Star Force. Tom 7. Unicestwienie. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.
o tym. Pierścienie można włączać i wyłączać. Przepływ materii da się również odwrócić. W pewnym sensie można je otwierać i zamykać jak drzwi.
Pokiwałem głową. Domyślałem się, do czego zmierza.
– W tym przypadku to oczywiste. Pierścień zawsze tam był, Skorupiaki nam o tym powiedziały. Tyle że pozostawał nieaktywny. Teraz ktoś odkrył, jak się go włącza, a potem użył go do osuszenia ich oceanów. Ja oczywiście obstawiam, że to makrosy. Nigdy nie przepuszczą okazji do cichego wyeliminowania sojuszników w sposób, który nie łamie postanowień umowy.
Kamery Marvina zbliżyły się do mnie.
– Chyba potrafię uzyskać co najmniej częściową kontrolę nad pierścieniem.
– Co? To świetnie!
Kamery uniosły się odrobinę na znak, że Marvin ucieszył się z mojej pochwały. Zastanowiłem się, dlaczego od tego nie zaczął.
– Tak – powiedział. – Rozważałem to od długiego czasu. Proces ten jest ściśle związany z wykorzystywaniem pierścieni do przekazywania wibracji miedzy układami. Widzi pan, pierścienie znajdują się tak naprawdę w dwóch miejscach jednocześnie. Na tym polega ich sekret. To tak naprawdę nie są dwa pierścienie, tylko jeden.
Ze zniecierpliwieniem kiwnąłem głową.
– Tak, to ma sens. Świetne odkrycie, Marvinie. Chcę, żebyś przejął kontrolę nad pierścieniem i go wyłączył.
– Naturalnie, taki rezultat byłby najbardziej pomyślny.
Zamilkłem i zmrużyłem oczy.
– Jak to: byłby? Chyba powiedziałeś, że możesz go kontrolować.
– Powiedziałem, że mógłbym przejąć nad nim kontrolę. Potrafię przełączyć go w, nazwijmy to, tryb programowania. Ale nie mam w zasadzie pojęcia, jakie komendy mam mu wysłać. Nie znam jego protokołów ani struktury kontroli pakietów. Po rozpoczęciu sesji musiałbym eksperymentować.
Pokiwałem wolno głową, a uśmiech zniknął mi z twarzy. Docierało do mnie, czemu się wahał. Zrozumiałem już też, czemu prosił, abym go z góry rozgrzeszył.
– Marvin – powiedziałem. – Rozumiem. Mówisz o zhakowaniu pierścienia. O próbie zmuszenia go, żeby zrobił, co zechcesz. Ale wiesz, że nie rozumiesz interfejsu. Będziesz działał po omacku i rezultat może być nieprzyjemny.
– Właśnie.
Zastanowiłem się nad tym. Co, jeśli Marvin odwróci kierunek przepływu, a drugi koniec pierścienia umieści w rozpalonym wnętrzu nieznanej gwiazdy? Wszystko było możliwe. Mógł zniszczyć Yale albo go ocalić.
Wiedziałem to i owo o włamaniach komputerowych. Są jak ruletka: albo się uda, albo nie. Z reguły najpierw nie udaje się wiele razy z rzędu. Działania wymagają czasu i potrafią być niebezpieczne. Ale jaki mieliśmy wybór?
– Wiesz, Marvin, ta rozmowa pokazuje zmianę w twoim zachowaniu. Mam wrażenie, że robisz się dojrzalszy. Zamiast zataić przede mną, że może dojść do katastrofy, ostrzegłeś mnie zawczasu. Jestem z ciebie dumny, Marvinie. Uczysz się odpowiedzialności i uczciwości. Ty chyba dorastasz.
– To niespodziewany komplement, pułkowniku Riggs.
– Zapisz go sobie w pamięci – powiedziałem – bo rzadko je wygłaszam.
– Zachowano nagranie dźwiękowe.
Uśmiechnąłem się i wezwałem kapitan Jasmine Sarin oraz resztę mojego sztabu dowodzenia. Mieliśmy decyzję do podjęcia.
– Uważam, że wybór powinien należeć do Skorupiaków – zaopiniowała Jasmine. Nie byłem zaskoczony. Każdy myślał podobnie. Dyskutowaliśmy przez blisko godzinę i niemal wszyscy byli zgodni.
