Star Carrier. Tom 7. Mroczny umysł. Ian DouglasЧитать онлайн книгу.
pobliżu unosiło się kilka dronów prasowych, przypominających Koenigowi, że musi uważać na słowa. Choć w zasadzie i tak zawsze musiał. To jedna z wad prominentnej pozycji w polityce. W tonie Kurza coś jednak wskazywało na to, że muszą porozmawiać na osobności.
Koenig spojrzał na drony, po czym kliknął w myślach ikonę polecenia w menu bezpieczeństwa, które pojawiło się w jego głowie. Dał w ten sposób znać ochroniarzom, że ta rozmowa jest prywatna i należy zablokować do niej dostęp maszynom.
Prezydent Koenig wiedział już większość tego, co miał powiedzieć mu paneuropejski generał, ale w międzynarodowej polityce zawsze opłacało się ostrożnie podchodzić do zdradzania się z poziomem wiedzy i skutecznością wywiadu.
W głowie Koeniga pojawiło się zielone potwierdzenie. Skinął głową na Kurza.
– Proszę mówić, panie generale. Możemy rozmawiać swobodnie.
Drony już odlatywały w różne strony, szukając innych smakowitych kąsków. Koenig wiedział jednak, że kilka z nich pewnie będzie się kręcić w okolicy, czekając na kolejną szansę, by go nagrywać.
Kurz wziął głęboki oddech.
– Sir, stacja orbitalna Kapteyn uległa zniszczeniu. Mamy potwierdzenie. Nic nie zostało.
– Kurwa mać – odparł Alexander Koenig, mając nadzieję, że brzmi przekonująco.
– Było na niej przynajmniej dziesięciu Amerykanów, gdy… znikła – dodał Kurz. – Ich nazwiska przekazano pańskiemu Departamentowi Stanu.
– Dziękuję, generale.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Choć tyle mogliśmy zrobić, panie prezydencie.
Przez chwilę stali obok siebie, naprzeciwko przeźroczystej ściany galerii, z której widać było teraz Potomak i Wyspę Roosevelta na zachodzie. Dalej zaś mrok rozświetlało kilka świateł. Sporą część Wirginii Północnej wciąż pokrywały mangrowe bagna i błotniste równiny. Do niedawna cały obszar Waszyngtonu był częścią Peryferii, utraconych przez Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, w większości zalanych przez rosnący poziom wód kilka wieków wcześniej. Wkrótce jednak zaczną tam pracować nanofabryki, tworzące nowe arkologie z kamieni, gleby i gruzu.
Stary kompleks budynków Watergate na wschodnim brzegu rzeki dawno temu zawalił się, obmywany przez pływy, które zalały większość dawnego Waszyngtonu. Jednakże od czasu objęcia urzędu przez Koeniga udało się odzyskać wiele z porzuconych regionów. Mangrowe bagna Waszyngtonu osuszono, a system wałów i tam chronił miasto przed kolejnym zatopieniem. Budynki odbudowywała armia nanobotów, odpowiednio zaprogramowanych i wpuszczonych w błoto i gruzy. Gdzie tylko się dało, odnawiano lub odbudowywano dawne pomniki i gmachy, ale większość budynków była całkiem nowa, tak samo jak i ogólny plan miasta. Podczas gdy dawne miasto zaprojektował Pierre Charles L’Enfant, nowe plany były dziełem Franka Lloyda WrAIghta, sztucznej inteligencji, która nieźle sprawdziła się już w Columbus i w Ruinach Manhattanu.
W miarę jak kopuła się obracała, Koenig i Kurz patrzyli na kolejne miejsca. Na południu i wschodzie nowe miasto lśniło mrowiem świateł. Wciąż mieszkało tam dość mało ludzi, mniej niż pięćdziesiąt tysięcy, ale Koenig był pewien, że populacja Waszyngtonu niedługo wzrośnie.
Nigdy nie brak w końcu tych, którzy chcą być jak najbliżej władzy. Pokręcił głową na tę cyniczną myśl. Nie, to czas na optymizm. Nowy start po tym, jak Konfederacja zniszczyła Columbus. Dosłownie tworzymy dla siebie nowy świat. Spojrzał na człowieka, który powinien być jego wrogiem. Chciał, żeby jego nadzieje nie były bezpodstawne.
