Ludzkie potwory. Nikki MeredithЧитать онлайн книгу.
dla ogółu społeczeństwa – oczywiście w zakresie typowym dla producenta muzycznego – niż większość z młodych zwolenników Mansona.
Jakobson przedstawił swojego nowego kolegę synowi Doris Day Terry’emu Melcherowi, który z kolei był producentem The Byrds. Tę znajomość Manson uznał za kluczową, ponieważ dostrzegł w niej swoją wielką szansę.
Gregg ostatecznie umówił Mansona na nagranie dema, na którym w tle miała wystąpić Rodzina. Pod koniec 1968 roku jego marzenie o nagraniu płyty przybrało już postać groźnej fiksacji. Słuchając utworów z Białego Albumu The Beatles, doszukał się przesłania, że rewolucja, czyli nosząca nazwę „Helter Skelter” wojna czarnych z białymi, była już u progu, a muzycy z Wysp namaszczali jego, Charlesa, by swoimi piosenkami dał sygnał do jej rozpoczęcia.
Bugliosi przeanalizował w swojej książce wytyczne, które Manson odnalazł w tekstach utworów. Chodziło o kwestie związane z nadchodzącą wojną rasową, takie jak przyczyna i miejsce jej wybuchu czy sam jej przebieg. (Podobnie jak ze wszystkim, co dotyczy Mansona, również wybór nazwy „Helter Skelter” jako hasła rewolucji podlega interpretacjom. Bugliosi i Gentry podkreślają, że „w Anglii […] »helter skelter« stanowi określenie zjeżdżalni w lunaparku”). Według tej koncepcji czarni wygrają walkę, a biała rasa zniknie z powierzchni ziemi. Wyjątkiem będzie Manson i jego Rodzina, gdyż czarni z czasem zorientują się, że do rządzenia społeczeństwem potrzebnych im jest paru białych. Honey Pie to skierowane do Mansona wezwanie, by wyśpiewał światu prawdę, co Beatlesi zawarli w skierowanej do Honey Pie prośbie o „pokazanie magii hollywoodzkiej piosenki”. Z kolei Revolution to wyraz ich oczekiwań, by przekazał wszystkim słowa, które doprowadziłyby do „prawdziwego rozwiązania, […] planu”, jaki „chcieliby poznać”.
Pracując całymi dniami, Manson przygotował materiał na album, który w jego zamierzeniu miał stanowić wyczerpującą odpowiedź na przesłanie, jakie rzekomo skierowali do niego Beatlesi. Melcher zgodził się przyjechać i wysłuchać piosenek. W ramach przygotowań do wizyty kobiety posprzątały dom, skręciły jointy i ugotowały specjalny posiłek. Melcher nigdy się nie pojawił.
Nie ma wciąż zgody co do tego, na ile Manson rzeczywiście wierzył w „Helter Skelter”, niemniej jego rozgoryczenie i frustracja fiaskiem albumu były niezaprzeczalne. Jedną z osób, które uważają, że to nieudana kariera muzyczna stała za morderstwami, jest mąż Sharon Tate Roman Polański. We wspomnieniach z 1984 roku zatytułowanych Roman reżyser napisał, że „wściekłość Mansona płynęła z niezaspokojonych ambicji artystycznych – szukał zemsty na innych za brak talentu i uznania”. Zdaniem reżysera Manson obrał za cel napaści akurat jego dom, ponieważ myślał, że wciąż mieszka w nim Terry Melcher – człowiek, który nie chciał wyprodukować płyty z piosenkami (Polański także uznał je za przeciętne). Morderstwo małżeństwa LaBianców miało w tym wypadku służyć wyłącznie ukryciu rzeczywistych motywów pierwszej zbrodni.
14
Zakochując się w Anne Frank
Musiałam prześledzić przyczyny swojego zainteresowania Catherine Share, by zrozumieć, jak kwestia żydowskości zaważyła na mojej młodości i dlaczego swastyka na czole Mansona okazała się dla mnie aż tak istotna. W pewnym momencie Hitler i Manson, monstra w skali makro i mikro, zlali się w mojej wyobraźni w jedno, a Catherine stałą się mimowolną uczestniczką tego procesu.
Kiedy byłam w liceum, moje żydowskie korzenie determinowały to, kim byłam. Nie chodziło bynajmniej o to, że się nimi afiszowałam, tylko że właśnie tego nie robiłam. Nie wspominałam o tym zwłaszcza koleżankom z najbliższego otoczenia.
Istnieje teoria, że antysemityzm jest silniejszy w Austrii niż w Niemczech, gdyż po II wojnie światowej Austriacy nie chcieli uporać się z tym, jak potraktowali Żydów, przez co wciąż odczuwa się tam jego trujące działanie. Z jakichś przyczyn widzę w tym pewną analogię do wpływu, jaki stłumienie mojej żydowskiej tożsamości, jakkolwiek rozwodniona by ona była, wywarło na mnie w czasach licealnych.
