Star Carrier. Tom 7. Mroczny umysł. Ian DouglasЧитать онлайн книгу.
i nagrywać wszelkie transmisje od eskadry. Gdyby coś stało się z myśliwcami…
Gregory wolał o tym nie myśleć.
– Mamy towarzystwo, skipper – stwierdził. – Kurs zero-zero-pięć, minus dwa-jeden, odległość dwadzieścia tysięcy.
– Przyjąłem, Greg. Wszystkie Demony, wektor zero-zero-pięć, minus dwa-jeden. Nie rozpoczynać działań bojowych, powtarzam, nie rozpoczynać…
– Chyba że oni zaczną pierwsi – wtrącił Kemper.
Gregory widział już nadlatujące jednostki obcych wewnątrz swojej głowy. Był to powiększony obraz ze skanerów optycznych dalekiego zasięgu, przesłany przez AI myśliwca prosto do mózgu. Obiekty były małe, o szerokości około metra lub dwóch. Miały dziwne kształty, każdy inny. Co ważniejsze, były ich tysiące w nadchodzącej chmurze. Nie wyglądało to na gorące powitanie.
Coś się działo wewnątrz tej chmury. Indywidualne jednostki zmieniały pozycję, jakby formowały jakąś większą strukturę. Na mentalnym obrazie Gregory widział serię idealnie rozmieszczonych pierścieni, z których każdy miał sto metrów średnicy.
Co, do diabła?
– Trzydzieści tysięcy kilometrów – powiedział Mackey. – Musimy…
– Nadchodzą pociski! – krzyknęła porucznik Cynthia DeHaviland przez łącze taktyczne. – Strzelają w nas!
Koherentna wiązka energii uderzyła w Demona Sześć – myśliwiec porucznika Voigta. Starblade zniknął w chmurze białego gazu.
– Rozproszyć się i przyspieszyć! – rozkazał Mackey. – Pięćset g!
Jedenaście pozostałych starblade’ów ruszyło naprzód, zwiększając z każdą sekundą prędkość o pięć kilometrów. Przed nimi chmura srebrzystych obiektów nadal organizowała się w wielką strukturę nieznanego przeznaczenia. Wiązka energii nadeszła przez te starannie umieszczone pierścienie, a skanery dalekiego zasięgu Gregory’ego odbierały ślady rosnącego ładunku magnetycznego…
– To działo cząsteczkowe! – krzyknął Gregory. – Pierdolone pięciokilometrowe działo cząsteczkowe!
Zastanowiło go, jak im się to udało. Najwyraźniej poszczególne jednostki wroga nie stykały się ze sobą, ale były połączone polami magnetycznymi. Gregory nie rozmyślał jednak zbyt długo, jako że kolejny impuls energetyczny wyleciał spośród pierścieni i niemal trafił w porucznika Caswella, któremu udało się w ostatniej chwili wykonać manewr unikowy.
– Rozproszyć się, do cholery! – wrzeszczał Mackey. – Uzbroić kraity! Celować w gęste części tej chmury!
Każdy starblade miał na pokładzie trzydzieści dwie rakiety V-92 Krait oraz sześć większych i potężniejszych VG-120 Boomslang. Łącznie dysponowali czterystu osiemnastoma rakietami o różnej sile. Gregory stwierdził, że nie pomoże to szczególnie w walce z szeroką chmurą miniaturowych obcych jednostek.
Liczył się teraz każdy strzał, musiały być bardzo precyzyjne. Celując w najgęstszy obszar chmury, mogliby zadać obcym największe możliwe straty.
Przynajmniej taką mam nadzieję – pomyślał.
– Ognia!
Gregory miał już wyświetlone ikony sterowania dla pierwszych dwóch kraitów w swoim magazynku. Uzbroił je i ustawił ładunek na sto megaton każdy. W oknie wyświetlonym w jego głowie dominował rój obcych. Pilot powiększył obraz i skoncentrował się na skupisku jednostek – części otwartej architektury ogromnego działa cząsteczkowego wroga.
– Demon Cztery, Fox Jeden! – krzyknął na kanale taktycznym. – Dwa razy!
