Rodzanice. Katarzyna PuzyńskaЧитать онлайн книгу.
nie czuł się tak upokorzony jak następnego dnia, kiedy wytrzeźwiał i wyszedł z domu. Ale może czegoś takiego potrzebował. Kubeł zimnej wody na głowę i marsz na terapię.
No nic. Trzeba będzie zadzwonić do doktora i umówić się znowu. Podgórski chętnie by tego uniknął, ale należało porozmawiać z nim o Michalinie. Może psychiatra powie im coś, co pozwoli szybciej odnaleźć sprawcę.
– Miśka wzięła nawet ten swój koc – powiedziała Bożena, przerywając milczenie. Głos już jej nie drżał. Teraz był głuchy i beznamiętny. – Wszystko wydawało się takie jak zawsze. Skąd mogliśmy wiedzieć, że tym razem stanie się coś złego.
Daniel i Emilia znów wymienili spojrzenia. Przed chwilą zastanawiali się, skąd na ciele zamordowanej dziewczyny znalazł się koc. Wyglądało na to, że nie przyniósł go sprawca, ale sama Michalina.
– Ten swój koc? – podchwyciła Strzałkowska.
– Koc z piwnicy – powiedział z wyraźnym obrzydzeniem Józef. – Miśka dostała go od Bohdana. Nie rozstawała się z nim przez te wszystkie lata.
Bożena chciała chyba coś dodać, ale Józef posłał jej ostrzegawcze spojrzenie, żeby mu nie przerywała.
– Zawsze spała przykryta tym kocem – opowiadał mężczyzna, pociągając się co rusz za kozią bródkę. – Próbowaliśmy jej go zabrać. Myśleliśmy, że przypomina jej o tamtym cierpieniu, ale ona najwyraźniej czuła się z tym kocem bezpieczna. Jakby był tarczą.
Tarcza na niewiele się zdała, skoro Michalina leżała na lodzie martwa, miał ochotę dodać Daniel, ale się powstrzymał. Oschłe komentarze to specjalność Strzałkowskiej. Jej domena.
– A gdzie państwo byli wczoraj wieczorem? – zapytała Emilia.
Nadal twardo trzymała notes w dłoniach. Daniel schował ręce do kieszeni. Palce miał zgrabiałe z zimna. Niebo poszarzało, mimo że był środek dnia. Przez te chmury dziś zmrok zapadnie pewnie wcześniej niż zwykle.
Bożena zerknęła w stronę Józefa, jakby oczekiwała odpowiedzi od niego.
– Wszyscy razem – poinformował po chwili wahania Kaczmarek. – Byliśmy wszyscy razem.
– To znaczy?
– To znaczy wszyscy z Rodzanic – dodała tonem wyjaśnienia Bożena. – My, Żywia Wilk i Anastazja Piotrowska.
– Czego dotyczyło spotkanie? – zapytał Podgórski.
– Rozmawialiśmy o sprzedaży ziemi. Mamy tu pola. Przedtem cała ziemia należała do Rodomiła Wilka, ale jak sprzedawał domy nam i Piotrowskim, to podzielił też pola. Do każdego domu przypisany jest pas ziemi. Oczywiście nigdy jej nie uprawialiśmy. Dzierżawimy je rolnikom z Lipowa, jak pan pewnie wie. Jesteśmy z wykształcenia okulistami, więc nie mamy o rolnictwie najmniejszego pojęcia. Zresztą poznaliśmy się z żoną właśnie na studiach.
Józef zerknął na żonę z uśmiechem. Bożena skinęła lekko głową. Policzki miała zaczerwienione od mrozu.
– Skąd pomysł na sprzedaż? – chciała się dowiedzieć Strzałkowska.
– Po prostu Junior Kojarski zaproponował, że kupi od nas tę ziemię. Chce tam chyba zbudować magazyn. Zdaje się na te noże, co je teraz próbuje sprzedawać. Chyba chce rozwinąć produkcję.
No proszę, przebiegło Danielowi przez myśl. A więc Kojarski pojawia się w sprawie po raz drugi. Co prawda za każdym razem pośrednio, ale jednak. Najpierw nóż jego produkcji znaleziony przy ciele Michaliny, a teraz on sam. Trudno było na razie stwierdzić, jak ten fakt może łączyć się ze śmiercią dziewczyny, ale niczego nie można było wykluczyć.
– Michalina znała Juniora Kojarskiego? – zapytała Emilia.
