Przejęcie. Wojciech ChmielarzЧитать онлайн книгу.
nikogo, czyj opis pasowałby do naszego klienta.
– A co się mówi na mieście?
Mortka wskazał na Suchą. Policjantka wyprostowała się na krześle i położyła dłonie na blacie stołu. Zachowywała się, jakby była w szkole i została właśnie wywołana do odpowiedzi.
– Dzwoniłam do naszych wywiadowców i informatorów. Większość z nich nic nie wie o sprawie. A jak już ktoś coś wie, to tylko głupie plotki. Że kogoś gdzieś tam znaleźli. Żadnych wartościowych rzeczy.
– I to wszystko? – zapytał z niedowierzaniem Andrzejewski.
– Wszystko – powiedział Mortka.
– Facet był gejem – dodała Sucha.
Andrzejewski spojrzał pytająco na Mortkę. Komisarz potwierdził skinieniem głowy słowa policjantki.
– No to pięknie – mruknął pod nosem podinspektor. Zmarszczył brwi i zaczął miarowo stukać palcem o własne udo. – Potrzebujesz więcej ludzi? – zapytał.
Mortka pokręcił przecząco głową.
– To nie jest kwestia ludzi. Po prostu nic nie mamy.
– To co zamierzacie?
– Szukać dalej. Do skutku. Facet musiał się skądś wziąć. Musiał mieć rodzinę, przyjaciół, pieska, kotka. Może jutro na coś trafimy, kiedy nasz klient nie pojawi się w poniedziałek w pracy.
– A jeśli to cudzoziemiec? – rzuciła Sucha.
Andrzejewski mimowolnie się uśmiechnął.
– Cudzoziemiec i gej? Ładny syf.
– Pewnie Francuz – mruknęła policjantka.
– Amerykanin – sprostował Mortka.
– Rosjanin.
– O! To by było dobre. Rosyjski gej. I do tego Żyd.
– Który tak naprawdę jest czarny.
– Czarny Żyd? Są tacy? – zdziwił się Andrzejewski.
Sucha kiwnęła głową.
– Czarny rosyjski gej Żyd – wyszeptał podinspektor. Nie żartował. Po jego minie widać było, że już na poważnie rozważa konsekwencje takiego scenariusza. – Takich nie może być wielu. Popytajcie, na pewno ktoś się zorientował, że jednego brakuje.
Wstał z krzesła. Podszedł do drzwi. Nacisnął klamkę i tak zamarł, jakby nagle coś sobie przypomniał.
– Mortka…
– Tak, panie naczelniku.
– Ale znajdziesz coś na jutro?
– Tak – powiedział komisarz. Chociaż sam nie był pewien, czy w to wierzy.
Rozdział 6
Kątem oka dostrzegł, że Andrzejek przyśpiesza. Jezu, jak ten chłopak biegał, jakby miał wiatr w nogach. Bez trudu prześcignął obrońcę, który mógł tylko oglądać jego plecy. Mortka bez zastanowienia przerzucił piłkę na wolne pole. Trochę za mocno, ale Andrzejek i tak zdążył. Nie zdołał jednak opanować futbolówki i w rezultacie zamiast do bramki trafił w słupek. Piłka wyleciała na aut.
– Przerwa! – krzyknął z drugiego końca boiska Marcin, ojciec chłopaków, z którymi przyszli na boisko. Mortka kiwnął głową na znak zgody i ruchami ramion zagonił synów w stronę ławki, gdzie zostawili swoje rzeczy.
Ola zaklaskała kilka razy, uśmiechając się, a potem wyciągnęła z torebki dwie półlitrowe butelki z wodą dla synów. Mortka swoją miał w torbie sportowej. Zanim po nią sięgnął, spojrzał szybko na ekran komórki. Żadnych esemesów, żadnych nieodebranych połączeń. Dochodziła osiemnasta. Jeszcze piętnaście minut, góra pół godziny i będzie wracał na komendę. Do pozostawionego na biurku stosu papierów, do tablicy, na której na przemian z Suchą zapisywali coraz to głupsze pomysły. Do nadziei, że uda im się dostrzec to, co umykało. Jeśli cokolwiek umykało.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.