Skontaktowałem się z profesorem Hoonem. Wszyscy uważnie się przysłuchiwali, a nikt nie wyglądał na bardziej zainteresowanego niż sam Marvin. Rzecz jasna, bardzo chciał podjąć tę próbę. Spotkanie interesowało go głównie z tego względu, że w razie gdyby wszystko się kompletnie spieprzyło, winę ponosilibyśmy wszyscy. Nie zrzucilibyśmy katastrofy na szalonego robota, skoro wszyscy się zgodzili, wiedząc, jak to ryzykowne.
Odpowiedź Hoona była szybka i zdecydowana.
– Tak, jak najbardziej. Podejmijcie próbę. Muszę was jednak ostrzec: po fakcie zostanie przeprowadzone dochodzenie. Jeśli to wymyślny podstęp mający na celu przyspieszenie zagłady naszego świata, otrzymacie naganę.
Próbowałem się nie uśmiechać. W końcu mówiliśmy o miliardach potencjalnych ofiar. Fakt, że w najbliższej przyszłości byli skazani na zagładę, nie miał dla nich praktycznie żadnego znaczenia. Liczyła się poprawność procedury. Wpadło mi do głowy, żeby zapytać Hoona, kto jego zdaniem przeprowadzi dochodzenie i udzieli nam nagany, ale się powstrzymałem.
– Zrozumiano, profesorze Hoon. Podejmiemy wszelkie środki bezpieczeństwa.
– Żądamy również podzielenia się wynikami – kontynuował Hoon.
Zawahałem się. To była śliska sprawa. Jeśli rzeczywiście uzyskamy w jakimś stopniu kontrolę nad pierścieniem, nie chcieliśmy oddawać tak wielkiej technologicznej przewagi Skorupiakom. Jeszcze miesiąc temu byli naszymi wrogami. Obecnie współpracowaliśmy, ale wciąż jeszcze nie zawarliśmy sojuszu.
– Rozważymy to po pomyślnym zakończeniu operacji. Możliwe, że zakończy się ona porażką i nie będzie się czym dzielić. A jeśli się uda i relacje między naszymi rządami się ustabilizują, wtedy rozważymy podzielenie się technologiami. Mamy ich w zanadrzu sporo więcej niż ta jedna sztuczka.
– Akceptujemy wasze warunki, ponieważ nie mamy innego wyboru.
Odwróciłem się do Marvina i pozostałych. Robot ledwo wytrzymywał przy stole, taki był podekscytowany. Wszyscy zachowywali dwa krzesła odstępu od niego, żeby nie dostać po głowie macką albo kamerą.
– Mogę zaczynać, pułkowniku? – zapytał.
– Tak – powiedziałem – nie ma czasu do stracenia. Zobaczmy, czy dasz radę wyłączyć ten cholerny pierścień.
– Kanał otwarty – powiedział.
Nagle Marvin zamarł. Wszystkie jego macki znieruchomiały, a on zmienił się w postać z filmowej stop-klatki. Efekt był niepokojący. Żaden człowiek nie potrafiłby przejść z takiego stanu pobudzenia do całkowitego bezruchu. Można by odnieść wrażenie, że ktoś wyłączył mu główne generatory, ale zostawił dość mocy rezerwowej, by robotyczne ciało utrzymało sztywność.
– Co z nim nie tak, Kyle? – zapytała Sandra.
– Chyba nic – powiedziałem. Wstałem i podszedłem bliżej niego. – Myślę, że całą moc obliczeniową przekierował na próbę włamania.
– Ja myślę, że się zawiesił – powiedział Kwon, szturchając jedną z kamer. Marvin nie zareagował, więc sierżant dźgnął go mocniej. – Komputery ciągle tak robią. Zawiesił się. Trzeba go zrestartować albo coś.
Machnięciem ręki kazałem Kwonowi się odsunąć.
– Daj mu trochę przestrzeni – powiedziałem nerwowo. Martwiłem się tak samo, jak oni, ale próbowałem tego nie okazywać.
Jakąś minutę po znieruchomieniu Marvin wreszcie powrócił do życia. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
– Transmisja wysłana – powiedział.
– No i? Jak poszło? Czekam na pełny raport, Marvinie.
– To niemożliwe – odpowiedział. – Aby zwerbalizować pełny raport ze swojej transmisji, potrzebowałbym