Эротические рассказы

Podpalacz. Peter RobinsonЧитать онлайн книгу.

Podpalacz - Peter Robinson


Скачать книгу
przybędzie Geoff Hamilton, Banks będzie mu towarzyszył w oględzinach miejsca pożaru, podobnie jak poprzednim razem. Strażacy nie mają uprawnień, żeby formalnie stwierdzać przyczyny pożarów, Hamilton robi to więc we współpracy ze śledczymi i technikami kryminalistycznymi. To on sporządzi raport dla koronera. W pożarze hurtowni nikt nie ucierpiał, teraz jednak było inaczej. Banks nie lubił widoku spalonych ciał – dość się już na nie napatrzył, żeby zaliczyć ogień do tych rzeczy, których się bał i jednocześnie szanował bardziej niż cokolwiek innego. Gdyby musiał wybierać między ofiarą pożaru a topielcem, zapewne wybrałby widok rozdętych, zniekształconych zwłok tego ostatniego niż zwęglonych i łuszczących się szczątków strawionych przez płomienie. Ale wybór nie byłby łatwy. Ogień czy woda?

      Istniał jeszcze jeden powód, dla którego Banks odczuwał przygnębienie. Właśnie się zaczynał piątkowy poranek i inspektor coraz wyraźniej widział, że szanse na zaplanowany weekend z Michelle Hart maleją. Jeśli pożar naprawdę powstał w wyniku podpalenia, a zatem zabito dwie osoby, to Banks będzie musiał pożegnać się z urlopem oraz pracować bez przerwy, dzień i noc. Zadzwoni do Michelle, która przynajmniej to zrozumie. Jako inspektor policji w Cambridgeshire dobrze wiedziała, jak nieprzewidywalna jest ta służba. Nadal mieszkała i pracowała w Peterborough, mimo kontrowersyjnego zakończenia sprawy, którą prowadziła wspólnie z Banksem ubiegłego lata.

      Posterunkowy Smythe wrócił, niosąc cztery plastikowe kubki i termos. Była to kawa rozpuszczalna, w dodatku słaba, ale przynajmniej wciąż gorąca: para, która się nad nią unosiła, gdy Smythe zaczął ją rozlewać, choć trochę odpędziła chłód poranka. Banks sięgnął do kieszeni po piersiówkę, prezent urodzinowy od ojca, i zaproponował pozostałym. Tylko Annie pozwoliła sobie na alkohol. Piersiówka zawierała laphroaig, i chociaż Banks uważał, że dolewanie przyzwoitej whisky single malt do plastikowych kubków z wodnistą Nescafé jest strasznym marnotrawstwem, to uznał, że sytuacja chyba jednak tego wymaga. Jak się okazało, odrobina trunku ulepszyła kawę tak bardzo, że ustępstwo się opłaciło.

      – Rozkuj go – Banks polecił Smythe’owi.

      – Ale panie inspektorze…

      – Rób, co mówię, on się nigdzie nie wybiera. Prawda, Mark?

      Mark nie odpowiedział. Gdy Smythe zdjął mu kajdanki, Mark roztarł nadgarstki i splótł dłonie wokół swojego kubeczka z kawą, jakby jej ciepło miało go wzmocnić.

      – Ile masz lat, Mark? – zapytał Banks.

      – Dwadzieścia jeden. – Mark sięgnął do kieszeni po pomiętą paczkę papierosów Embassy Regal, przypalił jednego, posługując się jednorazową zapalniczką, i głęboko się zaciągnął. Widząc to, Banks uświadomił sobie, że będą musieli jak najszybciej sprawdzić, czy na dłoniach i ubraniu chłopaka nie ma pozostałości jakichś łatwopalnych cieczy. Takie ślady nie utrzymują się długo.

      – Posłuchaj, Mark – podjął Banks. – Przede wszystkim musisz zdać sobie sprawę z faktu, że jesteś najlepszym kandydatem, jakiego mamy, na sprawcę tego pożaru. Kręciłeś się po okolicy, wręcz jak podręcznikowy podpalacz. Będziesz musiał jakoś nam wyjaśnić powód swojej obecności w tym miejscu i wytłumaczyć, dlaczego rzuciłeś się do ucieczki, kiedy próbowaliśmy do ciebie podejść. Możesz to zrobić tu i teraz, bez kajdanków, albo przesłuchamy cię oficjalnie na komendzie w Eastvale i spędzisz noc w celi. Wybór należy do ciebie.

