Quattuor Insanitas. Adrian K. AntosikЧитать онлайн книгу.
go dopiero po tym, jak skończył. Okazało się, że ściana, pod którą właśnie stał należała do tego lokalu. W środku powitały go odór alkoholu wymieszany z dymem papierosowym oraz cudowne ciepło. Dopiero gdy usiadł przy barze i zamówił pierwszego drinka, uświadomił sobie jak zimno mu było na zewnątrz. Nie miał zamiaru gadać z przygłupio wyglądającym barmanem; barman też ewidentnie nie palił się do zagadywania go. Szybko pierwsza szklanka stała się czwartą z rzędu, a młodzieńcowi zaczęło delikatnie szumieć w głowie. To właśnie wtedy do środka wszedł ciemnowłosy wyrostek z tatuażem na szyi przedstawiającym pająka pożerającego muchę. Przybysz od razu nie spodobał się młodzieńcowi, jednak postanowił nic nie robić, a jedynie skupił całą swoją uwagę na swoim drinku, jednocześnie kątem oka obserwując „dupka”, jak go w myślach nazwał. Tamten rozejrzał się po lokalu, a gdy tylko go dostrzegł ruszył z przygłupawym uśmieszkiem w jego stronę. Zajął miejsce tuż obok i drąc się rubasznie powiedział:
– Postaw mi bracie, bo spragniony jestem!
Młodzieniec nie odpowiedział.
– Mam dwa razy kurwa powtarzać?! Spiderowi się nie odmawia – mówiąc to, szturchnął młodzieńca pięścią w ramię i zaraz dodał: – Barman, dla mnie wódka na koszt tego gogusia.
Barman niewiele myśląc podszedł z kieliszkiem i flaszką do obydwu mężczyzn. Postawił szkło na blacie. W momencie, gdy przechylał butelkę, żeby wykonać zamówienie dłoń nowej ofiary Spadera zakryła go. Opryszek wraz z barmanem zaskoczeni spojrzeli na dotąd milczącego młodzieńca. Ten powoli podniósł głowę znad drinka i spojrzał na nich z dezaprobatą:
– Jeśli komuś stawiam – powiedział powoli głębokim głosem – to mówię to na głos, a na pewno nigdy bym nie postawił takiej świni jak ty, Spider!
Barman uśmiechnął się na dźwięk tych słów i zaraz zabrał butelkę. Dopiero po chwili do agresora dotarło, co jego niedoszła ofiara powiedziała.
– Coś ty kurwa powiedział?
– Nie dość, że jesteś tępy, to jeszcze głuchy?
– Ja ci kurwa pokażę…
Mówiąc to, Spider wymierzył swojemu rozmówcy lewy sierpowy. Ten jednak błyskawicznie odchylił się, unikając pięści o włos. Następnie poderwał się z miejsca, złapał atakującego za włosy i z całej siły uderzył jego twarzą o blat. Coś głośno chrupnęło. „Dupek” osunął się na podłogę jęcząc, po chwili poderwał się. Trzymając się za krwawiącą twarz uciekł z pubu. Na sali rozległy się wiwaty. Paru gości skinęło na barmana, by polał kolejkę na ich koszt bohaterowi wieczoru. Ten usłużnie wykonał polecenia. Nim młodzieniec usiadł z powrotem wygodnie na siedzeniu krew z blatu zniknęła, a przed nim stało równo ustawione siedem kieliszków z wódką. Barman pochylił się w jego stronę.
– Elegancka akcja, młody, jak cię zwą?
– Mi to obojętne – odparł, wypijając pierwszą kolejkę.
Sam nie wiedział do końca dlaczego, ale był przekonany, że grubiaństwem byłoby odmówić. Dodatkowo jakiś cichy głos podpowiadał mu, że choć ci goście tolerowali Spidera, to jednak nie chciałby mieć z nimi do czynienia.
– Dobra, Skorpion, jak chcesz. Wiesz w ogóle, w jakim jesteś barze? Powiem ci, gdzie trafiłeś – kontynuował po zadanym pytaniu ewidentnie nie czekając na odpowiedź – jesteś w największej mordowni w całym Szczecinie. Wszyscy, którzy tu przychodzą to byli skazańcy, mordercy, gwałciciele…
– Tak, ta banda Teletubisi naprawdę pasuje do twojego opisu.
Barman roześmiał się rubasznie.
– Dobrze jest, Skorpion. Może trochę koloryzuję, ale uwierz mi, nie chciałbyś spotkać któregokolwiek z tych ludzi w ciemnym zaułku. Są dość… nerwowi.
– Skorpion… Podoba mi się.
– Pij spokojnie – powiedział robiąc kolejnego drinka – a tu masz coś na koszt firmy.