Po dłuższej ciszy Kurz spojrzał na prezydenta z wyraźnym zakłopotaniem.
– Herr Koenig, nie wiem, jak to powiedzieć, ale…
Koenig wiedział, o co chce prosić Konfederacja. Od czasu wielkiego cyberataku na genewski komputer centralny kilka miesięcy wcześniej niewiele było paneuropejskich sekretów, do których nie miał dostępu wywiad USNA.
– Zwykle uważam, że najlepsze jest podejście bezpośrednie. Cokolwiek to jest, na pewno nie będzie dla mnie aż tak szokujące.
– Zamierzamy – powiedział Kurz ostrożnie – jak najszybciej wysłać ekspedycję do Gwiazdy Kapteyna. Chcemy sprawdzić, czy ktokolwiek przeżył. Mamy powody, by podejrzewać, że na jednej z planet wewnętrznych tego układu są ludzie.
– Rozumiem…
– Chcemy także, jeśli to możliwe, nawiązać kontakt z istotą z Rozety.
Koenig uśmiechnął się. Jego doradcy powiedzieli, że gdy Paneuropejczycy w końcu formalnie złożą prośbę, powinien ich zbyć, powiedzieć, że musi skonsultować się ze swoimi ludźmi.
– Oczywiście, Herr Generalleutnant – odparł zamiast tego. – Z chęcią weźmiemy udział w waszej ekspedycji.
Kurz zmarszczył brwi.
– Zaskoczył mnie pan, panie prezydencie. Pozytywnie, ale zaskoczył! Nie musi pan najpierw przedyskutować tego z doradcami?
– Nieszczególnie. Wiedziałem już o większości tego, co mi pan powiedział. Zapewne pan także wiedział, że wiem.
– No… tak…
– Teraz niech pan zapamięta, że nie lubię gier, ani politycznych, ani innych.
– Doceniam to, panie prezydencie.
Koenig rozejrzał się, po czym uruchomił wewnątrz swojej głowy wyszukiwanie. Musiał być gdzieś tutaj… A, jest!
Gene? – odezwał się w myślach Koenig, otwierając bezpośrednie połączenie między implantami. Chodź no tutaj.
Już idę, panie prezydencie.
Admirał Gene Armitage odłączył się od grupy osób po drugiej stronie wielkiej sali i ruszył w stronę Koeniga i paneuropejskiego generała. Armitage był przewodniczącym Kolegium Połączonych Szefów Sztabów i głównym doradcą wojskowym prezydenta. Człowiekiem, który przewodził planowaniu każdej nowej operacji wojskowej.
– Herr Generalleutnant Kurz… Przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, admirał Armitage.
– Poznaliśmy się już chyba, admirale? Dobrze pana widzieć.
– W zeszłym miesiącu w Genewie. – Armitage skinął głową. – Cała przyjemność po mojej stronie.
– Gene, wyślemy wspólną z Konfederacją ekspedycję do Gwiazdy Kapteyna – oznajmił Koenig. – Omów, proszę, szczegóły z generałem i dopilnuj ich wykonania.
– Tak jest, panie prezydencie – odparł Armitage z pokerową twarzą. Co było godne pochwały, zważywszy, że to on nalegał, aby Koenig na razie nie udzielał Paneuropejczykom odpowiedzi.
Największym problemem – pomyślał Koenig, zostawiając obu wojskowych samych – jest to, że na razie mało kto w siłach zbrojnych USNA ufa Konfederacji.
Brytyjczycy byli w porządku. Ich zmiana stron podczas wojny przyspieszyła rozpad sił wroga. Rosjanie, Hindusi… USNA jakoś z nimi współpracowały. Ale zniszczenie miasta Columbus przez Paneuropejczyków w zeszłym roku nie ułatwiało sprawy. To, że za atak rzekomo odpowiadali renegaci w rządzie genewskim, wcale nie pomagało. W dawnych Stanach Zjednoczonych wciąż było wielu takich, którzy chcieli oskarżyć Paneuropejczyków o zbrodnie przeciwko ludzkości.
To się nie zdarzy – pomyślał Koenig. Zakulisowe umowy zawarte przez jego administrację przed publicznymi negocjacjami zagwarantowały Konfederacji brak oskarżeń o zbrodnie wojenne,