      – W celi będzie przynajmniej ciepło – odparł Mark. – Nie mam dokąd pójść.

      – Gdzie mieszkasz.

      Przez chwilę chłopak milczał, powstrzymując łzy, po czym drżącą dłonią wskazał barkę przycumowaną od północy.

      – Tam – wyznał.

      Banks spojrzał na dymiące pogorzelisko.

      – Mieszkałeś na barce?

      Mark skinął potakująco głową i szepnął coś, czego Banks nie zrozumiał.

      – Co powiedziałeś? – zapytał Banks, pamiętając, że strażacy znaleźli na barce ludzkie zwłoki. – Wiesz o czymś ważnym?

      – Tina… Czy Tina się uratowała? Nie widziałem jej.

      – Czy to dlatego się chowałeś?

      – Chciałem ją zobaczyć. Dlatego tam stałem. Czy ją uratowali?

      – Tina mieszkała z tobą na barce?

      – Tak.

      – Był jeszcze ktoś?

      Oczy Marka zapłonęły wstydem.

      – Tak, dziewczyna – odpowiedział. – Właśnie od niej wracam. Mieszka w Eastvale. Wcześniej pokłóciłem się z Tiną.

      Nie o to Banksowi chodziło, ale przyjął nieoczekiwane wyznanie o niewierności Marka. Ciężko będzie mu chyba żyć ze świadomością, że jego żona albo dziewczyna zginęła w płomieniach, podczas gdy on pieprzył inną kobietę. Jeśli tak właśnie sprawy się miały, to Mark na pewno nie podpalił barki, zanim opuścił pokład. Banks przypuszczał, że jedną z ofiar odnalezionych przez strażaków była właśnie Tina, nie miał jednak pewności, a w związku z tym za żadne skarby nie zamierzał poinformować Marka o jej śmierci, dopóki się nie dowie, co chłopak robił w momencie podpalenia. I dopóki nie uzyska pewności, czyje to zwłoki.

      – Chodziło mi o to, czy ktoś jeszcze mieszkał z wami na tej barce.

      – Nie, tylko ja i Tina.

      – I nie widziałeś jej?

      Mark pokręcił głową, po czym otarł nos wierzchem dłoni.

      – Jak długo tu mieszkaliście?

      – Około trzech miesięcy.

      – Gdzie spędziłeś dzisiejszą noc, Mark?

      – Już mówiłem. Byłem z kimś.

      – Musimy wiedzieć, kto to jest i gdzie mieszka.

      – Dziewczyna, Mandy. Nie znam nazwiska. Mieszka w Eastvale. – Podał adres, a Annie go zanotowała.

      – O której do niej dotarłeś?

      – Poszedłem do pubu, w którym ona pracuje, George and Dragon, niedaleko uczelni. Byłem tam tuż przed zamknięciem, chyba za kwadrans jedenasta. Potem poszliśmy do niej.

      – Jak dotarłeś do Eastvale? Masz samochód?

      – Żartuje pan? Przy drodze można złapać autobus. Odjeżdża o wpół do jedenastej.

      Jeśli Mark mówi prawdę, a jego alibi potwierdzi kierowca autobusu i ta dziewczyna, to nie mógł wywołać pożaru. Gdyby ogień podłożono przed dziesiątą trzydzieści, z drewnianych barek nie zostałoby nic do pierwszej trzydzieści, kiedy Andrew Hurst zgłosił, że się pali.

      – O której tu wróciłeś? – kontynuował przesłuchanie Banks.

      – Nie wiem. Nie mam zegarka.

      Banks zerknął na przegub jego dłoni. Chłopak mówił prawdę.

      – Która mogła być? Dwunasta? Pierwsza? Druga?

      – Później. Wyszedłem od Mandy około trzeciej według jej budzika.

      – Jak wróciłeś? W nocy chyba nie ma autobusów?

      – Na piechotę.

      – Dlaczego nie zostałeś na noc?

      – Martwiłem się o Tinę. Jak jest po wszystkim… no wie pan, to człowiekowi zaczynają przychodzić do głowy różne myśli, nie zawsze dobre. Nie mogłem zasnąć. Miałem kiepski nastrój, czułem się winny. Nie


Скачать книгу
Яндекс.Метрика