Naśladowca. Erica SpindlerЧитать онлайн книгу.
na poduszce jasne włosy dziewczynki przypominały aureolę. Morderca musiał włożyć wysiłek w to, żeby tak właśnie wyglądały. Kitt pochyliła się w stronę ofiary. Morderca umalował jej usta delikatną, różową szminką.
– Wygląda na to, że ją udusił – powiedział Brian. – Tak jak poprzednią.
Wskazywały na to wybroczyny i brak innych obrażeń. Kitt skinęła głową.
– To znaczy, że umalował ją po dokonaniu morderstwa. – Spojrzała na partnera. – A co z koszulą nocną?
– Taka sama jak poprzednio. Matka twierdzi, że to nie jej.
Kitt zmarszczyła brwi. Ozdobiona falbankami i różowymi kokardkami koszula nocna była naprawdę ładna.
– A ojciec coś mówił?
– Nic szczególnego. Żadne nie dotykało ciała. Matka przyszła obudzić ją do szkoły. Zaczęła krzyczeć, gdy tylko ją zobaczyła. To ojciec zadzwonił pod 911.
Wydało jej się dziwne, że nie dotykali ciała, ale prasa tyle pisała o poprzednim morderstwie, że pewnie od razu wiedzieli, co się stało. Nawet nie musieli sprawdzać, czy ich córka jeszcze żyje.
– Musimy ich prześwietlić – dodał Brian.
Kitt skinęła głową. Statystyki wskazywały, że bardzo niewiele dzieci padało ofiarami osób spoza rodziny. Była to smutna prawda, którą jako policjanci musieli brać pod uwagę.
Jednak oboje z Brianem wiedzieli, że istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że to dziecko było kolejną ofiarą przemocy w rodzinie. Tym razem mieli do czynienia z seryjnym mordercą małych dziewczynek.
– Wygląda na to, że tak jak poprzednio, dostał się tu przez okno – rzucił Brian.
– Było otwarte? – spytała zdziwiona.
– Pewnie tak, bo szyba jest nienaruszona, a na framudze nie ma żadnych śladów. Snowe chce wziąć całe okno do badania.
– Jakieś ślady na dole? – spytała z nadzieją, chociaż od dawna nie padało i ziemia była twarda i ubita.
– Nie. Tylko przecięta siatka przeciw owadom w oknie.
Kitt zaczęła masować zdrętwiały kark.
– Cholera, Brian, co to wszystko znaczy? Co on chce nam w ten sposób powiedzieć?
– Że jest psycholem, który zasługuje na to, by go obedrzeć żywcem ze skóry!
– I co jeszcze? Skąd ta szminka? Te nocne koszule? Dlaczego morduje małe dziewczynki?
Z pokoju obok dobiegł głuchy jęk. Wydał się Kitt tak znajomy, że aż zadrżała.
A jak ona poradzi sobie bez Sadie?
Twarz Briana wykrzywił gniew.
– Sam mam dwie córki. Nie chciałbym znaleźć ich rano… – Zacisnął dłonie. – Musimy go dopaść za wszelką cenę!
– Złapiemy go! – rzuciła gniewnie Kitt. – Choćbym miała wyjść z siebie!
CZĘŚĆ DRUGA
ROZDZIAŁ TRZECI
Rockford, Illinois
Wtorek, 7. marca 2006
Przenikliwy sygnał telefonu obudził Kitt z głębokiego snu, w który zapadła dopiero po zażyciu leków. Przez moment szukała słuchawki, a potem dwa razy omal jej nie upuściła, w końcu jednak podniosła ją do ucha i wymamrotała:
– Aa…lo?
– Kitt, tu Brian. Musisz wstać.
Otworzyła oczy i zamrugała powiekami, porażona światłem słonecznym, które wdzierało się przez szpary w zasłonach. Spojrzała na zegarek i natychmiast usiadła na łóżku.
Chyba nie włączyła budzika.
Spojrzała na drugą stronę łóżka, należącą do męża, zdziwiona, że jej nie obudził, a potem poczuła dojmującą frustrację. Nawet po tych trzech latach wciąż jeszcze spodziewała się go tam zastać.
Nie miała ani dziecka, ani męża.
Była sama.
Zakaszlała i przetarła oczy, próbując przegonić resztki snu.
– Skoro dzwonisz tak wcześnie, to sprawa musi być bardzo poważna – próbowała żartować.
– Ten skurwiel wrócił. Wystarczy?
Nie musiała pytać, o kogo chodzi. Doskonale wiedziała, że o Mordercę Śpiących Aniołków. Ta sprawa stała się jej obsesją i omal nie zniszczyła jej życia i kariery.
– Kto…?
– Mała dziewczynka. Jestem właśnie na miejscu zbrodni.
Najgorszy koszmar.
Morderca uderzył po pięciu latach przerwy.
– Kto się tym zajmuje?
– Riggio i White.
– Gdzie to się stało?
Podał jej adres w niezbyt dobrej, robotniczej dzielnicy Rockford.
– Kitt?
Wstała już i przygotowywała ubrania.
– Tak?
– Uważaj, Riggio jest…
– Zaborcza?
– Powiedzmy, że niezbyt skora do współpracy. Nie lubi, gdy ktoś próbuje jej pomóc.
– Dobra, będę pamiętać. Dzięki.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Wtorek, 7. marca 2006
godz. 8.25
Śledcza Mary Catherine Riggio, na którą wszyscy poza matką mówili M.C., skinęła głową porucznikowi Spillare, który pojawił się na miejscu zbrodni. Żaden z kolegów, widząc to chłodne pozdrowienie, nie domyśliłby się, że mieli romans w czasach, kiedy Spillare był w separacji z żoną.
Jednak to się skończyło. Spillare wrócił do żony, a ona odzyskała zdrowy rozsądek. Wystarczająco długo była zapatrzona w starszego kolegę, który był powszechnie znany w policji w Rockford. Opowieści o jego osiągnięciach podziałały na nią jak afrodyzjak. Inne kobiety wolały słuchać słodkich głupstw szeptanych im do ucha, ale ją podniecały opowieści o strzelaninach i złapanych bandytach.
Nikt nigdy nie powiedział o niej, że jest typowa.
Po skończonym romansie doszła jednak szybko do siebie, a nawet wyciągnęła wielce pouczający wniosek – nigdy nie należy wchodzić w osobiste układy ze zwierzchnikami. Obiecała sobie, że już nie popełni tego błędu.
M.C. podeszła do porucznika, zaraz też dołączył do niej jej partner, Tom White. Miał trzydzieści parę lat, był czarny i bardzo przystojny. Właśnie urodziło mu się trzecie dziecko i wyglądał na niedospanego. Jednak był świetnym policjantem i chociaż od niedawna pracował z M.C., szło im nadspodziewanie dobrze. Może dlatego, że darzył ją szacunkiem, ufał jej instynktowi i nie zgrywał się na silniejszego i ważniejszego.
Podczas lat spędzonych w wydziale zabójstw współpracowała z różnymi ludźmi. Zawsze traktowała swoją pracę niezwykle poważnie i nie próbowała tego ukrywać. Była też twarda i wymagająca w stosunku do siebie i swoich partnerów. Wiedziała, że gdyby trochę złagodniała, koledzy bardziej by ją lubili, jednak nie zamierzała się zmieniać. Robiła, co uważała za słuszne, nie zważając na opinie innych, nawet Briana Spillarego.
Jeśli