Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.
w hierarchii niż wyzwania związane z technologią. Na razie jego opowieść trzymała się kupy.
Poza tym mógł mi się jeszcze przydać, więc lepiej było dotrzymać słowa. W przeciwnym wypadku nie byłby skłonny do współpracy.
– Chart, wypuść Marvina.
– Polecenie niezrozumiałe.
– Od teraz intruz, którego trzymają macki ładowni, nosi oznaczenie „Marvin”. Wypuść Marvina, ale nie pozwól mu korzystać z systemów statku ani w jakikolwiek sposób narazić jednostki lub jej personelu. On nie jest personelem dowódczym.
– Rozkaz przyjęty. – Statek cofnął wijące się czarne macki, które schowały się we wgłębieniach sufitu.
Marvin podążył za mną. Gdy wyszliśmy na korytarz, zobaczyłem, że robot jest z jednej strony osmalony i uszkodzony. Wyglądał asymetrycznie, jakby stracił mnóstwo komponentów, a potem dokonał pospiesznych napraw. Więc ta część historii się zgadzała. Do tego jedna z kamer odstawała wyglądem od pozostałych.
– Chwileczkę – powiedziałem. – To kamera z ładowni.
– Tak – Marvin powiedział tylko tyle.
Westchnąłem z irytacją.
– Nieważne. Chart, posprzątaj w ładowni i napraw uszkodzone systemy. I nie pozwalaj Marvinowi wykorzystywać komponentów statku do własnych potrzeb. Możesz mu dać beczułkę nanitów konstrukcyjnych, ale to wszystko.
Wróciliśmy na mostek. Gdy otworzyły się drzwi, powiedziałem:
– Adrienne, poznaj robota Marvina. Twierdzi, że widział, jak ktoś umieszcza jakieś urządzenie na kadłubie. Próbował go powstrzymać. – Wskazałem na bezładny zlepek części, które aktualnie tworzyły ciało Marvina.
– Robot Marvin… – Opuściła wymierzony w niego karabin laserowy.
– Marvinie, poznaj Adrienne.
– To twoja dziewczyna czy żona?
– Nic z tych rzeczy, Marvinie. To… przyjaciółka. – W tym momencie poruszył lekko mackami, ale nie miałem pojęcia, jak to rozumieć. – I należy do personelu dowódczego. Jest nas na pokładzie tylko dwoje. Tamta bomba zabiła jej siostrę Olivię, więc Adrienne nie jest w nastroju na twoje ekscesy.
– Ekscesy są mi zupełnie obce. – Marvin wyprostował się sztywno, zupełnie jakbym go uraził. – Ale muszę przyznać, że czuję się znudzony po tak długim czasie spędzonym w ładowni. – Przysunął się do najbliższej konsoli i usiadł, jeśli można to tak określić.
– Niczego nie dotykaj! – syknąłem, gdy zbliżył macki do przyrządów. – Przynajmniej jeszcze nie teraz – dodałem łagodniej. – Wiesz coś jeszcze o tym ataku?
– Wiem mnóstwo rzeczy.
– Na przykład?
– Na przykład znam maksymalną temperaturę, jaką osiągnął materiał wybuchowy, jego średnią gęstość, jego…
– Marvin. Nie interesuje mnie specyfikacja techniczna bomby, chyba że to ma jakiś związek z tym, kto ją podłożył i dlaczego.
– W takim razie nie umiem pomóc.
Wbiłem wzrok w przednią szybę, w upstrzoną gwiazdami czerń kosmosu.
– Powiedz coś więcej o tej ekspedycji na Yale.
Marvin ożywił się – kamery rozejrzały się na wszystkie strony, a macki zaczęły drżeć, jakby nie mógł się doczekać, aż czegoś dotknie.
– Jej celem jest pierścień. Uważam go za absolutnie fascynujący.
– Jak się o niej dowiedziałeś?
– Poprzez uważną interpretację pewnych metainformacji w zabezpieczonych transmisjach.
