Odyssey One: W samo sedno. Evan CurrieЧитать онлайн книгу.
Orbita planetarna Ranquil
Komandor Stephen „Stephanos” Michaels stał w drzwiach wspólnego pomieszczenia Archaniołów, przyglądając się dziewiątce ludzi siedzącej w środku. Nie licząc Paladyna i jego skrzydłowej, porucznik Samuels, która udała się do centrum monitorowania, cała grupa była obecna. Po stratach, jakie odniosła flota, otrzymali pozwolenie na przywrócenie eskadry do poprzedniego stanu, ale obecny skład Kongresu nie wyraził zainteresowania powiększaniem sił.
Podczas wojny Archanioły służyły jako specjalne jednostki operacyjne, zapuszczając się z misjami na bardziej niebezpieczne terytoria i dalej niż jakiekolwiek inne grupy powietrzne Narodów Zjednoczonych. W świecie najnowszych technologii praktycznie w ciągu jednej nocy ich wyprawy zyskały miano legendarnych. Główne kanały informacyjne nadawały kolorowe programy dokumentalne o wysokiej rozdzielczości, często holograficzne, bazujące na zapisach z ich komputerów pokładowych.
I choć nawet Stephanos, który był wielkim zwolennikiem Archaniołów, nie ośmieliłby się stwierdzić, że eskadra stanowiła coś więcej niż tylko jeden z trybików w mechanizmie, który ostatecznie wygrał wojnę, to dla opinii publicznej szybko stali się symbolem zwycięstwa.
Jednak od czasu wojny Steph na własnej skórze przekonał się, że jako symbole zwycięstwa byli pierwsi w kolejce do wysłania poza zasięg mediów. Nie miał nic przeciwko zadaniu, jakie mu przydzielono na pokładzie „Odysei”, choć miało ono głównie na celu zabranie jego i zespołu sprzed kamer. W trakcie ostatniej misji udowodnili, że Archanioły potrafią stanąć do walki na o wiele większą skalę, niż przewidywano.
Mimo to utrata Flary i dwóch innych Archaniołów, którzy oddali życie, bolała. Latali razem od kilku lat, a Steph przez jakiś czas miał wrażenie, że stracił własną rękę.
Teraz miał w załodze dwóch kompletnych żółtodziobów i Jennifer Samuels.
„Jen przynajmniej zasłużyła na swoje skrzydła” – pomyślał. Zestrzeliła trzy maszyny podczas ostatniej walki w tym systemie, co było wielce imponującym dorobkiem w tej szczególnej bitwie. W dalszym ciągu mieli parę osób, które musiały zaprawić się w bojach. Choć świetnie radziły sobie podczas treningów, stale musiał mieć na nie oko.
„Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak musiał się czuć Eric” – pomyślał w roztargnieniu. „Praktycznie co sekunda przydzielali nam po trzech, czterech nowych ludzi”.
Widocznie czasy się zmieniają. Być może taka była prawda, lecz teraz musiał się martwić o to, by wszystko działało jak dawniej.
PLANETA RANQUIL
Dyskusja przedłużyła się bardziej, niż się spodziewał, ale dla Erica czas mijał szybko. Opowieść, jakiej wysłuchał, była zupełnie jak jedzenie, miasto i wszystko inne w świecie, który aktualnie zamieszkiwał.
Na wiele sposobów ten świat był znajomy i jednocześnie na tyle obcy, że kapitan musiał się zastanowić za każdym razem, gdy o nim myślał. W historii było coś, co sprawiało, że czuł się… zagubiony i przerażony, bardziej niż kiedykolwiek w dzieciństwie. W dorosłym życiu bał się niezliczoną ilość razy, ale od lat nie miał tak wielkiego poczucia straty.
– Jak już wspominałem, kapitanie – dokończył Rael, zdając się nie zauważać zamyślenia Westona – przysięga i otaczająca ją legenda są dość… złożone. Przypuszczalnie łamiący przysięgę byli grupą, która nie chciała dostosować się do życia narzucanego przez poglądy Kolonistów.
