Trzy życzenia. Michelle ConderЧитать онлайн книгу.
Nie zamierzała przysparzać panu Adamsowi kłopotów, robiąc coś, czego nie powinna, ale też nie chciała ryzykować, że zbyt późno odda książkę i wyda się niedbała. Jednym z najlepszych sposobów na wyróżnienie się podczas praktyk było wykazanie się możliwie największą efektywnością, a Poppy traktowała swoją pracę poważnie. Tego ranka poza nią nie było tu nikogo, doszła więc do wniosku, że i tak nikt się nie dowie, że tam weszła.
Wzięła książkę i skierowała się do windy. Od dwunastego roku życia wychowywała się w rodzinie zastępczej i opiekowała się o dziesięć lat młodszym bratem, który urodził się głuchy, wiedziała więc, że jedynym sposobem na wydostanie się z obecnej nędzy jest ciągłe doskonalenie swoich kwalifikacji. Szansa na odmianę pojawiła się wtedy, gdy Maryann znalazła ich oboje przed ośmioma laty, przytulonych do grzejnika na stacji Paddington. Poppy chciała w pełni wykorzystać tę okazję, by zapewnić sobie i bratu lepszą przyszłość.
Przesunęła kartę dostępu przez czytnik, nacisnęła guzik piętra kierownictwa i czekała cierpliwie, aż drzwi windy się otworzą. Przechodząc przez wyłożony miękkim chodnikiem korytarz do biura pana Castiglione, zatrzymała się na chwilę, napawając się wspaniałym widokiem z okna na Londyn. Mimo jasnoszarego nieba miasto prezentowało się z góry doskonale, stanowiąc idealne połączenie starej i nowoczesnej architektury. Zdawało się, jakby nic złego nie mogło się przytrafić komuś, kto znajduje się tak wysoko, ale Poppy wiedziała, że kiedy tylko zjedzie na parter, problemy znowu ją przytłoczą.
Przyłapując się na pogrążaniu w mrocznych myślach, drgnęła nagle, bo usłyszała jakieś głośne przekleństwo, wypowiedziane niskim męskim głosem.
Odwróciła się, chcąc zobaczyć, kto to, ale nie ujrzała nikogo. Po chwili usłyszała kolejne złorzeczenie i uświadomiła sobie, że dobiega z biura głównego szefa.
Zbyt zaciekawiona, by zachować ostrożność, podeszła i zatrzymała się w otwartych drzwiach do prywatnego gabinetu pana Castiglione. Wtedy ujrzała go samego, stojącego na szeroko rozstawionych nogach przy oknie.
Rozpoznałaby go wszędzie. Był niezwykle przystojny i emanował siłą. Przeczesał dłonią czarne włosy, zmierzwiając je zupełnie. Wysoki jak na Włocha i mocno umięśniony wyglądał tak, jakby codziennie ćwiczył. Słyszała, że pracuje po dwadzieścia godzin na dobę, i zastanawiała się, skąd by miał czas na trening.
Jakby wyczuł, że ktoś mu się przygląda. Uniósł głowę znad telefonu i spojrzał na nią przenikliwie. Zaparło jej dech.
– Kim pani jest, do licha?
– Praktykantką – odparła. – Nazywam się Poppy Connolly. Pracuję dla pana.
Ściągnął brwi, obrzucając ją spojrzeniem od góry do dołu.
– Od kiedy to dżinsy i sweter są odpowiednim strojem do pracy?
– Jest niedziela – wyjaśniła. – Nie spodziewałam się tutaj nikogo.
Nie było to zbyt dobre wytłumaczenie, skoro on stał przed nią w eleganckiej białej koszuli, czerwonym krawacie i ciemnych, idealnie wyprasowanych spodniach.
– Owszem, jest niedziela. A więc po co pani tu przyszła?
– Został mi jeszcze tydzień praktyk i chciałam skończyć prezentację dla pana Adamsa. Powiedział, że mogę przyjść.
– Czy to nie zbyt duże poświęcenie?
– Nie, jeśli chce się zajść daleko – odparła zwyczajnie. – Chciałabym tu pracować po studiach. Zapał do pracy i elastyczność to cechy, dzięki którym można się wyróżnić na praktyce.
