika.
– Łatwe do zrobienia. Chodźcie z nami.
* * *
Godziny marszu, nawet dla kogoś w doskonałej kondycji fizycznej i pracującego nad aklimatyzacją, nie były łatwe. Sorilla i Dearborne wspomagali się wprawdzie systemami oddechowymi, ale nie chcieli ich nadużywać, ponieważ trudno było naładować urządzenia. Mieli oczywiście w zestawach kompresory, ale major nie lubiła polegać na sprzęcie, który mógł się zepsuć lub wyczerpać.
Dotarli do punktu w pobliżu miasta, unikając domostw znajdujących się na peryferiach i czegoś, co wyglądało jak kamienna droga, na której panował ruch godny Wschodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych.
– System autostradowy? – spytała Sorilla, przyglądając się pojazdom. Były paskudne i głośne, ale zapach spalin nie przypominał tych, które wydzielał stary sportowy samochód jej ojca. – Inteligentne samochody?
Para Dziecian spojrzała na nią z lekkim zdziwieniem, a Mokkan zaprzeczył ruchem głowy.
– Mamy ich trochę, ale nadal są w fazie eksperymentalnej – wyjaśnił.
– Silniki spalinowe – stwierdziła major, używając hiperspektralnych sensorów do analizy składu spalin. Zamrugała z niedowierzaniem. – Amoniak? To interesujące. Wszystkie wasze pojazdy używają tego paliwa?
– Większość, ale nie wszystkie – odpowiedział Kirn. – Czemu pytasz?
Sorilla wzruszyła ramionami.
– Na razie bez powodu. A więc ekonomia oparta na wodorze i azocie?
– Czy wy nie macie samochodów i dróg, tam skąd pochodzicie? – zapytał Mokkan z pewną dozą ironii w głosie. Sorilla zauważyła to, ale postanowiła, że wykorzysta to kiedy indziej.
– Nie tak zapchane – przyznała. – Transport publiczny jest sterowany komputerowo. W tym samym czasie przepuszczamy tysiące razy więcej pojazdów bez takiego bałaganu. Stary system autostradowy sprzedany został prywatnym klubom dziesiątki lat temu.
– Prywatnym klubom? – Kirn wydawał się zaskoczony. – Jeśli macie lepszy transport, po co płacić za coś takiego?
– Niektórzy ludzie lubią jeździć szybko. Płacisz miesięczną składkę i możesz szaleć po całym kraju z prędkością ponad trzystu kilometrów na godzinę, widząc tylko migające drzewa i słupy. Transport publiczny jest szybszy, ale nie daje takiej samej przyjemności i wolności, jak własnoręczne prowadzenie. Zakładam, że swój system zaopatrzenia opieracie na tym systemie dróg?
– Tak, w większości. Dlaczego pytasz?
– Na razie bez powodu. Zbieram wszelkie możliwe informacje. Wszystko może się przydać. To zależy od tego, co robią tutaj Ross.
Mokkan chrząknął.
– Możemy użyć jednego ze starych przejść. Tędy. Wkrótce będziemy przy samym mieście.
Sorilla kiwnęła głową, spoglądając na Dearborne’a.
– W porządku.
* * *
Kiedy jeszcze bardziej zbliżyli się do miasta, Sorilla i Dearborne założyli hełmy i przełączyli pancerze w tryb maskowania. Nie był on tak skuteczny, jak zamontowane na pojazdach, ale pancerz mógł zmieniać kolory, dostosowując się do otoczenia.
Dwójka obcych spojrzała na nich zmieszana.
– Co zrobiliście? – zapytał skonfundowany Kirn. – Coś się zmieniło.
– Wy nas cały czas widzicie? – upewniła się Sorilla.
– Tak… ale straciliście… kolor?
Warto było zapamiętać, że ograniczone możliwości maskowania pancerzy są bezużyteczne w stosunku do miejscowych. Na szczęście z tego, co wiedziano o Ross i ich pasywnych systemach, urządzenia powinny skutecznie działać, przynajmniej na zakładanych dystansach.
– Włączyliśmy systemy maskowania – odparła Aida. – Zmiana kolorów, ciepło i inne rodzaje promieniowania są wytłumione. Urządzenia Ross będą miały kłopot z zobaczeniem nas.
– Dlaczego? Przecież jesteście tutaj? – Kirn nadal nie rozumiał.
– Dla was tak. Ale Ross widzą rzeczy inaczej niż wy. My także. Zaufaj mi.
– No dobrze – powiedział w końcu przewodnik. – Ale lepiej unikajmy innych Dziecian. Wyglądacie teraz… dziwniej.
Sorilla stłumiła wybuch śmiechu, ale wymieniwszy spojrzenia z Dearborne’em poprzez HUD, zorientowała się, że snajper jednak rechocze. Na szczęście zachował na tyle rozsądku i przytomności umysłu, że wyłączył przy tym zewnętrzne głośniki.
Aida zdawała sobie sprawę z ograniczeń kamuflażu pancerza, szczególnie w odniesieniu do przeciwnika. W granicach miasta oznaczało to, że będą wyglądać jak szare cienie, podążając za swoimi przewodnikami aż na długą ulicę prowadzącą do znajomej kopuły. Aktywne skanery używane przez jednostki goblinów i golemów miały możliwość ich wykryć, nie mówiąc już o systemach znajdujących się na okręcie Ross, ale te z kolei wymagały dokładnego celowania. Dwójki operatorów nie cechowała może w tym momencie niewidzialność, ale na pewno mieli niezłe maskowanie.
– W tym miejscu znajdowała się siedziba władz – wyjaśnił Kirn, wskazując kopułę. – Budynek został zniszczony w pierwszych chwilach inwazji. Kiedy opadł kurz,