Star Force. Tom 7. Unicestwienie. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.
się nie odezwałem. Miklos był jednym z moich najlepszych ludzi. W ostatnich latach nauczyłem się polegać na jego osądzie i lojalności, ale to nie znaczyło, że zawsze słuchałem rad, których mi chętnie udzielał. Należał do floty, a więc chciał, żeby wszystkie godziny produkcyjne przeznaczać na konstruowanie kolejnych okrętów. To naturalne, że w jego oczach każdy inny wydatek zasobów był nieproduktywny.
Popatrzył na mnie ponuro.
– Czemu włożył pan tyle wysiłku w jej odbudowę... i powiększenie? Myślałem, że okazała się porażką.
– Porażką? Bynajmniej.
– Pierwsze bitwy tego molocha nie były obiecujące. Zepchnęli go z drogi jak puszkę. Jak gigantyczną puszkę.
Poczułem narastającą irytację, ale próbowałem tego nie okazywać.
– Byłem zaniepokojony tym, jak łatwo nasi wrogowie ominęli stację ostatnim razem – powiedziałem. – Przyznaję szczerze, że nie wykazała się optymalną sprawnością bojową.
– Stacja jest bezużyteczna, jeśli nie potrafi się sama obronić, pułkowniku.
– Potrafi – warknąłem, podnosząc głos. – W pierwszej bitwie wyeliminowała sporą liczbę wrogich okrętów.
Miklos zamilkł i pogrążył się w ponurych rozmyślaniach. Minutę albo dwie później westchnąłem.
– W porządku. Przyznaję, że umieszczenie tutaj tak wielu zasobów stanowiło ryzyko. Po tym, jak stacja poniosła względną porażkę w poprzednich starciach, musiałem podjąć decyzję: albo zamiast niej rozbudować flotę, albo rozszerzyć jej możliwości.
Miklos wolno pokiwał głową.
– Całkowicie to rozumiem, sir. Podwoił pan stawkę.
– Tak. Szedłem w zaparte.
Miklos nie wyglądał na zdziwionego, tylko na zmartwionego. Zaczął wymieniać powody, dla których okręty są lepsze od nieruchomych fortyfikacji.
– Mobilność drastycznie zwiększa skuteczność – pouczał mnie. – Wielkie działa na nic się nie zdadzą, jeśli nie dotrą na kluczowe stanowiska pola bitwy. W historii fortece zawsze ustępowały mobilnym siłom. Taka, dajmy na to, Linia Maginota...
Przewróciłem oczami. Starałem się słuchać tego wykładu tak potulnie, jak się dało, ale teraz oficer zezłościł mnie na tyle, że mu przerwałem.
– Linia Maginota? – zapytałem z niedowierzaniem. – Może pan być spokojny, komodorze. Ta stacja nie przejdzie do historii jako „Największa Fanaberia Riggsa”. Według mnie w ostatnich miesiącach, kiedy na Ziemi Crow lizał rany, makrosy konstruowały kolejną flotę inwazyjną. Chciałem stawić czoło nieuniknionemu zagrożeniu, więc rozbudowałem sponiewieraną stację. I to wszystko.
Miklos znowu zamilkł. Nie dąsał się jednak. Znałem go wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że szyderczy ton nie zranił jego uczuć. Niestety, wiedziałem też, że moja przemowa go nie przekonała. Ani trochę. Zachowywał się po prostu uprzejmie i czekał na inną okazję, żeby znów przedstawić mi swoje argumenty. Facet potrafił być nieugięty.
Zajęliśmy się z powrotem obserwacją stacji, do której szybko się zbliżaliśmy. Kiedy byłem tu ostatnio, w oczy rzucała się skalista asteroida stanowiąca pancerz dla centralnego torusa. Obecnie wygląd bardzo się zmienił. Przechwyciłem i dodałem do stacji nową asteroidę, aby nadać jej większą masę. Wydrążyliśmy ją, wydobyliśmy ze środka metale, a kamień zostawiliśmy w roli opancerzenia. Powierzchnię skały pokrywał sprzęt. Pozbyłem się porozrzucanych tu i tam umocnień czy baterii czujników, żeby zastąpić je kompletnie nową superstrukturą tworzącą grubą obejmę, która opasywała stację pośrodku. Struktura ta miała mniej więcej kształt dysku, więc załoga ochrzciła ją „spodkiem”.