– Prościej mówiąc, podsłuchiwałeś. Albo nawet włamałeś się gdzieś.
Marvin milczał. Co chwila wyciągał mackę w kierunku konsoli, ale powstrzymywał się w pół ruchu.
– Potrafię być użyteczny przy analizie odczytów z czujników.
– Proszę bardzo – powiedziałem i machnąłem ręką. – Chart, udostępnij Marvinowi wszystkie informacje, o jakie poprosi, ale nie pozwól mu niczego zmieniać ani wprowadzać danych.
– Zmiana protokołu przyjęta.
Marvin natychmiast podłączył się do stacji i całą jego uwagę pochłonęły dostępne informacje.
– Adrienne – odezwałem się, odwracając fotel. Poprosiłem gestem, aby usiadła obok, na miejscu drugiego pilota. – Wiesz, co dokładnie Olivia chciała robić na Yale? To miało jakiś związek z eksperymentem?
Adrienne spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczami.
– Tak dokładnie nie wiem. Mówiła, że czeka was przygoda. Myślałam, że to tylko wymówka, żebyście byli sami i mogli się bzykać.
Odchrząknąłem. Nie wiedziałem, jak na to odpowiedzieć, więc wybrałem szczerość.
– My nigdy, yy…
Adrienne uniosła brwi w wyrazie autentycznego zdumienia.
– Nigdy?
– Cóż… mieliśmy plany. A co? To ma dla ciebie jakieś znaczenie?
– A, nie – odpowiedziała z udawaną obojętnością i odwróciła się, żeby bez potrzeby wcisnąć przycisk albo dwa. – W sumie to nie.
Widziałem, że tylko udaje, że jej to nie obchodzi.
Po jakiejś godzinie Chart zapowiedział przychodzące połączenie z Nieustraszonego, krążownika liniowego, który obecnie znajdował się na powierzchni Yale i którym dowodził stryj Adrienne, kapitan sir William Turnbull.
Odchrząknąłem, zerkając na dziewczynę. Zauważyłem, że Marvin wpatruje się w swoją konsolę i nie skupia na mnie ani jednej kamery, całkiem jakby unikał kontaktu wzrokowego.
– Sir, mówi podporucznik Cody Riggs z pokładu Charta. Pańska bratanica Adrienne jest ze mną. – Na razie nie wspominałem o Olivii ani o tym, co się stało. Nie miałem pojęcia, ile słyszał, a nie chciałem być posłańcem złych wieści.
– Tak, Grantham mi o was mówił – odparł czyjś surowy głos. – Jesteś jakiś nierozgarnięty? Włącz ten cholerny kanał wideo.
Najpierw upewniłem się, że kamera nie obejmie Marvina. I już po chwili widziałem twarz swojego rozmówcy. Był rumiany i mógł poszczycić się imponującymi wąsami. Zamiast typowego uniformu z inteligentnej tkaniny nosił szyty na miarę mundur z prawdziwego materiału, co wiele o nim mówiło. Ja z kolei nie wpadłem na to, żeby włożyć choćby zwyczajny strój roboczy.
– Cześć, stryju Williamie – odezwała się Adrienne. – Możemy wylądować i wejść na pokład?
– Nie, nie możecie. To obszar o ograniczonym dostępie. Urządziliście sobie wycieczkę, a teraz możecie zawrócić i lecieć do domu.
– Stryju Williamie, naprawdę musimy zobaczyć się z tobą osobiście – poprosiła. – Albo przynajmniej podporucznik Riggs. W końcu jest oficerem Sił Gwiezdnych.
– Sir – wtrąciłem się – przebyliśmy kawał drogi i bardzo przydałaby nam się pańska pomoc. Przy okazji, ojciec kazał pana pozdrowić i zapytać o zdrowie. Wspominał, jak świetnie spisał się pan w układzie Martwego Słońca.
– Och, doprawdy? – Twarz Turnbulla rozjaśniła się.
Mój blef działał.