Przypuszczała, że zaraz wyrzuci ją z gabinetu, najchętniej przez okno, ale zamiast tego spytał:
– A jakie są inne?
– Punktualność, poważne traktowanie swoich obowiązków i odpowiedni strój – wyliczyła na palcach.
Spojrzał na jej stare dżinsy i Poppy omal nie zapadła się pod ziemię. Kiedy przed pięcioma tygodniami rozpoczynała praktykę w SJC, wyobrażała sobie, że pewnego dnia pozna tego człowieka, który wydawał się rodzajem korporacyjnego boga, ale w jej fantazjach to spotkanie wyglądało zupełnie inaczej.
– W takim razie to ostatnie zalecenie nie zostało dotrzymane – odparł z ironią.
Poczuła gorąco na policzkach. Fascynowanie się własnym szefem pewnie również nie znajdowało się wśród zaleceń dla praktykantek.
Kiedy telefon na biurku zadzwonił, przerywając napiętą ciszę, postanowiła to wykorzystać i wydostać się z niezręcznej sytuacji.
– Proszę mi pozwolić odebrać – zaproponowała rzeczowo.
Zanim zdołał odpowiedzieć, podeszła do biurka i podniosła telefon. Uśmiechając się do Sebastiana szeroko, odezwała się do słuchawki jak prawdziwa sekretarka:
– Biuro pana Castiglione.
Natychmiast przestała się uśmiechać, słysząc płaczliwy głos kobiety, mówiącej z obcym akcentem. Udało jej się zrozumieć tylko: „Przepraszam, że przeszkadzam. Czy zastałam Sebastiana?”
– Tak, jest tutaj – odparła, uświadamiając sobie, że człowiek, o którym mowa, nie spuszcza z niej oka. – Proszę chwilę poczekać.
Nie wiedząc, jak się wycisza, wręczyła Sebastianowi telefon, mówiąc niemal szeptem:
– To do pana.
– Co za niespodzianka – odparł z przekąsem.
Odsunęła się, gdy warknął do telefonu:
– Słucham.
Widząc, jak grymas na jego twarzy się pogłębia, postanowiła wykazać inicjatywę i zrobić mu kawę. Zauważyła, że ekspres jest włączony, a na biurku nie ma żadnej filiżanki, doszła więc do wniosku, że szef zamierzał nalać sobie kawę, ale nie zdążył.
Zrobiła to za niego, mając nadzieję, że w ten sposób zyska kilka punktów, straconych podczas przekazywania mu telefonu. Prawdopodobnie dzwoniła jego obecna albo była dziewczyna… skoro głos miała zapłakany. O jego krótkotrwałych podbojach krążyły plotki po całym biurze.
Poppy miała ochotę iść już do domu, zobaczyć, co z Simonem, i pocieszyć Maryann, wypijając z nią herbatę. Podeszła szybko do ekspresu do kawy i postawiła przed szefem filiżankę, dziwiąc się, że wciąż rozmawia przez telefon. Już miała wyjść, kiedy nagle wyciągnął rękę i złapał ją za nadgarstek.
Znieruchomiała, patrząc, jak ciemne, opalone palce beztrosko gładzą jej gładką skórę. Spojrzeli sobie w oczy i miała wrażenie, że Sebastiano dostrzegł jej reakcję.
Poczuła jednocześnie podniecenie i niedowierzanie: ten człowiek nie tylko był jej szefem, ale też rozmawiał właśnie z inną kobietą, pewnie swoją dziewczyną, płaczącą mu do słuchawki.
Zirytowana przyjemnością odczuwaną w tej sytuacji, wyrwała mu rękę, przewracając filiżankę, którą przed chwilą z taką starannością przed nim postawiła. Kawa rozlała się na biurko, opryskując przód śnieżnobiałej koszuli Sebastiana.
Zaklął głośno po włosku i pospiesznie zakończył rozmowę przez telefon.
– Co to ma być, do diabła? – zawołał rozwścieczony.
– Ja tylko… bo pan… – wydukała. Rozejrzała się wokoło, wyciągnęła z bocznej szafki garść papierowych chusteczek i zaczęła wycierać koszulę. Uniósł rękę, próbując powstrzymać Poppy, a wtedy zauważyła, że kilka kropli kawy spadło też na jego spodnie w okolicy krocza. Bez zastanowienia przyłożyła