Nowe umocnienia nie były bynajmniej kruche. Powstały z ciężkich komponentów, głównie ze stali i grubych na metr polimerów. We wnętrzu spodka tkwiły jedna przy drugiej baterie uzbrojenia o niesamowitej sile ognia. Superstruktura była inkrustowana wyrzutniami rakiet, wieżyczkami laserowymi, działami elektromagnetycznymi i nie tylko.
Przerwałem ciszę jako pierwszy:
– Powinieneś się dowiedzieć o tej stacji jak najwięcej, komodorze, zanim zaczniesz na nią kręcić nosem.
– Nie przypominam sobie, żebym wykonywał tego rodzaju gesty.
– Nie, ale twój ton wyrażał wszystko. Zwróć uwagę na najnowszą zmianę: hangary dla myśliwców. Jest ich siedem, a z każdego można wystrzelić całe skrzydło w ciągu paru minut od momentu rozpoznania zagrożenia.
Miklos z namysłem pokiwał głową, unosząc brwi.
– Czytałem na ich temat raporty, ale ta technologia pozostaje niesprawdzona.
– Widzieliśmy je w akcji po stronie Imperium – powiedziałem, z trudem się opanowując. – Moje myśliwce są oparte na ich projektach.
– Jaką strategiczną przewagę zapewniają?
– Po tym, gdy Skorupiaki unieszkodliwiły stację jedną dobrze umieszczoną bombą, postanowiłem, że przyda jej się lokalna obrona mobilna. Skrzydła myśliwców mają rozkaz wykonywać regularne loty. Orbitę w każdej chwili patroluje eskadra albo dwie. Nawet jeśli znów oberwiemy z zaskoczenia, nie stracimy wszystkiego w jednej chwili. Zadaniem myśliwców jest nękanie zbliżającego się wroga. Jeśli stacja znów zostanie unieszkodliwiona, one zapewnią jej ochronę.
Miklos wyglądał na zaciekawionego, ale bynajmniej nie zadowolonego. Wiedziałem, że uważał myśliwiec za rodzaj okrętu, choć o ograniczonym zasięgu. Dla Miklosa każdy okręt to dobry okręt. Ale preferował bardziej mobilne siły.
– Czy mogę coś zasugerować, pułkowniku?
Przytaknąłem, świadomy faktu, że i tak w końcu usłyszę jego pomysły, czy mi się to podoba, czy nie.
– Myślałem o obecnej sytuacji – powiedział. – Możliwe, że w najbliższych dniach wyruszymy do światów Skorupiaków, aby im pomóc. Stacja bojowa dysponuje nowym uzbrojeniem, ale oceaniczne księżyce znajdują się poza jej zasięgiem. Moglibyśmy wytworzyć specjalne okręty, które przetransportowałyby nowe skrzydła myśliwców.
– Proponujesz, żebyśmy pozbawili stację myśliwców i użyli ich w roli mobilnej siły przypisanej do tych lotniskowców? – zapytałem.
– Tymczasowo tak. Lotniskowce dałoby się wdrożyć do produkcji natychmiast. Nie musielibyśmy budować myśliwców, tylko same lotniskowce. Moglibyśmy się z tym w miarę szybko uporać, bo składałyby się tylko z kadłuba i silników.
– A uzbrojenie? – zapytałem.
– Nie musiałyby go mieć. Myśliwce służyłyby im za broń.
Rozważyłem jego pomysł. Wpatrywałem się ze złością w rosnący obraz stacji bojowej. Była najeżona uzbrojeniem i z kosmosu sprawiała wrażenie niezdobytej twierdzy, a mimo to niezbyt cieszyła mnie perspektywa osłabienia tego molocha. W obecnej postaci forteca stanowiła barierę nie do przebycia, strzegącą wejścia do układu Eden. Zabezpieczała jedną z moich flank. Z drugiej strony, jeśli zamierzałem wysłać okręty do wrogiego układu, flocie przyda się ochrona, jaką zapewniają myśliwce.
Miklos najwyraźniej wyczuł moje wahanie, przytoczył więc kolejne argumenty:
– Możemy wykorzystać standardowe silniki oraz kadłuby krążowników. Nie ma potrzeby zmieniać konstrukcji. Byłyby pewnie wolniejsze, ale służyłyby jako strategiczne platformy. Proszę o nich myśleć jak o latających bazach, które mogą się przemieścić w dowolne miejsce i stanowić punkt wypadowy dla floty. W tej sytuacji mogłyby