Naśladowca. Erica SpindlerЧитать онлайн книгу.
jeśli chce podjąć tę grę, musi nad sobą popracować. Minął już czas ciągłego użalania się nad losem.
Przebrała się i przypięła do spodni od dresu gaz łzawiący, a do łydki kaburę z pistoletem. Nie zamierzała ryzykować. Wiedziała, że ten maniak może ją śledzić.
Trzy przecznice dalej miała w pobliżu szkoły tor do biegania. Był on dość dobrze oświetlony i zwykle spotykało się tam innych biegaczy. Zamknęła mieszkanie i ruszyła w tamtą stronę.
Już kilka pierwszych okrążeń bardzo ją wyczerpało. Miała wrażenie, że za chwilę serce wyskoczy jej z klatki piersiowej. Nie udało jej się dotrwać do momentu, kiedy dzięki zwiększonemu wydzielaniu endorfiny zapominało się o zmęczeniu. Miała obolałe nogi i lędźwiowy odcinek kręgosłupa, z trudem chwytała powietrze i była potwornie spocona.
Mogła sobie wyobrazić, co powiedziałaby Mary Catherine Riggio, i nie tylko ona, gdyby zobaczyła ją w takim stanie. Koledzy tygodniami opowiadaliby sobie żarty na jej temat.
Wstyd to przyznać, ale straciła formę.
Powlokła się do domu, zadowolona z zapadającego zmroku. Przynajmniej nikt nie zobaczy, jaka jest żałosna. Jutro pójdzie na siłownię. Poza tym mogłaby odwiedzić policyjną strzelnicę.
Kiedy podeszła do drzwi, zobaczyła, że coś jest do nich przyklejone. Jakaś kartka.
Zapominając o zmęczeniu, pokonała dwoma skokami kilka schodków i przyjrzała się z bliska notatce.
Widziałem cię w telewizji. Cieszę się, że jesteś grzeczna. Będziemy w kontakcie.
Pozdrowienia, Orzeszek
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Piątek, 10. marca 2006
godz. 00.30
Aniołek już spał w aureoli złotych włosów. Przyjrzał się dziewczynce, a potem starannie wygładził fałdki na ozdobionej falbankami koszulce nocnej.
Owszem, spała, ale nie była piękna. Nie była doskonała. W jej niebieskich oczach malował się strach, a usta były złożone do krzyku.
To straszne! Obrzydliwe!
Zaczął ją malować, ale rozmazał szminkę. Próbował uporządkować bałagan, zapanować nad chaosem, ale ręce trzęsły mu się ze zdenerwowania. I chociaż chciało mu się płakać, wiedział, że mu nie wolno.
Nie może zostawić po sobie żadnych śladów.
Cofnął się aż pod ścianę i opadł bezwładnie na podłogę. Przyciągnął kolana do piersi. Czuł, jak pocą mu się dłonie w lateksowych rękawiczkach. Zaczęło mu się kręcić w głowie, zrobiło mu się niedobrze. Dziewczynka się obudziła. Przestraszyła się. Walczyła z nim, dlatego wyglądała tak nieładnie.
Ten Drugi na pewno będzie się gniewał. Wpadnie w furię.
Zawsze go obserwował i krytykował każde jego posunięcie.
Miał już tego dość. Poczuł ogromne zmęczenie. Najchętniej zamknąłby oczy i zasnął na zawsze.
A gdyby tak się stało? Gdyby po prostu zamknął oczy i nigdy ich nie otworzył? Tak jak te aniołki? A gdyby teraz uciekł i zniknął? Czy Tamten by mu wybaczył?
Z trudem starał się pozbierać rozgorączkowane, nieskładne myśli. Serce waliło mu w piersiach jak oszalałe. Czuł się, jakby był pijany. Oparł głowę na kolanach, próbując odzyskać panowanie nad własnym ciałem. Zaczął oddychać wolno i głęboko, wydobywając z pamięci wszystko, co Tamten mu mówił.
Zachowaj spokój. Najpierw pomyśl, a potem działaj. Pamiętaj, żeby nie zostawić po sobie żadnych śladów.
