W Trójkącie Beskidzkim. Hanna GreńЧитать онлайн книгу.
ochoty. Odeszła, a pan podążył za nią. Czy chodziło o seks?
Zadając ostatnie pytanie, Benita znów spojrzała prosto w twarz rozmówcy, który tym razem wyglądał na kompletnie oszołomionego. Zmarszczył brwi, jakby zastanawiając się nad czymś i nagle w jego oczach błysnęło zrozumienie.
– Przed budynkiem jest kamera, tak? Stąd wiecie, co robiliśmy po wyjściu z lokalu! Nie, nie chodziło o seks. Nie musi mi pani wierzyć, ale naprawdę nie mam zwyczaju nagabywać seksualnie każdej napotkanej kobiety. Jedynym wyjątkiem jest pewna czarnowłosa policjantka, którą chętnie bym ponagabywał! – Uśmiechnął się, dosłyszawszy wymruczane cichutko niecenzuralne określenie, podające w wątpliwość moralność jego matki, i spokojnie kontynuował wyjaśnienie: – Zaproponowałem Kasi, że ją odwiozę do domu, lecz się nie zgodziła. Stwierdziła, że dłużej będziemy jechać do niej, niż ona dojdzie pieszo i zapewne miała rację, bo wystarczy przejść przez parking za pubem, by znaleźć się na nadrzecznej ścieżce, a po pięciu minutach przy budynku, w którym mieszka. Ja poszedłem nie za nią, lecz na parking, bo tam stał mój samochód. Powie mi pani, o co chodzi?
Benita milczała, rozważając, co powinna teraz zrobić. Wyjaśnienia Aleksandra były logiczne i spójne, nie eliminowały go jednak z grona podejrzanych. A może?
– W którą stronę skręcił pan, wyjeżdżając z parkingu?
– W lewo, na Czarny Chodnik. Jak już wspomniałem, wróciłem do domu, a to jest najkrótsza droga.
– No tak… Czyli musiał pan przejechać przed drzwiami lokalu i znaleźć się w zasięgu kamery, prawda? Jakim samochodem pan jeździ?
– Porsche – odpowiedział krótko. – Biały. Podać numery?
– Bardzo proszę.
Zapisawszy na kartce numer rejestracyjny, zadzwoniła do Formana.
– Sprawdź na nagraniu, czy nie pojawia się tam w chwilę po rozstaniu biały porsche, jadący w stronę Wisły. Zanotuj numer… tak, czekam.
Oczekując na odpowiedź, przypomniała sobie jeszcze jeden szczegół wymagający wyjaśnienia.
– Czy pamięta pan kolczyki Katarzyny? Takie długie, przewlekane przez ucho.
Niespodziewanie gospodarz się uśmiechnął.
– Oczywiście, że pamiętam. Podarowałem jej te kolczyki na ostatnie urodziny, bo wiedziałem, że od dawna o nich marzy, a nie może pozwolić sobie na kupno.
– Czy podczas spotkania miała te kolczyki w obu uszach? Niech pan się dobrze zastanowi, to ważne.
– Nie muszę się zastanawiać, wiem, że miała oba. Demonstrowała je, mówiąc przy tym, że zawsze je nosi. Dowiem się wreszcie, jaki jest cel tego przesłuchania?
Herrera zastanawiała się, co odpowiedzieć, gdy zabrzmiał sygnał telefonu. Odebrawszy, słuchała chwilę w milczeniu, wreszcie rozłączyła się i spojrzała na gospodarza ze współczuciem.
– Porsche jest na nagraniu. Dziękuję za udzielone wyjaśnienia i za cierpliwość. Jest mi bardzo przykro, że muszę się panu odwzajemnić złymi wieściami, ale nic na to nie mogę poradzić. Pana kuzynka została wczoraj zamordowana.
Wyraz jego twarzy się nie zmienił i można by pomyśleć, że nie dosłyszał jej słów; jedynie szczęki zacisnęły się mocniej, a dłonie zwarły w pięści. Zdradziły go oczy. Już nie były rozbawione, teraz widziała w nich ból i wściekłość. Milczał. Minęła długa chwila, nim się odezwał.
– Nie mam zbyt wielu krewnych. Została mi tylko siostra, bo matka już nie żyje, a z nielicznego grona kuzynów jedynie Kasia była mi bliska. Inni przyznają się do pokrewieństwa ze mną tylko wówczas, gdy czegoś potrzebują… Jak to się stało? Napad rabunkowy? Gwałt, który przerodził się w morderstwo?
