Эротические рассказы

Fjällbacka. Camilla LackbergЧитать онлайн книгу.

Fjällbacka - Camilla Lackberg


Скачать книгу
na jego barki.

      Otworzył drzwi do dość ponurego pomieszczenia, o ścianach pomalowanych na szaro. Jego wzrok spoczął na Helen. Siedziała zgarbiona przy stole. Potem skinął głową jej siedzącym po obu jej stronach rodzicom.

      – Czy to naprawdę konieczne, żeby przesłuchanie odbywało się w komisariacie? – spytał KG.

      Karl Gustav Persson był przewodniczącym miejscowego klubu Rotary i szychą w miejscowym biznesie. Jego żona Harriet, zawsze zadbana, uczesana i z wymanikiurowanymi paznokciami, nie potrafiłaby powiedzieć, co robi poza pielęgnowaniem urody i działaniem w Stowarzyszeniu Dom i Szkoła. Na wszystkich imprezach występowała u boku męża, zawsze uśmiechnięta i zawsze ze szklaneczką martini w dłoni.

      – Uznaliśmy, że tak będzie najprościej – odparł Leif, dając im do zrozumienia, że temat jest zamknięty.

      To policja decyduje o tym, jak organizuje swoją pracę. Zresztą przeczuwał, że KG będzie próbował przejąć kontrolę nad tą rozmową.

      – Powinniście porozmawiać z tamtą dziewczyną – powiedziała Harriet, poprawiając starannie wyprasowaną białą bluzkę. – Z Marie. Jej rodzina jest po prostu straszna.

      – Musimy porozmawiać z obiema, ponieważ wiele wskazuje na to, że jako ostatnie widziały Stellę żywą.

      – Ale proszę zrozumieć, że Helen nie ma z tym nic wspólnego.

      KG był tak wzburzony, że podskakiwały mu wąsy.

      – My nie twierdzimy, że mają coś wspólnego ze śmiercią tej małej, ale to one widziały ją jako ostatnie. Musimy ustalić przebieg wydarzeń, żeby ująć sprawcę.

      Leif zerknął na Helen. Nie odzywała się, wpatrywała się w swoje ręce. Ciemnowłosa jak jej matka i ładna, dość przeciętną, nierzucającą się w oczy urodą. Wydawała się spięta i ciągle skubała spódnicę.

      – Helen, czy mogłabyś opowiedzieć, jak to było? – spytał miękko, niemal z czułością. Aż się sam zdziwił.

      Helen sprawiała wrażenie przewrażliwionej i wystraszonej, natomiast jej rodzice wydawali się tak zajęci sobą, że zupełnie tego nie dostrzegali.

      Helen zerknęła na ojca, a on skinął głową.

      – Zgodziłyśmy się popilnować Stelli. Mieszkamy niedaleko i czasem się z nią bawimy. Miałyśmy za to dostać po dwadzieścia koron i jeszcze pójść ze Stellą na lody.

      – O której po nią przyszłyście? – spytał Leif.

      – Chyba około pierwszej – odpowiedziała, nie podnosząc wzroku. – Po prostu przyszłam razem z Marie.

      – Marie – prychnęła Harriet.

      Leif podniósł rękę.

      – A więc zaraz po pierwszej – zanotował. Przesłuchanie było wprawdzie nagrywane, ale notując, porządkował myśli.

      – Tak, ale Marie będzie wiedziała lepiej – dodała Helen, wiercąc się na krześle.

      – Kto był w domu, kiedy po nią przyszłyście?

      Leif uniósł dłoń z długopisem i uśmiechnął się do niej. Wciąż na niego nie patrzyła, tylko skubała niewidoczne supełki na swojej białej letniej spódniczce.

      – Jej mama. I Sanna. Właśnie miały wyjeżdżać. Dostałyśmy pieniądze na lody. Stella się okropnie cieszyła. Aż podskakiwała.

      – I od razu poszłyście? Czy zostałyście w obejściu?

      Helen pokręciła głową. Ciemne włosy z długą grzywką opadły jej na twarz.