Żydzi stanowią obecnie na tyle otwartą i żywotną składową naszej kultury, że pamięć o wszechobecności antysemityzmu w latach pięćdziesiątych zaczyna się rozmywać. Na uczelniach medycznych i prawniczych, w ekskluzywnych ośrodkach rekreacyjno-sportowych za miastem i klubach towarzyskich wciąż obowiązywał wtedy numerus clausus lub wręcz zakaz wstępu dla Żydów. Również w części bogatszych dzielnic narzucono pewne ograniczenia w tym zakresie. W młodości miałam tego świadomość, choć zarazem wydawało mi się to odległe od realiów życia codziennego. W końcu byłam tylko ćwierćkrwi Żydówką. Moja babcia w dzieciństwie, które przypadło na koniec XIX wieku, wyemigrowała wraz z rodzicami z Rosji. Jej bliscy byli bardzo wierzący, ona sama jednak już jako dorosła osoba nie chciała mieć z religią nic wspólnego, przez co wykluczono ją z rodziny. Została ateistką, anarchistką, wegetarianką i urodziła nieślubne dziecko. Swoją córkę, a moją matkę, posłała do szkoły z przypiętą do ubrania kartką: „Nie dawać dziecku mięsa”.
Już w dzieciństwie zdawałam sobie sprawę z istnienia antysemityzmu. Wiedziałam o Hitlerze i o tym, że Żydów zamykano i mordowano w obozach koncentracyjnych. Do pewnego stopnia zdawałam sobie sprawę z nastrojów antysemickich, ale tylko dlatego, że rodzice rozmawiali o tym ze sobą. Ponieważ moja mama i babcia zwracały się do siebie w jidysz, powinnam była bardziej zanurzyć się w ten świat, ale tego nie zrobiłam. I wtedy zakochałam się w Anne Frank.
Wiosną 1956 roku, kiedy miałam dwanaście lat, a mój brat szesnaście, rodzice zwolnili nas ze szkoły i zabrali w trzymiesięczną podróż po Europie. Taka wycieczka często jest najwspanialszą rzeczą, jaką wspólnie może zrobić rodzina, ale bywa też, że okazuje się kosmiczną katastrofą. Nasza w sumie była zarazem jednym i drugim. Okazała się wspaniała we wszystkich przewidywalnych aspektach – kulturalnym, historycznym, artystycznym, architektonicznym – ale zarazem ujawniła tkwiące w naszej rodzinie patologiczne napięcia. Od samego początku istotnym czynnikiem – zmienną? tematem? obciążeniem? – stały się żydowskie korzenie mojej mamy. Inaczej mówiąc, matka nigdy nie była aż tak żydowska, jak przed tą wycieczką i w jej trakcie. Skutkiem ubocznym było przebudzenie się mojej żydowskości.
Konflikt wybuchł, gdy tata przyniósł do domu kolorową broszurę reklamową mikrobusu Volkswagena, który zamierzał kupić. Mieliśmy odebrać go w Southampton w Anglii, przejechać nim przez trzynaście krajów, kempingując, gdzie tylko to będzie możliwe, a następnie wyekspediować do domu i sprzedać. W tamtych czasach można było na tym zarobić. Zysk miał pokryć koszty użytkowania samochodu w Europie.
Mama sięgnęła po katalog, przekartkowała go i oddała tacie ze słowami: „Nie będę podróżować samochodem wymyślonym przez Hitlera”. Ojciec odpowiedział, że chyba chodziło jej o garbusa, a jeśli nawet, to i tak Hitler go nie wymyślił, tylko co najwyżej wypromował. W odpowiedzi usłyszał, że przecież Volkswagen to nazistowska firma, więc ona w tym aucie będzie bez przerwy myśleć o Hitlerze.
Potem tata przyniósł ilustrowany prospekt Kungsholm – szwedzko-amerykańskiego statku pasażerskiego, na którego pokład mieliśmy wsiąść w Kopenhadze, by dopłynąć do Nowego Jorku. Broszura ta przyprawiła mnie o dreszczyk emocji. Baseny, kina, sklepy z pamiątkami, lodziarnie. Ojciec pokazał matce mapkę jednostki i powiedział, że zaoszczędzimy masę pieniędzy, bo zarezerwował dla nas kabiny wewnętrzne. Mama wybuchła: „Po moim trupie. Moja mama przypłynęła z Rosji pod pokładem – ryknęła z poczerwieniałą twarzą i gniewem w oczach. – Trzecią klasą pod pokładem nie płynę”.
Czasami te dyskusje zaczynały się spokojnie, wręcz żartobliwie, w zależności od tematu. Koniec