– Nie sądzę – odparła po chwili namysłu. – Nie wiem jeszcze, czy została zgwałcona, ale jeśli nawet, to nie podejrzewam, by to było przyczyną napaści. Proszę mnie nie pytać o nic więcej, nawet tego nie powinnam była mówić.
– To pewnie ten gnój, jej mąż. Mówiła mi, że jej groził. Zajmijcie się nim, bo jak nie, to ja się nim zajmę!
– Proszę się w to nie mieszać! Zapomniał pan, że jeszcze przed chwilą był brany pod uwagę jako potencjalny sprawca? Nie ma pan u nas najlepszych notowań i jeżeli temu mężowi coś się stanie, to, jak pan myśli, kto będzie pierwszym podejrzanym? Niech pan da sobie z tym spokój!
Benita miała w oczach autentyczną troskę, co zauważył mimo bólu i przygnębienia. W dodatku miała rację. Odetchnął głęboko, poskramiając falę gniewu i rozpaczy, a gdy się odezwał, jego głos brzmiał już spokojnie.
– Chcę pomóc. Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie i czekać. Wie pani zapewne, że znam różnych ludzi… takich, którzy z wami nie zechcą rozmawiać. Ze mną porozmawiają i być może dowiem się czegoś, co da wam jakąś wskazówkę, bo widzę, że Rafała nie bierzecie pod uwagę. Dlaczego? Ma alibi?
– Nie wiem, nie rozmawiałam z nim, pojechał do niego ktoś inny. Sprawdzamy go, ale nie uważam, żeby on był sprawcą. Nie pasuje do miejsca zbrodni – wyjaśniła oględnie.
– To znaczy?
– Zdaje się, że to ja miałam zadawać pytania. A zresztą i tak niedługo wszyscy będą o tym mówić, więc nic się nie stanie, jeśli dowie się pan ode mnie. Pańska kuzynka została zabita nad rzeką poniżej parkingu. Znaleziono ją wczoraj rano, a ostatni raz była widziana właśnie w pubie, z panem, stąd moja obecność tutaj.
– Jak ją zabił?
– Jakimś ostrym narzędziem, prawdopodobnie nożem. Nie mam jeszcze opinii patologa, więc to tylko domysł. W każdym razie trafił w serce lub blisko serca. Jedna rana, brak śladów innej przemocy, brak też ran obronnych – zamilkła, a po krótkiej chwili wahania zapytała: – Wie pan, co to znaczy?
– Wiem. Znała zabójcę i mu ufała albo nie znała, lecz uważała, że jego osoba nie stanowi dla niej zagrożenia. Ma pani rację, to nie mógł być Rafał Bielawa. On nie zadałby jej tylko jednego ciosu, no i nie wytrzymałby, żeby jej przedtem parę razy nie przyłożyć. Wiem, że ją bił, a ona to znosiła przez kilka lat, bo ciągle obiecywał, że więcej tego nie zrobi. Wierzyła, że w końcu się zmieni. Całkiem jak Petra – dodał w zamyśleniu.
Ostatnia uwaga zaintrygowała Benitę. Wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi gospodarz coraz bardziej ją fascynował i bardzo chciała dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Czyżby owa Petra była osobą związaną z nim uczuciowo? Może kochanką?
– Co pan powiedział? Jaka Petra?
– Tak mi się skojarzyło. – Aleksander wzruszył ramionami. – Nieważne, to nie ma związku z tą sprawą. Wspomniała pani, że nie jest pewna, czy gwałt istotnie miał miejsce. Jak mam to rozumieć?
– Dokładnie tak, jak mówiłam. Nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi, dopóki nie zapoznam się z protokołem sekcji.
Policjantka nerwowo szarpała pasek torebki. Jak zwykle czuła się rozdarta między obowiązkiem zachowania szczegółów w tajemnicy a chęcią odpowiedzenia na pytania. Tym, których dotknęła żałoba, łatwiej byłoby ją znieść, gdyby mogli poznać prawdę.
Podżorski w milczeniu bawił się pustą już filiżanką, przetrawiając te słowa. Herrera chwyciła torebkę i wstała, nie chcąc dłużej swą obecnością zakłócać pierwszych chwil żałoby. Zauważył ten ruch i przytrzymał ją za rękę.
– Niech pani jeszcze nie odchodzi – poprosił. – Benito, czy pani kogoś podejrzewa? Niech pani opowie, jak zginęła.
Wiedziała, że nie powinna rozmawiać z nim o szczegółach, lecz pełne bólu