Fjällbacka. Camilla LackbergЧитать онлайн книгу.
nos i dmuchnęła. – Ostatnio mam coś z uszami.
– Ojej… Nie wolno lekceważyć takich rzeczy – odparła Kristina. – Upewniłaś się, że to nie zapalenie uszu? Dzieci, które chodzą do przedszkola, są bardzo częstym źródłem infekcji. Zawsze mówię, że przedszkole to nic dobrego. Ja siedziałam w domu z Patrikiem i Lottą, dopóki nie poszli do gimnazjum. Nie musieli chodzić do przedszkola ani mieć opiekunki i nigdy nie chorowali. Nasz lekarz domowy nie mógł się mnie nachwalić…
Erika przerwała jej ostro:
– Dzieci od tygodni nie były w przedszkolu, więc nie sądzę, żeby to przez to…
– No tak – odparła Kristina, wyraźnie dotknięta. – Ale znasz moje zdanie. Zresztą wiadomo, do kogo przyjdziecie po pomoc, gdy dzieci zachorują, a wy będziecie musieli pracować. Od razu zadzwonicie po mnie – obruszyła się i wyszła, zabierając pranie.
Erika policzyła w myślach do dziesięciu. To prawda, jest bardzo pomocna, nie da się zaprzeczyć. Ale cena często jest bardzo wysoka.
Rodzice Josefa byli już po czterdziestce, gdy nieoczekiwanie okazało się, że matka jest w ciąży. Zdążyli się już pogodzić z tym, że nie będą mieli dzieci, i urządzili sobie życie. Większość uwagi poświęcali swojemu niewielkiemu zakładowi krawieckiemu we Fjällbace. Przyjście na świat Josefa wszystko zmieniło. Cieszyli się z jego narodzin, a radości towarzyszyła świadomość, że ich syn będzie kolejnym ogniwem w historii rodziny.
Josef z czułością spojrzał na ich zdjęcie w ciężkiej srebrnej ramce. Za nim stały zdjęcia Rebecki i dzieci. Kiedyś on był najważniejszy dla swoich rodziców. Tak samo jest teraz z jego dziećmi i rodzina musi się z tym pogodzić.
– Zaraz będzie obiad. – Rebecka zajrzała ostrożnie do gabinetu.
– Nie jestem głodny. Zjedzcie sami – odparł, nie podnosząc wzroku. Miał na głowie ważniejsze sprawy niż obiad.
– Nie mógłbyś usiąść z nami do stołu, kiedy dzieci przyjechały w odwiedziny?
Josef spojrzał na nią zdziwiony. Zazwyczaj się nie upierała. Zirytował się, ale szybko się opanował. Ma rację. Dzieci nie odwiedzają ich już tak często jak dawniej.
– Już idę – powiedział z westchnieniem, zamykając notatnik z zapiskami dotyczącymi projektu. Nosił go stale przy sobie na wypadek, gdyby przyszedł mu do głowy jakiś nowy pomysł.
– Dziękuję – powiedziała Rebecka, a potem obróciła się na pięcie i wyszła.
Josef poszedł za nią. Zdążyła już nakryć w jadalni, na stole stała najlepsza zastawa. Pomyślał, że to ta jej słabość do blichtru i przesady, ale postanowił nie zwracać na to uwagi.
– Cześć, tato – powiedziała Judith, całując go w policzek.
Daniel wstał i uściskał ojca. Josef poczuł się dumny. Szkoda, że jego ojciec nie doczekał wnuków.
– Siadajmy, zanim jedzenie wystygnie – powiedział, sadowiąc się u szczytu stołu.
Rebecka przygotowała ulubione danie Judith, pieczonego kurczaka i purée z ziemniaków. Josef nagle poczuł, że jest bardzo głodny, i zdał sobie sprawę, że nie jadł lunchu. Odmówił błogosławieństwo, Rebecka nałożyła na talerze. Jedli w milczeniu. Josef zaspokoił pierwszy głód i odłożył sztućce.
– Jak tam studia? W porządku?
Daniel kiwnął głową.
– Wszystkie egzaminy w semestrze letnim zdałem z najwyższą oceną. Teraz najważniejsze, żebym jesienią dostał się na jakąś dobrą praktykę.
– A ja jestem bardzo zadowolona z pracy, którą znalazłam na lato – wtrąciła Judith. Oczy jej błyszczały. – Mamo, gdybyś widziała, jakie te dzieci są dzielne. Przechodzą ciężkie operacje, długie naświetlania, wszystko, co tylko można sobie wyobrazić, a mimo to nie narzekają i nie poddają się. Są po prostu niesamowite.