Znów pomyślała chyba o tym samym, co on. Pomijając wszystkie zaszłości, Daniel naprawdę lubił z nią pracować. Brakowało mu tego przez ostatnie miesiące.
– Nic o tym nie wiem – powiedział Józef Kaczmarek i zerknął na żonę pytająco.
Bożena pokręciła głową bez słowa.
– Skąd to pytanie? – zainteresował się ojciec dziewczyny.
Daniel nie zamierzał mu nic wyjaśniać. Przy odrobinie szczęścia informacja o obecności noża na miejscu zbrodni nie wycieknie, póki nie zechcą, żeby tak się stało. Junior Kojarski był bogaty. Nie ma co się oszukiwać. Stać go było na prawników. Zanim się obejrzą, będzie nimi tak obwarowany, że do niego nie dotrą. Trzeba z nim chociaż porozmawiać, zanim tak się stanie. Postawić go przed faktami i zobaczyć reakcję.
– Chcieliśmy stąd wyjechać – powiedziała ledwo dosłyszalnie matka Michaliny. Po jej policzku znów spłynęła łza. – Mieliśmy stąd wyjechać. Z tych przeklętych Rodzanic. Nie zdążyliśmy. A teraz nasza córka nie żyje. Miśki już nie ma…
Doktor Koterski i jego ludzie właśnie podnosili ciało z lodu. Przez chwilę nikt nic nie mówił. Kaczmarkowie przyglądali się czarnemu workowi szeroko otwartymi oczami.
– Jak długo trwało wczorajsze spotkanie? – zapytał Daniel, kiedy zostali na plaży sami.
Koterski wspomniał, że z powodu niskiej temperatury być może będą trudności z określeniem czasu zgonu. Wszystkie informacje w takim razie były na wagę złota. Bożena twierdziła, że córka zadzwoniła do niej około dwudziestej. Trzeba będzie oczywiście sprawdzić billingi telefonów dziewczyny, ale jeżeli to się potwierdzi, znaczy, że wczesnym wieczorem Michalina jeszcze żyła. Teraz trzeba było określić górną granicę. Jak porozmawiają z Grażyną Kamińską i Agnieszką Mróz, dowiedzą się, o której dziewczyna wyszła ze sklepu. I czy wspomniała cokolwiek o swoich planach na wieczór.
– Zaczęło się po dziewiętnastej. I trwało może dwie godziny. Czyli mogło się skończyć jakoś po dwudziestej pierwszej. Mniej więcej.
– Moim zdaniem raczej trwało do dziesiątej – wtrąciła się Bożena. – A nawet jedenastej. Nie patrzyliśmy na zegarki. Nie byliśmy w nastroju.
Zabrzmiało to trochę dziwnie, ale Podgórski uznał, że nie będzie na razie drążył dlaczego. I tak będą musieli porozmawiać z Anastazją Piotrowską i Żywią Wilk. Może one powiedzą coś więcej na ten temat. Zresztą bez względu na to, o której się rozstali, morderstwa mogli dokonać potem. Jeżeli Michalina była w sklepie o dwudziestej, i tak potrzebowałaby czasu, żeby wrócić do Rodzanic.
Poza tym było mu już naprawdę zimno i chciało mu się palić. Czas było wreszcie zakończyć tę rozmowę.
– Czyli Michalina wyszła w trakcie? – zapytał.
– Miśka nie uczestniczyła w spotkaniu – wyjaśniła Bożena. – Nie interesowały jej takie rzeczy. Była dzieckiem… To znaczy w tym roku miała skończyć dziewiętnaście lat… ale przecież połowę z tego spędziła zamknięta w piwnicy Bohdana.
Józef znów objął żonę. Tym razem przylgnęła do niego, jakby nagle zapragnęła ciepła. Twarz Kaczmarka wyraźnie się rozpromieniła. Nie wydawał się już śmiesznym chudzielcem w okrągłych okularkach. Teraz dało się w nim zauważyć ponurą determinację. Podgórski przyjrzał mu się z zainteresowaniem. Dotąd zupełnie tego w ojcu Michaliny nie zauważył.
– Jak przebiegła ta rozmowa? – zapytała Strzałkowska.
Wyglądało na to, że ona też ma dosyć zimna. Schowała notes. Skrzyżowała ręce i przyciskała je z całych sił do piersi. Przestępowała z nogi na nogę. Śnieg skrzypiał pod jej butami.
– Generalnie chodzi o to, że Anastazja Piotrowska jest przeciwna sprzedaży – wyjaśnił