Эротические рассказы

Nowy dom na wyrębach II. Stefan DardaЧитать онлайн книгу.

Nowy dom na wyrębach II - Stefan Darda


Скачать книгу
Hubert schylił się, a potem długo mu się przyglądał. Upadający portfel z czymś mu się kojarzył, przywoływał jakąś zamgloną, a jednocześnie bardzo niepokojącą wizję.

      Kosmala, nie zwracając uwagi na gazetę, którą już dla niego przygotował kioskarz, odszedł w roztargnieniu, wciąż przyglądając się tak dobrze przecież znajomemu przedmiotowi, a potem przez długi czas stał obok fontanny, wsłuchując się w szmer wody, który akurat w tym momencie nie pomagał ukoić rodzących się gdzieś w podświadomości obaw.

      Codziennostki 1996

      Sobota, 28 września (przedpołudnie)

      Z nieba do piekła.

      W kilka dni.

#

      Ledwie mogę utrzymać w ręce długopis. Nie chcę pisać, ale też nie mogę tego nie robić. Przecież nikomu nie mogę opowiedzieć o tym, co się stało.

      Pisanie pomaga zebrać myśli.

#

      Nie, jednak nie pomaga.

#

      Nie sądziłam, że mogę się znaleźć w takiej sytuacji.

      Boże! Nie wiem, co robić! Czy powinnam się zgłosić na policję?

#

      W Lublinie dwukrotnie wzięłam prysznic, żeby wszystko z siebie dokładnie zmyć. Ale ciągle nie czuję się wystarczająco czysta.

      Wyprałam też ubrania. Te, które miałam na sobie, i te, które przywiozłam w torbie. Nawet te nienoszone.

      Teraz przyjechałam do Firleja, do mamy, bo tutaj czuję się bezpieczna. Tutaj mnie będzie trudno znaleźć.

      Muszę się znowu wykąpać.

#

      Ktoś patrzył z zewnątrz. Wyraźnie widziałam stojącą za oknem postać, ale nie potrafiłabym rozpoznać twarzy. Była jakoś tak dziwnie rozmyta… Poza tym księżyc w pełni świecił za jego plecami. Jego… To na pewno był mężczyzna.

      Nie wiem kto. Dlaczego nic nie zrobił? Bał się?

      Może on opowie wszystko policjantom? Raz chciałabym, żeby to zrobił, a za chwilę dałabym wszystko, żeby zachował milczenie.

      Muszę się zdrzemnąć. Ostatniej nocy, w Lublinie, nie zmrużyłam oka. Tutaj też mi się nie udało. Najlepiej wychodzi mi patrzenie w sufit i bezgłośne, bezłzawe już płakanie. I jeszcze marzenie, żeby cofnąć czas o dwanaście godzin. Przynajmniej o dwanaście.

#

      Jednak nie mogę zasnąć.

      Pójdę na spacer. Dziś piękna pogoda. Taka jak przez ostatnie dni w Wyrębach.

      Nawet z trudem przychodzi mi napisanie nazwy tego miejsca.

      Nie wiem, co będzie dalej.

      Zanim pójdę, upiorę jeszcze mój fotel w cinquecento. Do jutra wyschnie.

      Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży, ale nic już nie będzie takie jak dawniej.

      Ubiegłej nocy umarła jakaś cząstka mnie.

#

      A może nie powinnam wychodzić?

      3

      To był już drugi egzamin komisyjny w tym miesiącu, podczas którego profesor Kosmala sprawiał wrażenie nieobecnego duchem. Poprzednim razem szczęście mieli studenci Wydziału Prawa, tym razem uśmiechnęło się ono do niedoszłych politologów. Wszyscy zaliczyli bez większych problemów, a po wyjściu ostatnich zdających Hubert natychmiast zapytał dziekana o to, czy może skorzystać z telefonu w jego gabinecie. Kilka minut później wykręcił dobrze mu już znany numer i przestępując nerwowo z nogi na nogę, wsłuchiwał się w beznamiętne buczenie sygnału. Nikt nie odbierał, ale Kosmala wiedział, że w tym przypadku warto poczekać nieco dłużej. Wreszcie jego cierpliwość została nagrodzona.

      – Proszę, słucham.

      – Dzień dobry, panie Durkacz.