Josef zaczerpnął tchu. Sukcesy dzieci nie były w stanie uśmierzyć jego wiecznego niepokoju. Wiedział, że zawsze mogą się wysilić jeszcze bardziej, zajść jeszcze wyżej. Jego dzieci mają spełnić tyle oczekiwań, zrewanżować się za tyle rzeczy. Musiał dopilnować, żeby dały z siebie wszystko.
– A twoja praca badawcza? Masz na to czas? – Wbił wzrok w córkę i zapał w jej oczach przygasł. Oczekiwała aprobaty, pochwały, ale on uważał, że nie powinien pozwolić dzieciom myśleć, że wystarczy to, co robią. Nie czekając na odpowiedź, zwrócił się do Daniela: – W zeszłym tygodniu rozmawiałem z opiekunem twojego roku. Powiedział mi, że opuściłeś ostatnie dwa dni. Dlaczego?
Kątem oka dostrzegł zawiedzione spojrzenie Rebecki. Trudno. Im bardziej ona pobłażała dzieciom, tym on wyraźniej czuł, że na nim spoczywa odpowiedzialność, że musi nimi właściwie kierować.
– Chorowałem na żołądek – odparł Daniel. – Nie najlepiej by to wyglądało, gdybym w sali wykładowej rzygał do torebki.
– Żarty sobie stroisz?
– Nie, po prostu odpowiadam szczerze.
– Wiesz, że się dowiem, jeśli kłamiesz – powiedział Josef. Sztućce leżały na talerzu. Już mu się odechciało jeść. Nie potrafił się pogodzić z tym, że nie ma teraz nad dziećmi takiej kontroli jak dawniej, gdy jeszcze mieszkały w domu.
– Chorowałem na żołądek – powtórzył Daniel, spuszczając wzrok. Najwyraźniej i jego apetyt opuścił.
Josef wstał.
– Muszę popracować.
Uciekł do swojego gabinetu. Pewnie się cieszą, że sobie poszedł. Zza drzwi dochodziły odgłosy rozmowy i brzęk naczyń. Judith zaśmiała się głośno, radośnie. Słyszał ją tak wyraźnie, jakby siedziała obok. Uzmysłowił sobie, że radość dzieci, ich śmiech, zawsze cichły, gdy się zjawiał. Judith znów się zaśmiała. Poczuł się tak, jakby mu ktoś wbił nóż w serce i obrócił ostrze. Przy nim nigdy się tak nie śmiała. Zaczął się zastanawiać, czy mogło być inaczej, choć nie wiedział, co miałoby być inaczej. Kochał ich aż do bólu, a jednocześnie nie potrafił być takim ojcem, jakiego chcieli mieć. Mógł być tylko taki, jakim go ukształtowało życie, i kochać ich na swój sposób, przekazywać własne dziedzictwo.
Gösta zagapił się na migający telewizor. Na ekranie ludzie chodzili tam i z powrotem, a ponieważ właśnie leciały Morderstwa w Midsomer8, zapewne ktoś został zamordowany. Już dawno zgubił wątek i myślami był zupełnie gdzie indziej.
Przed nim na stoliku stał talerzyk z dwiema kanapkami z kiełbasą. W domu jadał właściwie tylko to. Gotowanie dla samego siebie wydawało mu się bezsensowne i wymagałoby zbyt wiele wysiłku.
Kanapa, na której siedział, była bardzo stara, ale nie miał serca jej wyrzucić. Pamiętał jeszcze, jaka Maj-Britt była dumna, gdy ją przywieźli ze sklepu. Kilka razy przyłapał ją, jak przesuwała dłonią po gładkim kwiecistym obiciu, jakby głaskała kotka. Przez pierwszy rok prawie mu nie pozwalała na niej siadać. Ale dziewuszce wolno było i skakać po niej, i zjeżdżać jak ze zjeżdżalni. Maj-Britt z uśmiechem trzymała ją za rączki, a mała skakała coraz wyżej.
Dziś obicie było zmatowiałe i wytarte, tu i ówdzie pojawiły się spore dziury. W prawym rogu, przy podło kietniku, wystawała sprężyna. Ale i tak zawsze siedział w lewym rogu. Prawy należał kiedyś do Maj-Britt. Tamtego lata wieczorami dziewuszka siadywała między nimi. Nigdy wcześniej nie oglądała telewizji i aż krzyczała z zachwytu,
8
Morderstwa w Midsomer – brytyjski serial telewizyjny.