Nauczył się wszystkiego, co powinien wiedzieć. Uspokajał się powoli, przypominając sobie kolejne zasady. W końcu przestał się pocić. Jego serce zwolniło biegu.
Tarcza ściennego zegara w pokoju jarzyła się bladoróżową poświatą. Patrzył obojętnie, jak upływają kolejne minuty. Musiał jeszcze trochę zaczekać, żeby odpowiednio ułożyć ręce dziewczynki.
To był jego własny pomysł. Tylko jego. Prawdziwa niespodzianka. Dlatego uważał, że to takie ważne.
Tak, niewątpliwie udało mu się zaskoczyć Tego Drugiego. Wpadł we wściekłość, ale on to przetrzymał. Nie przejął się karą.
Po pierwszej burzy, Tamten wydawał się nawet zadowolony.
Kto wie, może dzisiejsza niespodzianka też przypadnie mu do gustu?
ROZDZIAŁ SZESNASTY
Piątek, 10. marca 2006
godz. 7.10
M.C. zatrzymała się przed dużym jednopiętrowym domem. Policjanci ogrodzili już taśmą teren wokół posesji. Jeden stał przed wejściem, pozostali zapewne znajdowali się w środku.
Odebrała telefon zaraz po tym, jak wyszła spod prysznica. Nie zdążyła nawet wysuszyć włosów. Bardzo potrzebowała kofeiny, ale musiała zadowolić się kawą rozpuszczalną, którą kupiła po drodze.
Wysiadła i zadrżała z zimna, czując powiew lodowatego wiatru na mokrych włosach. Otuliła się szczelniej kurtką, poirytowana zbyt długim i chłodnym przedwiośniem.
Tullocks Woods. To dziwne, że Morderca Śpiących Aniołków, czy też jego naśladowca, wybrał właśnie tę okolicę. To było coś nowego w porównaniu z poprzednimi miejscami. Dzielnica znajdowała się na zachodnich obrzeżach miasta, działki były tu duże i zadrzewione, w pobliżu nie było zakładów produkcyjnych ani wielu biur.
Nie przebiegała tędy żadna ważna droga i obcy pojazd na pewno rzucał się w oczy. Mieszkało tu paru jej znajomych ze szkoły. Zwykle urządzali przyjęcia w klubie „Powwow”, mieszczącym się nieopodal. Jedna z jej koleżanek pisała nawet powieści sensacyjne.
Poczuła się tak, jakby morderca naruszył jej prywatny teren.
Trzasnęła drzwiczkami i ruszyła w stronę domu. Usłyszała warkot innych silników. Pewnie przyjechali chłopcy z ekipy technicznej, no i Lundgren.
M.C. poznała policjanta, który stał na warcie przed drzwiami. To był Jenkins, naprawdę fajny, młody chłopak.
Wpisała się do jego notesu.
– I co tu mamy? – spytała.
– Dziesięcioletnia dziewczynka, Marianne Vest. Wygląda na to, że ją uduszono.
– Rodzice?
– Rozwiedzeni. Znalazła ją matka, jest w fatalnym stanie. Wpuściłem tam sąsiadkę, zaraz przyjedzie pastor.
– Czy ktoś jeszcze jest w domu?
– Nie. Starsza siostra ofiary spędziła noc u koleżanki.
– Miała szczęście. Coś jeszcze?
– Nie, raczej nie – odparł z wahaniem.
M.C. zmrużyła oczy.
– Jesteś pewny?
– Tak, tylko… – policjant spojrzał gdzieś w bok – to naprawdę straszne!
Skinęła głową.
– Uważaj, żeby nie wpuszczać nikogo niepowołanego. A jeśli będziesz miał wątpliwości, kieruj ich do mnie albo do porucznik Lundgren.
Weszła do środka i poczuła zapach spalonych grzanek. Matka dziewczynki siedziała w kuchni, pochylona nad filiżanką kawy. Była śmiertelnie blada i sprawiała wrażenie, jakby nie zdawała sobie sprawy, co dzieje się wokół. Sąsiadka stała obok, obejmując ją jedną ręką. Starała się