– Konflikty religijne doprowadziły do licznych rozłamów społeczeństw – odparł Eric, myśląc o tym, co powiedział mu admirał. – Najbliższy tego przykład to założenie północnoamerykańskich kolonii, z których pochodzę. Część ludzi trafiła tam, aby uniknąć prześladowań religijnych w swojej ojczyźnie.
Rael wzruszył ramionami, wzdychając.
– Nie wiem, jak duże były te „prześladowania”, gdyby legenda ostatecznie okazała się prawdą, ale z pewnością nie uniknięto by pewnych tarć. Nawet dzisiaj ci, którzy nie postępują według zasad przysięgi, często uświadamiają sobie, że żyją… w niezgodzie ze społeczeństwem.
– Religie mają właśnie to do siebie – przyznał Eric, a potem wzruszył ramionami. – Właściwie, jak się głębiej nad tym zastanowić, to ludzie również.
Rael zaśmiał się cicho, upijając kolejny łyk.
– W rzeczy samej. Wiele naszych kolonii zostało stworzonych przez ugrupowania o nieznacznie różniących się poglądach. Na przykład moja.
– Nie pochodzi pan z Ranquil? – spytał Eric.
Admirał uśmiechnął się, słysząc, jak kapitan masakruje nazwę planety, a potem potrząsnął głową.
– Nie. Wstąpiłem do służby w młodym wieku, podróżowałem po koloniach, a nawet zbadałem kilka nowych systemów, by sporządzić analizy. Gdy groźba w postaci Drasinów pojawiła się kilka miesięcy temu, zostałem wybrany przez centralny komputer do służby w lokalnych siłach obronnych. Jako admirał.
Usta Tannera wykrzywiły się nieznacznie, gdy wypowiedział swój stopień, po czym wzruszył obojętnie ramionami.
– Teraz przynajmniej mamy jakieś siły, którymi można dowodzić.
Eric pokiwał rzeczowo głową, dostrzegając szansę, by dowiedzieć się czegoś o tym, co otrzymał w rozkazach.
– Wspomniał pan o centralnym komputerze… Muszę przyznać, że nie jestem pewien, czy dobrze to rozumiem.
Tanner zamrugał, marszcząc nieznacznie brwi.
– Czego dokładnie pan nie rozumie?
– Czy to w ten sposób rządzi się pańskimi ludźmi?
Rael Tanner musiał pomyśleć przez chwilę.
– Nie jestem pewien, czy określiłbym to właśnie w ten sposób. Komputer centralny jest skarbnicą wiedzy, ale nie wydaje rozkazów. Może ewentualnie coś zasugerować, czasami z wielkim entuzjazmem.
Eric nie bardzo rozumiał, jak „entuzjazm” i „komputer” mogą zostać użyte w jednym zdaniu, ale przypuszczał, że mogła to być przenośnia. Ograniczył się do kiwnięcia głową.
– Skarbnicą wiedzy? Można wiedzieć, jak wielką? Pytam z ciekawości.
– Obawiam się, że nie znam odpowiedzi na to pytanie – przyznał Rael. – Dostęp do komputera jest w dużej mierze ograniczony, nawet dla mnie. Mogę mieć wgląd do ogromnej ilości informacji – większej, niż kiedykolwiek byłbym w stanie przyswoić – ale nie potrafię powiedzieć, jak dużo ich jest. System jest bardzo stary, starszy od naszej historii lotów kosmicznych.
Eric zaniósł się kaszlem, krztusząc się drinkiem.
– Czy… – odkaszlnął ponownie – nie wspominał pan czasami, że ta historia sięga piętnastu tysięcy lat wstecz?
Tanner pokiwał głową, lekko rozbawiony jego reakcją.
– Owszem, wspominałem.
Eric utkwił w nim zszokowane spojrzenie.
– Chce pan powiedzieć, że wasz system ma piętnaście tysięcy lat i nadal działa?
– Och, nie. – Rael uśmiechnął się. – Jest znacznie starszy.
Eric zamrugał zaskoczony i ostrożnie odstawił szklankę.
– System musi być chyba nowszy… Jakieś modyfikacje…
– Nie. System nigdy nie był zmieniany. – Rael pokręcił