Setki lat wcześniej „Fox Jeden” oznaczało wystrzelenie rakiety naprowadzanej termicznie, a obecnie inteligentnej rakiety jak VG-92 Krait Shipkiller czy starszych kraitów, jak VG-10, obecnie przestarzałych, bo wyposażonych w słabszą AI. Wystrzeliwszy pierwsze dwa pociski, Gregory zmienił cel, załadował dwa kolejne kraity i je wypuścił. Jego główny obraz taktyczny przedstawiał chaotyczną masę myśliwców, celów i powolnych smug rakiet. Pociski wykonywały manewry unikowe, by trudniej było je zestrzelić. Nawet jeśli jemu ledwo przychodziło rozszyfrowanie tego, co widział, AI radziła sobie z tym dużo lepiej. Dzięki temu Gregory mógł skupić się na manewrowaniu starblade’em, starając się nie znajdować tam, gdzie wróg celował z działa cząsteczkowego…
…które znów wystrzeliło chwilę przed tym, jak wybuchły pierwsze kraity. Jeden rozbłysk po drugim, odpowiednik stu milionów ton dynamitu.
Obce jednostki znikały całymi setkami, schwytane przez rozszerzające się fale uderzeniowe z plazmy i rozbłyski promieniowania elektromagnetycznego. Eksplozje atomowe nie były aż tak skuteczne w próżni, jak w atmosferze, ale temperatura w sercu każdego wybuchu dochodziła do stu milionów stopni. Gdy kule ognia rozproszyły się, w srebrzystym kręgu widać były wielkie dziury. Wyglądało na to, że udało się zakłócić pracę działa cząsteczkowego, a pozostałe fragmenty obcej struktury znów rozproszyły się jako mniejsze jednostki.
Eskadra „Black Demons” przelatywała przez chmurę obcych okrętów. Wszędzie pełno było czerwonych ikon, oznaczających wrogie myśliwce. Gregory precyzyjnie namierzył jeden z obcych pojazdów i wystrzelił z własnej broni cząsteczkowej.
– Uwaga, Demon Cztery! – odezwał się do niego Caswell. – Masz dwa na ogonie!
– Widzę.
Dwie obce jednostki leciały na jego szóstej. Gwałtownie obrócił swojego starblade’a o sto osiemdziesiąt stopni i wystrzelił jeden strumień energii… i drugi… aż w końcu trzeci, gdy jednemu z celów udało się uniknąć trafienia.
Myśliwce Sh’daarów miały pazury. Strumień cząsteczek rozdarł na strzępy Demona Osiem, pilotowanego przez rekrutkę o nazwisku Romero. Gregory zawrócił i przyłączył się do DeHaviland. Razem zmienili kolejny myśliwiec wroga w parę.
– Ile mamy czasu, zanim przybędzie flota? – spytała DeHaviland.
– Nie wiem, Cyn – odparł Gregory. – Mogą tu być w każdej chwili!
Nie było to tylko pobożne życzenie. Ich misja nie obejmowała dłuższej samotnej walki. Mieli wyprzedzić grupę bojową, dowiedzieć się, czy po drugiej stronie czeka wróg, i w razie potrzeby związać go walką do czasu, aż przybędzie reszta.
Przynajmniej taki był plan. Gdyby pozostałe okręty jednak nie przeszły z jakiegoś powodu przez AGTR, dziesiątka myśliwców znalazłaby się w dość kiepskiej sytuacji.
W jeszcze gorszym scenariuszu bitwa mogłaby okazać się zbyt wyczerpująca dla całej grupy bojowej. „Ameryka” i eskortujące ją jednostki mogłyby ulec zniszczeniu po tej stronie anomalii. Oznaczałoby to pewną śmierć dla eskadry Demonów.
Broń cząsteczkowa nagle drasnęła myśliwiec Gregory’ego i mocno nim potrząsnęła. Z przekleństwem skręcił ostro w lewo, celując we wrogą jednostkę znajdującą się w pobliżu – zbyt blisko – i strzelając. Kolejny wstrząs poczuł, gdy doszła do niego fala uderzeniowa.
Cholera, za dużo myślę – zły, że dał się rozproszyć, skupił całą uwagę na danych przypływających przez łącze z komputerem myśliwca.
Gdzie jest Cyn? Stracił ją z oczu po ostatniej rozmowie. Na tle stłoczonych gwiazd migała ikona.
Tutaj…
Czerwone ikony zbliżały się zaś coraz bardziej do siebie.
Co oni planują, do cholery?
TC/USNA CVS „Ameryka”
Mostek