Fjällbacka. Camilla LackbergЧитать онлайн книгу.
rybak powiedział:
– Nie mogła leżeć w wodzie długo. Jeszcze nie zaczęła wypływać.
Patrik kiwnął głową.
– Tak, mówił mi pan przez telefon. Obejrzyjmy ją.
Martin i Patrik powoli przeszli na koniec pomostu, gdzie cumowała łódź. Dopiero gdy dochodzili, mogli zobaczyć, co leży za burtą, na dnie łodzi. Wciągnięte przez starego ciało dziewczynki leżało na brzuchu. Twarzy nie było widać, tylko splątane, mokre włosy.
– Jest karetka, niech oni ją odwrócą.
Martin przytaknął niewyraźnie. Był bardzo blady, przez co piegi i rudawe włosy wydawały się jeszcze ciemniejsze. Widać było, że ma mdłości. Patrik kiwnął ręką na sanitariuszy. Nieśpiesznie wyciągnęli nosze z karetki i ruszyli w ich kierunku.
– Utonięcie? – Jeden z sanitariuszy pytająco kiwnął głową w kierunku łodzi.
– Na to wygląda – odpowiedział Patrik. – Zobaczymy, co powie patolog. Tak czy inaczej, już nie możecie jej pomóc. Trzeba ją zabrać.
– Tak, wiemy – odparł mężczyzna. – Najpierw ją przeniesiemy na nosze.
Patrik skinął głową. Zawsze był zdania, że w tej służbie najprzykrzejsze są wypadki, w których giną dzieci, a od kiedy sam miał dziecko, znosił to jeszcze gorzej. Serce mu się ścisnęło na samą myśl, że po ustaleniu tożsamości dziewczynki trzeba będzie zawiadomić jej rodziców i przewrócić im życie do góry nogami.
Sanitariusze wskoczyli do łodzi, przygotowując się do przeniesienia ciała na pomost. Jeden z nich obrócił je ostrożnie na plecy. Rozrzucone mokre włosy okalały twarz dziewczynki jak wachlarz. Szklane oczy wpatrywały się w pędzące po niebie ołowiane chmury.
Patrik najpierw odwrócił się, by nie patrzeć. Po chwili jednak niechętnie spojrzał. Jakby mu ktoś ścisnął serce.
– Nie, tylko nie to!
Martin spojrzał ze zdziwieniem, i wreszcie do niego dotarło.
– Znasz ją?
Patrik w milczeniu skinął głową.
Strömstad 1923
Nie odważyłaby się powiedzieć tego głośno, ale czasem myślała, że dobrze się stało, że matka zmarła przy porodzie. Miała bowiem ojca tylko dla siebie. Tymczasem matki, z tego, co słyszała, nie mogłaby tak łatwo owinąć sobie wokół palca. Ojciec natomiast nie potrafił jej niczego odmówić i Agnes wykorzystywała to z całą premedytacją. Życzliwi – część krewnych i przyjaciół – zwracali mu na to uwagę. Wtedy ojciec próbował opierać się jej prośbom, ale w końcu, prędzej czy później, ulegał. Wystarczył widok ślicznej buzi, wielkich oczu i łez spływających po policzkach. Kiedy sprawy zaszły tak daleko, topniało mu serce i córka dostawała, co chciała.
Doprowadziło to do tego, że w wieku dziewiętnastu lat Agnes była bezprzykładnie rozpuszczona. Wielu spośród jej znajomych dodałoby, że jest w niej również coś złego. Głównie dziewczęta poważały się na to stwierdzenie. Chłopcy, jak odkryła Agnes, rzadko zwracali uwagę na cokolwiek innego poza jej piękną buzią, wielkimi oczami i długimi gęstymi włosami. Ojciec dawał jej wszystko, czego zapragnęła.
