Эротические рассказы

Jeszcze się kiedyś spotkamy. Magdalena WitkiewiczЧитать онлайн книгу.

Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz


Скачать книгу
tylko musi działać gdzieś tam, w przestworzach, gdzie powłoka cielesna jest jej zupełnie niepotrzebna, a wręcz mogłaby przeszkadzać w realizacji jakichś ważnych misji?

      Po pogrzebie postanowiłam jeszcze przez jakiś czas zostać w Grudziądzu, potrzebowałam być jeszcze blisko niej. Bo wydawało mi się, że ona wciąż jest tuż obok… Mój mąż musiał wracać. Wzywała go korporacja, nieczuła na rodzinne smutki. Ja z mamą i tatą pojechałam do mieszkania przy ulicy Legionów, które zajmowała od dziesięciu lat. Podobno wcześniej mieszkała tam jej przyjaciółka, jeszcze ze szkoły. Wielki, okrągły stół, masywna szafa z porcelaną za szybą… Jak bardzo tam jej brakowało!

      Babcia siadywała zawsze na krześle, wyprostowana jak struna. Słuchała tego, co mamy jej do powiedzenia, a sama niewiele opowiadała. Nie była typem babci, która bierze swoje wnuki na kolana, przytula i jest lekiem na całe zło. Była oschła, a nawet surowa. Czasem nieco zbyt surowa i wymagająca. Potem trochę się zmieniła, złagodniała. Ale zawsze niezmiennie spoglądała na mnie badawczo, nie komentując moich poczynań.

      O sobie, o swoim życiu też niewiele mówiła. Za wyjątkiem kilku chwil, tuż przed tym, jak odeszła.

* * *

      – Mogę wziąć pamiątki, które są w komodzie? Zdjęcia? – zapytałam mamę. – Chciałabym je przejrzeć.

      – Zdjęcia? – zdziwiła się i spojrzała na ojca.

      – Tak, zdjęcia i zapiski. Przepisy… I to pudełko po bombonierce, to z listami.

      – Jasne, możesz – zgodziła się mama, otwierając szafę z obrusami. – Wezmę ten. Na święta będzie – powiedziała, gładząc haft richelieu, pamiętający czasy wojny.

      – Mamo, może poczekaj z tym jeszcze? Nie musisz tego robić teraz. Nie musisz porządkować tego wszystkiego – zasugerowałam nieśmiało.

      – Masz rację. Nie mogę… – westchnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. – To nie był dobry pomysł.

      – Mania, przyjedziemy tutaj przecież. Na spokojnie zdążysz wszystko poukładać. – Tata poklepał ją po ramieniu. – Teraz nie jest dobry czas na to wszystko. Jeszcze za wcześnie…

      Mama pokiwała głową.

      – Ale ten obrus wezmę. – Włożyła go do torby. – I serwetę. To trochę tak, jakby mama była z nami.

      – Dobrze – zgodził się tata. – Ale wracajmy dzisiaj do domu.

      – Ja zostanę…

      – A co ty tu, dziecko, będziesz robić? – zdziwił się tata. – Jak potem chcesz wracać?

      – Pociągiem. Jutro albo pojutrze.

      – No a co z dziećmi? – zapytała mama.

      – Mamo, przecież mają ojca. Dzisiaj będą jeszcze u babci Hani, a jutro już wrócą do domu.

      – A jak u was? – zaniepokoiła się mama.

      – Mamo, to nie czas i miejsce na rozmowę o moim małżeństwie.

      Tata spojrzał porozumiewawczo na żonę. Ta wzruszyła ramionami.

      – Chcę po prostu pobyć sama. Potrzebuję tego – powiedziałam.

      – Dobrze. – Potaknęła głową mama. – Rozumiem. – Chociaż pewnie nie rozumiała nic.

      Wypiliśmy wspólnie herbatę, a potem rodzice pojechali w stronę Gdańska. Ja chciałam sama pooglądać zdjęcia, popatrzeć na to, co było dla babci na tyle drogocenne, że zdecydowała się schować to do pudełka po czekoladkach i puszki po herbacie.