      – A dzień dobry, dzień dobry – odparł w charakterystyczny dla siebie sposób gospodarz. – Wcześniej to też pan dzwonił? Słyszałem telefon, ale żem nie zdążył dolecieć.

      – Nie, dzwonię po raz pierwszy.

      Na łączach zapanowała przerywana jakimiś podejrzanymi trzaskami i szumami cisza. Hubert był tak zaaferowany potrzebą rozmowy z Durkaczem, że zupełnie nie pomyślał o przygotowaniu sobie jakiegoś pretekstu do jej przeprowadzenia. A zapytać tak po prostu o to, co najbardziej go interesowało, przecież nie mógł. Wreszcie go olśniło.

      – Panie Józefie, dzwonię, żeby zapytać, czy ta nasza wspólna wycinka w sadzie w Wyrębach jest aktualna… Wiem, że rozmawialiśmy o tym niecały tydzień temu i wstępnie się umawialiśmy na listopad, ale może byśmy to trochę przyśpieszyli? W listopadzie będę miał masę pracy i nie wiem, czy dam radę, a październik mam trochę luźniejszy. – Jeśli chodzi o plany zawodowe, to oba miesiące miały być do siebie bardzo podobne, ale Kosmala chciał jakoś wyjaśnić tę nagłą zmianę. – Poza tym w listopadzie z pogodą może być różnie. Dałby pan radę mi pomóc?

      – Czemu nie… No pewno, że dałbym radę, tyle że jak liście spadną, to byłoby dużo mniej szarpaniny. A kiedy dokładnie by pan chciał?

      – Tego jeszcze nie wiem… Na razie tylko wstępnie chciałem zapytać.

      – Bo wie pan, jakby co, to ja sam to mogę zrobić – zaproponował gospodarz. – Będzie pogoda, to jadę i zaraz jestem w Wyrębach. Tylko dobrze byłoby, żebym wiedział, które mam wyciąć. Decydować sam nie chcę.

      – To świetnie, bardzo panu dziękuję! – ucieszył się Hubert. Trochę zbyt sztucznie, ale drzewa w sadzie akurat teraz niespecjalnie go obchodziły. – W takim razie jakoś tak na dniach wpadnę i podjedziemy razem do Wyrębów. A co tam w ogóle słychać dobrego, panie Józefie?

      – A dziękuję, jakoś się człowiek telepie – odpowiedział Durkacz, w którego tonie dało się słyszeć lekkie zdziwienie.

      – To chwała Bogu! A w Kostrzewie też wszystko w porządku?

      – Chyba tak. Przynajmniej do wczoraj, bo dziś jeszczem się z podwórza nigdzie nie ruszał. Krzątaniny przy chałupie od cholery…

      Kosmala zaklął w myślach.

      – No nic. To w takim razie będę już kończył. Wszystkiego dobrego panu życzę, dużo zdrowia i w ogóle. Niedługo przyjadę, to pogadamy. – Ugryzł się w język, zanim zdążył dodać, że być może nastąpi to jeszcze tego samego dnia.

* * *

      Na parkingu przed Pałacem Lubomirskich, w którym mieścił się Wydział Politologii UMCS-u, zwykle było zaparkowanych sporo aut. Część z nich stanowiły samochody z kogutami TAXI, stojące w ogonku do postoju, zlokalizowanego naprzeciw hotelu Europa. Aby dojść do pierwszej taksówki w kolejce, Hubert musiałby przejść około stu metrów, ale to mu się w tej chwili zupełnie nie uśmiechało. Nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji w sprawie ewentualnego wyjazdu tego dnia do Wyrębów, ale na pewno nie wykluczał takiej możliwości, w związku z czym chciał jak najszybciej znaleźć się w domu. Wsiadł więc do najbliższej taksówki i podał adres. Gdy zadowolony z takiego obrotu sprawy kierowca włączył silnik i ruszył w stronę Krakowskiego Przedmieścia, Kosmala pomyślał, że pozostawienie tego dnia frontery przed kamienicą było jednak błędem, bo przecież mógłby już teraz jechać w stronę Kostrzewa i byłby na miejscu mniej więcej za godzinę.

      Jeszcze oszukiwał sam siebie, ale decyzja tak naprawdę już została podjęta, co Hubert uświadomił sobie po kilku minutach jazdy.

      Nie wytrzymałby


Скачать книгу
Яндекс.Метрика