Ich willa, stojąca na szczycie wzgórza z widokiem na morze, należała do najokazalszych w Strömstad. Została kupiona za pieniądze pochodzące ze spadku odziedziczonego przez matkę, a częściowo z majątku, który ojciec zbił na przemyśle kamieniarskim. Raz niewiele brakowało, a straciłby wszystko. Było to podczas strajku w 1914 roku, gdy kamieniarze wystąpili przeciw wielkim kamieniołomom i firmom kamieniarskim. Przywrócono jednak porządek i po wojnie interes rozkwitł na nowo; także kamieniołom w Krokstrand na przedmieściach Strömstad pracował pełną parą, kierując dostawy do Francji. Agnes nie interesowało, skąd pochodzą pieniądze. Urodziła się majętna, żyła dostatnio. Czy pieniądze pochodzą ze spadku, czy zostały zarobione – nie miało żadnego znaczenia, dopóki mogła kupować sobie biżuterię i piękne suknie. Wiedziała jednak, że nie wszyscy tak myślą. Jej dziadkowie byli wręcz zgorszeni małżeństwem córki. Majątek ojca Agnes był całkiem świeży. Sam musiał do niego dojść, jego rodzice byli wręcz biedni. Nie pasowali do gości zapraszanych na wielkie przyjęcia. Zapraszano ich tylko na skromne spotkania w wąskim kręgu rodzinnym. Ale i te spotkania były krępujące. Biedacy nie umieli się zachować na salonach. Nie było o czym z nimi rozmawiać. Dziadkowie Agnes nigdy nie zdołali pojąć, czym też urzekł ich córkę August Stjernkvist, a raczej Person, bo pod tym nazwiskiem przyszedł na świat. Zmiana nazwiska, jako próba społecznego awansu, nie zwiodła ich. Cieszyli się za to wnuczką. Kiedy córka zmarła w połogu, wręcz ścigali się z zięciem o pierwszeństwo w jej rozpieszczaniu.
– Serce moje, jadę do biura.
Do pokoju wszedł ojciec i Agnes odwróciła się w jego stronę. Od dłuższej chwili grała na stojącym przy oknie fortepianie. Wiedziała, że ładnie wtedy wygląda. Nie była zbyt muzykalna i mimo pobieranych od dzieciństwa kosztownych lekcji z trudem czytała nuty stojące przed nią na pulpicie.
– Ojcze, czy postanowiłeś, co będzie z tą suknią, którą ci pokazałam parę dni temu? – Spojrzała na niego prosząco. Widziała, że ojciec jak zwykle walczy ze sobą, że chce odmówić, ale nie potrafi.
– Kochanie, przecież dopiero niedawno kupiłem ci suknię w Oslo…
– Ale ona jest na podszewce, chyba rozumiesz, że nie włożę jej na zabawę w sobotę, w taki upał.
Czekając na odpowiedź, gniewnie zmarszczyła brwi. Gdyby, czego się jednak nie spodziewała, miał się opierać, zademonstruje drżące usta. W razie czego może jeszcze zacząć płakać. Chyba jednak nie będzie to konieczne. Ojciec wyglądał na zmęczonego. Jak zwykle nie pomyliła się.
– No dobrze, biegnij jutro do sklepu i zamów ją sobie. Pewnego dnia twój stary ojciec przez ciebie osiwieje. – Potrząsnął głową, ale uśmiechnął się, gdy podbiegła do niego i pocałowała w policzek. – Już dobrze, poćwicz gamy. Mogą cię poprosić w sobotę, żebyś coś zagrała. Trzeba się przygotować.
Zadowolona Agnes posłusznie siadła do ćwiczeń. Już widziała te spojrzenia, gdy w blasku świec siądzie przy fortepianie ubrana w nową czerwoną suknię.
Migrena zaczęła z wolna ustępować. Żelazna obręcz wokół czoła nie zaciskała się już tak mocno. Charlotte mogła ostrożnie otworzyć oczy. Piętro wyżej panowała cisza. Jak dobrze. Obróciła się na łóżku i znów zamknęła oczy. Rozkoszowała się tym, że ból ustaje i zastępuje go rozluźnienie, stopniowo ogarniające całe ciało.
Ostrożnie usiadła na brzegu łóżka i rozmasowała skronie. Po ataku migreny były jeszcze nieco obolałe. Wiedziała z doświadczenia, że ten stan potrwa parę godzin.
Na piętrze Albin pewnie jeszcze śpi po obiedzie. Charlotte może z czystym sumieniem poczekać ze wstawaniem. Bóg świadkiem, że potrzebna jej każda chwila odpoczynku. Kilkumiesięczny narastający stres spowodował nasilenie się napadów migreny. Wysysały z niej resztki energii.
Postanowiła zadzwonić do towarzyszki niedoli i zapytać, jak się czuje. Choć jej samej nie było łatwo, martwił ją stan Eriki. Znały się właściwie od niedawna, zaczęły ze sobą rozmawiać, gdy kilkakrotnie wpadły na siebie na spacerach, pchając wózki. Erika z Mają, a Charlotte z ośmiomiesięcznym synkiem Albinem. Gdy odkryły, że mieszkają o rzut kamieniem od siebie, zaczęły się spotykać prawie codziennie. Charlotte coraz bardziej martwiła się o nową przyjaciółkę. Wprawdzie nie znała jej z czasów przed urodzeniem dziecka,