Powiedziawszy to postawił przed nim szklankę, a obok niej jakiś spory nóż myśliwski. Młodzieniec niewiele myśląc szybkim ruchem schował go do kieszeni. Następnie powoli zabrał się do picia. Skończył dopiero po dwóch godzinach i miał już nieźle w czubie. Spędził ten czas na myśleniu o tym, co zrobić z najbliższą przyszłością. W końcu postanowił wrócić do tego hoteliku i przespać się nieco. Powoli wstał, skinął barmanowi wychodząc. Zimne powietrze nocy orzeźwiło go nieco. Wziął głęboki wdech i szybko wyszedł po schodach na poziom ulicy. Zrobił dwa kroki do przodu, gdy nagle poczuł tępy ból w łopatkach. Zwalił się na ziemię pod siłą ciosu sztachetą. Pierwsze, co do niego dotarło to strach, że zginie. Zaraz jednak się opanował. Szybko przeturlał się, a następnie zgrabnie poderwał na równe nogi stając twarzą w twarz ze Spiderem, który trzymał kawał drewna w ręce. Plecy bolały Skorpiona jak cholera, jednak nie zważał na to. Wiedział, że następne chwile mogą być jego ostatnimi, jeśli tego dobrze nie rozegra.
– I co teraz powiesz, gogusiu? – zaczął agresor, sepleniąc niewyraźnie.
– Chyba przygryzłeś sobie język, podczas łamania nosa.
Tego było już za wiele dla Spidera. Nie dość, że ten gówniarz ośmieszył go w jego własnym pubie, to jeszcze pozwalał sobie rozbić z niego jaja. Z całą wściekłością ruszył na niego, wywijając deską nad głową. Coś błysnęło w świetle latarni. Nim do przepitego mózgu Spidera dotarło co to było, stalowe ostrze zatopiło się głęboko w klatce piersiowej. Jego ciało osunęło się na ziemię. Nim skonał, Skorpion sprawnie przeszukał mu kieszenie. Znalazłszy kluczki samochodowe nacisnął przycisk autoalarmu. Odpowiedziało mu stare, odrapane Audi stojące niedaleko. Wszystko, co teraz się wydarzyło trwało tylko chwilę, ale dla młodzieńca wydawało się to wiecznością. Złapawszy za rękę nieboszczyka zaciągnął go do auta. Otworzył tylne drzwi i wrzucił go do środka, a następnie przykrył jakąś starą kapą znalezioną w środku. Usiadł za kierownicą. Odpalił silnik. Szybko rzucił okiem na stan baku. Był pełen. Uśmiechnął się do siebie powoli ruszając. Czuł się świetnie, jakby ktoś ściągnął z jego barków olbrzymi ciężar. Nie przerażało go to, że właśnie zabił obcego mężczyznę. Aktualnie chłodno analizował, co zrobić dalej.
Siedział na masce Audi Spidera, pijąc kolejne piwo z sześciopaku znalezionego w bagażniku. Z tego, co znalazł w samochodzie, mógł spokojnie podejrzewać, że jego pajączek był wrednym bandytą. Najbardziej podobał mu się zwitek studolarówek schowany pod oponą zapasową. Skorpion westchnął. Nie wiedział, czy jest to na pewno dobry pomysł, ale postanowił tak to zakończyć. Po gruntownym przeszukaniu pojazdu i znalezieniu wszystkich wartościowych rzeczy, część z nich zapakował do dużej torby i postawił przy krzakach. Pozostałe natomiast odłożył na miejsce. Następnie ściągnąwszy nieboszczykowi skórzaną kurtkę, którą sam ubrał, usadził go za kierownicą. Wylał na niego dwie butelki wódki, a skończywszy pracę usiadł na masce i zaczął opróżniać piwa. Puste puszki zgniatał, by zaraz wrzucić je bezładnie do wnętrza auta. Czekał aż przyjedzie kolejny pociąg. Specjalnie ustawił auto tak, żeby z górki zjechało prosto na torowisko tuż przed wjazdem do tunelu. Z odrobiną szczęścia auto powinno uderzyć o jedną ze ścian i zatrzymać się pod kątem na drodze rozpędzonego pociągu. Właśnie zapalił papierosa, gdy usłyszał z oddali dobiegające odgłosy nadjeżdżającego ognistego rumaka. Uśmiechnął się. Zgrabnie zeskoczył z samochodu. W zimną dłoń trupa włożył niedopite piwo. Wyrwał ostrze noża wciąż tkwiącego w jego piersi. Przez chwilę się zastanawiał, spoglądając na nie, w końcu wytarł je o koszulę swojej ofiary. Zwolnił hamulec ręczny, włożył papierosa do ust Spidera. Następnie delikatnie pchnął samochód, który powoli zaczął zjeżdżać ku wlotowi do tunelu. Skorpion spojrzał w stronę nadjeżdżającego pociągu. Gdy auto wpadało bezwładnie na torowisko oddalony