      Babcia miała kilka takich „skrzyń skarbów”. W jednej z nich, tej metalowej po herbacie, chowała guziki. Jako dziecko bardzo lubiłam się nimi bawić. Przekładałam je, układałam z nich kolorowe obrazki. Nawet grałyśmy z babcią w kółko i krzyżyk guzikami. Dla mnie na zawsze pozostała zabawą w guziki i dopiero dużo później dowiedziałam się, jak naprawdę nazywa się gra, przy której spędziłyśmy wiele wakacyjnych wieczorów. Zastanawiałam się, do czego one były przyszyte czy w jakich okolicznościach ktoś je oderwał. Był tam jeden taki duży, kolorowy. Bardzo go lubiłam. Zawsze wymyślałam historie z nim związane. Co roku wydawało mi się, że należał do kogoś innego, a nie do mojej mamy. Otworzyłam teraz puszkę i wysypałam wszystko na stół. Uśmiechnęłam się na widok tego właśnie starego kolorowego guzika. Gdy byłam mała, wydawał mi się dużo większy.

      – Twoja mama urwała go sobie od płaszcza – mówiła kiedyś babcia.

      – Nakrzyczałaś na nią?

      – Nie. – Uśmiechała się.

      – Moja mama by na mnie nakrzyczała.

      – Z pewnością nie! Nie wiesz, w jakich okolicznościach oderwał się jej ten guzik!

      Słyszałam to już wcześniej wiele razy. Za każdym razem babcia dopowiadała trochę i już sama nie wiedziałam, co w tej historii było prawdą, a co nie. Podobno kiedyś wujek Staszek był chory i mama poszła do apteki po lekarstwa. Miała może osiem lat. Biegła i spotkała kominiarza. Pomyślała życzenie i tak mocno złapała za ten guzik, że go urwała. Do apteki nie dotarła, bo uznała, że to już jest zupełnie niepotrzebne, skoro pomyślała życzenie, by brat wyzdrowiał. Wujek faktycznie wyzdrowiał, a mama nie pozwoliła sobie przyszyć tego guzika. Myślała, że wtedy czar pryśnie i wujek znowu zachoruje. Taki mały talizman…

      Albo ten metalowy, z napisem „Levi Strauss”. Od dżinsów Michała. Kiedyś babcia wyjechała do sanatorium, a ja miałam podlewać jej kwiaty. Oczywiście oficjalnie miałam to robić sama, ale prawda była taka, że tak intensywnie je „podlewałam”, że Michałowi urwał się guzik od jego ukochanych lewisów. Nie mogliśmy go znaleźć i oboje panikowaliśmy, bo bardzo chcieliśmy zatrzeć ślady naszej schadzki. Nawet nie wiedziałam, że babcia go znalazła. Nie pytała, skąd się tam wziął. Babcia miała swoje tajemnice i akceptowała to, że ktoś może mieć je również.

      Zakłuło mnie w sercu. Jaka szkoda, że nie mogę z nią już o tym wszystkim porozmawiać. Popytać… Część historii odeszła wraz z nią, a to, co opowiadała tuż przed śmiercią, było mieszanką jej wspomnień, niespełnionych marzeń i oczekiwań.

      Zebrałam całą garść guzików ze stołu, przesypując je między palcami. Tak, były wyjątkowo cenne. Pełne wspomnień… Tych ludzi, którzy nosili je przyszyte na swoich ubraniach, dawno już nie było, a one zostały. Było tam więcej talizmanów. Niektóre chyba nawet od wojskowego munduru. Takie metalowe, z wybitym numerem III i inne, jakby w drobne kropeczki. Każdy miał inną historię…

      Odłożyłam puszkę na stół. Chciałam ją zabrać do domu. Oczywiście mogłam poczekać na to, gdy kiedyś przyjadę tu samochodem, ale chciałam je mieć w Gdańsku już teraz. Wiedziałam, że będę często powracać do związanych z nimi opowieści. Może jakimś cudem moje dzieci w dobie wszechobecnych gier komputerowych i filmów również zainteresuję guzikami? Chyba jednak nie. Uśmiechnęłam się do siebie. Guzikami ja będę się bawić, wspominając z sentymentem babcine historie.

      Do tej komody nie zaglądałam już dawno. Nie potrafiłam sobie nawet przypomnieć, kiedy ostatnio. Po ślubie rzadziej odwiedzałam babcię. Potem, kiedy zaczęła chorować, to ona częściej była gościem w Gdańsku niż my w Grudziądzu. Nie zaglądałam do tych pudełek przez ten czas. Otworzyłam pierwsze z brzegu. Na wierzchu kilka ususzonych gałązek niezapominajek, a pod spodem listy. Listy dziadka do babci.

      Mam czas, więc piszę do Ciebie ten list, bo tak mi bardzo tęskno za Tobą, więc żeby sobie ulżyć, trzeba choćby tylko pisać – przeczytałam fragment nakreślony pięknym pismem dziadka.

      Babcia


Скачать книгу
Яндекс.Метрика