      – Trochę się pobawiłyśmy na podwórku, skakałyśmy z nią na skakance. Podobało jej się, kiedy trzymałyśmy końce skakanki, a ona mogła skakać. Ale ciągle zaliczała skuchy, więc w końcu miałyśmy dość.

      – I co zrobiłyście?

      – Poszłyśmy z nią do Fjällbacki.

      – Musiało wam to zająć sporo czasu?

      Leif szybko policzył w myślach. Jemu dojście z gospodarstwa Strandów do centrum zabrałoby na pewno dwadzieścia minut. Z czteroletnim dzieckiem trwałoby to znacznie dłużej, bo trzeba by wąchać trawę, zbierać kwiatki, wyjąć kamyk z bucika, potem trzeba by się wysiusiać, wreszcie nóżki by się zmęczyły i nie miałyby siły iść… Tak, przejście stamtąd do Fjällbacki musiałoby trwać nieskończenie długo.

      – Wzięłyśmy wózek – powiedziała Helen. – Taki składany, całkiem mały, jak się go złoży…

      – Pewnie taki parasolkowy – wtrąciła Harriet.

      Leif rzucił jej gniewne spojrzenie.

      – Tak, chyba tak się to nazywa. – Mówiąc to, Helen zerknęła na matkę.

      Leif odłożył długopis.

      – Jak myślisz, ile czasu wam to zabrało?

      Ściągnęła brwi.

      – Dość dużo, bo do szosy prowadzi szutrowa droga i ciężko się pcha wózek. Kółka ciągle się zacinały.

      – A mniej więcej?

      – Może ze trzy kwadranse? Ale nie sprawdzałyśmy, żadna z nas nie ma zegarka.

      – Właśnie że masz zegarek – wtrąciła Harriet. – Tylko nie chcesz go nosić. Ale nie dziwi mnie, że tamta dziewczyna nie ma zegarka. Zresztą nawet gdyby miała, to na pewno kradziony.

      – Mamo, przestań! – Z jej oczu posypały się iskry.

      – Chciałbym, żebyśmy się trzymali tematu – powiedział Leif, patrząc na Harriet.

      Kiwnął głową do Helen.

      – I co było dalej? Jak długo byłyście ze Stellą w Fjällbace?

      Helen wzruszyła ramionami.

      – Nie wiem. Kupiłyśmy lody, a potem usiadłyśmy na pomoście, ale nie pozwalałyśmy Stelli podchodzić do krawędzi, bo ona nie umie pływać, a nie miałyśmy kamizelki ratunkowej.

      – Bardzo słusznie – zauważył Leif. Zanotował, żeby spytać właścicieli budki, Kjella i Anitę, czy zapamiętali dziewczynki i Stellę.

      – A więc siedziałyście na pomoście i jadłyście lody. Co jeszcze robiłyście?

      – Nic, poszłyśmy z powrotem. Stella się zmęczyła i zasnęła w wózku.

      – Czyli w Fjällbace byłyście mniej więcej godzinę. Zgadza się?

      Kiwnęła głową.

      – Wróciłyście tą samą drogą?

      – Nie, bo Stella chciała, żebyśmy poszły przez las. Wysiadła z wózka i poszłyśmy.

      Leif zanotował.

      – Jak ci się zdaje, która mogła być godzina, kiedy doszłyście na miejsce?

      – Nie umiem powiedzieć, ale z powrotem szłyśmy mniej więcej tak samo długo jak w tamtą stronę.

      Leif spojrzał na swoje notatki. Jeśli dziewczyny zjawiły się w gospodarstwie Strandów około pierwszej, pobawiły się jakieś dwadzieścia minut, potem czterdzieści minut szły do Fjällbacki, były tam godzinę, a potem wracały czterdzieści minut, to powinny dotrzeć do domu Strandów mniej więcej za dwadzieścia czwarta. Nie bardzo ufał wyliczeniom Helen, więc zapisał: piętnasta trzydzieści – szesnasta piętnaście, i wziął to w kółko. Nie miał nawet pewności, czy dobrze to obliczył.

      – I co


Скачать книгу
Яндекс.Метрика