Naśladowca. Erica SpindlerЧитать онлайн книгу.
rozejrzała się po pokoju. Nikogo w tej chwili tu nie było. Wszyscy mieli jakieś zadania albo po prostu wyszli na lunch. Wstała i pomachała ręką, licząc na to, że zwróci na siebie uwagę kolegów, którzy będą akurat przechodzić korytarzem. Nie mogła stracić tego śladu.
– Chcę, żebyście złapali tę wstrętną małpę.
– Bardzo chętnie panu pomogę, ale mam właśnie następną rozmowę. – Musiała za wszelką cenę podążać tym tropem.
– I kto sobie tutaj stroi żarty! – Usłyszała jego śmiech. – Oto zasady współpracy. Nie będę się kontaktować z nikim poza tobą, Kitt. Mogę ci mówić Kitt?
– Jasne. A jak ja mam się do ciebie zwracać?
Nawet nie skomentował tego pytania.
– Ładne imię. Kitt, Kitty, prawie jak Kicia. Bardzo kobiece i seksowne, chociaż nie pasuje do gliny. – Znowu zrobił przerwę, żeby zaciągnąć się papierosem. – Oczywiście wszyscy mówią do ciebie „pani porucznik”, co?
– Oczywiście – odparła. – Problem polega na tym, że nie zajmuję się sprawą Julie Entzel. Zaraz połączę cię z właściwym zespołem.
Znowu zignorował jej słowa.
– Druga zasada: nie myśl, że dam ci coś za darmo i że będzie ci łatwo. Sam ustalę cenę.
Miał głęboki, stosunkowo młody głos, nieco zmieniony przez papierosy. Mógł mieć od dwudziestu pięciu do trzydziestu pięciu lat.
– Czy jest jeszcze trzecia zasada? – spytała.
– Możliwe. Muszę pomyśleć.
– A jeśli nie zastosuję się do tych zasad?
Znowu się zaśmiał.
– Na pewno się zastosujesz albo… zginą kolejne dziewczynki.
Cholera! Gdzie się wszyscy podziali?
– Dobrze, udowodnij, że to ty zrobiłeś. Tak, żebym mogła pójść z tym do szefa…
– Na razie, Kiciu.
Rozłączył się. Natychmiast zadzwoniła do Centralnego Biura Śledczego. Ponieważ każda rozmowa wydziału policji w Rockford przechodziła przez centralkę, nie można było odszukać dzwoniącego numeru automatycznie. Oczywiście wszystkie telefony były rejestrowane.
– Tu porucznik Lundgren z wydziału zabójstw. Ktoś do mnie przed chwilą dzwonił, chcę mieć jak najszybciej jego numer.
Odłożyła słuchawkę i czekała dwie minuty na telefon z Centralnego Biura Śledczego. Zadzwonił sam Brian.
– To był numer komórki. Co się dzieje, Kitt?
Telefon komórkowy. Namierzenie stacjonarnego zajmowało dziesięć sekund, ale w przypadku komórki trzeba było rozmawiać co najmniej przez pięć minut. Jeśli ten facet jest sprytny, na pewno wie, że nowe aparaty mają wmontowane chipy z GPS-em, co pozwala odnaleźć rozmówcę w ciągu dziesięciu minut. W przypadku starszych modeli zajmuje to parę godzin.
Spojrzała na zegarek. Rozmowa trwała najwyżej trzy minuty, co znaczyło, że mężczyźnie nie są obce zawiłości współczesnej techniki.
– Miałam telefon od faceta, który twierdzi, że to on jest Mordercą Śpiących Aniołków. Prawdziwym mordercą. Ten wczorajszy to podobno tylko naśladowca – wyjaśniła.
Brian aż gwizdnął.
– Oczywiście chcesz, żebyśmy ustalili nazwisko i adres właściciela komórki?
– I to jak najprędzej. – Spojrzała w stronę pokoju sierżanta i stwierdziła, że wciąż go nie ma. – Zadzwoń na moją komórkę.
Rozłączyła się, zebrała dokumenty i pospieszyła w stronę pokoju. Zatrzymała się na widok Riggio i White’a, którzy właśnie weszli do środka, i wskazała gabinet szefa.
– Chodźcie, to powinno was zainteresować.
Pierwsza dotarła do otwartych drzwi i zapukała we framugę. Sal popatrzył na nich i dał gestem znak, żeby weszli. Kitt zaczęła prosto z mostu:
– Przed chwilą rozmawiałam z kimś, kto podaje się za Mordercę Śpiących Aniołków. – Rozejrzała się dookoła, a widząc, że wszyscy zamienili się w słuch, dodała: – Twierdzi też, że to nie on zabił Julie Entzel.
– Dlaczego dzwonił właśnie do ciebie? – spytała Riggio, która nagle zapomniała o oficjalnych formach. Wszyscy w wydziale mówili do siebie po imieniu, co Kitt w pełni aprobowała.
Teraz spojrzała koleżance prosto w oczy.
– Ponieważ chce, żebym złapała naśladowcę.
– Ty?
– Tak.
– Dlaczego?
– Nie wiem.
Sal zmarszczył brwi.
– Co jeszcze ci powiedział?
– Może zacznę od tego, co zauważyłam. Prawie na pewno pali i sądząc po głosie, ma od dwudziestu pięciu do trzydziestu pięciu lat. Powiedział – zerknęła na swoje notatki – że ktoś to po nim… zmałpował i że wcale mu się to nie podoba. I że chce, żebym złapała tę wstrętną małpę.
– Małpę? – zdziwiła się M.C.
– To od małpowania. Dzieci tak mówią – wyjaśniła Kitt, przypominając sobie z bólem córkę.
Sal skinął głową.
– Czy ktoś zaczął go namierzać?
– Wszyscy poszli na lunch albo akurat robili co innego – odparła. – Kiedy chciałam, żeby chwilę zaczekał, powiedział, żebym nie żartowała.
– Zgłosiłaś to w Centralnym Biurze Śledczym?
– Właśnie sprawdzają ten numer. Dzwonił z komórki, więc trochę to potrwa. Obiecali ustalić jego nazwisko i adres.
– Czy powiedział coś jeszcze?
– Podał dwie zasady. Jeśli się do nich nie zastosujemy, zginą kolejne dziewczynki.
W tym momencie włączył się White, który do tej pory tylko śledził rozmowę.
– Jeśli nawet twierdzi, że nie zabił Julie Entzel, to skąd wie, że zginą kolejne dziewczynki?
– Tego mi nie powiedział, a wolałabym nie snuć domysłów.
– Może zna tego naśladowcę? – dodał White.
– Możliwe – rzuciła Riggio. – Oczywiście zakładając, że w ogóle mu wierzymy…
Kitt czuła, że koleżanka coraz bardziej ją irytuje. Posłała jej niechętne spojrzenie.
– Chcecie wiedzieć, co jeszcze powiedział, czy nie?
M.C. skinęła niechętnie głową.
– Pierwsza zasada – chce rozmawiać tylko ze mną.
– No proszę. – Natychmiast zareagowała zgryźliwą uwagą Riggio.
– A druga? – spytał Sal.
– Niczego nie dostaniemy za darmo i nie przyjdzie nam to łatwo. On sam ustali cenę.
– Chodzi mu o pieniądze? – spytał White.
Kitt spojrzała w jego stronę.
– Nie wydaje mi się, ale niczego jeszcze nie zażądał.
– Właśnie że tak. – Sal spojrzał