Śnieżna siostra. Майя ЛундеЧитать онлайн книгу.
Aha – odpowiedziałem. – Hm... Tak...
Więcej nie byłem w stanie wykrztusić. Nigdy w życiu nie spotkałem kogoś, kto mówiłby tak dużo i tak szybko jak ona. I naprawdę nie było wiadomo, co na to wszystko odpowiedzieć. Nagle zauważyłem, że cały czas wyciąga do mnie rękę, więc szybko ją uścisnąłem.
– Jestem Julian – przedstawiłem się. – Julian Wilhelmsen.
– Dzień dobry, Julianie – odpowiedziała. – Nie masz pojęcia, jak strasznie, niewiarygodnie się cieszę, że cię spotkałam.
– Ee, no, ja... – wydukałem.
– Idziemy? – spytała.
– Dobra – odparłem.
Wybierałem się do domu, ale jeśli Hedvig chciała iść ze mną, nie mogłem powiedzieć nie. Szła obok mnie, podskakując wesoło, i naprawdę wyglądała na strasznie, niewiarygodnie szczęśliwą. Nie pamiętałem, żebym wcześniej widział kogoś tak radosnego.
– Świetnie pływałeś – powiedziała i się uśmiechnęła. – Tam i z powrotem, tam i z powrotem. I do tego strasznie szybko. Jak się tego nauczyłeś? Od jak dawna pływasz? Często trenujesz?
– Tak – odparłem.
– Wyobrażam sobie. To wygląda wprost cudownie, kiedy ktoś płynie tam i z powrotem, przecina wodę jak rekin. Czy często myślisz, że jesteś jak rekin płynący z zawrotną prędkością i polujący na ofiarę, duży, groźny rekin, czy raczej, że jesteś jak zwinny szczęśliwy delfin? Kocham delfiny, ty też? Wyglądają tak, jakby przez cały czas się uśmiechały, zauważyłeś, że delfiny się uśmiechają? Pewnie dlatego, że tak okropnie się cieszą, że potrafią pływać, nie sądzisz? Nie wydaje ci się, że muszą się ciągle uśmiechać, ponieważ są niewiarygodnie szczęśliwe, że potrafią poruszać się w wodzie z taką prędkością?
– No... – odparłem.
– Nie jesteś zbyt rozmowny – zauważyła. – Ale i tak naprawdę bardzo cię lubię, a poza tym jesteś świetnym pływakiem. Zdajesz sobie sprawę z tego, jakie masz szczęście, że potrafisz tak fantastycznie pływać?
– Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem – przyznałem.
– Powinieneś przemyśleć tę sprawę wnikliwie i gruntownie – powiedziała.
I po raz pierwszy zamilkła na krótką chwilę. Nie uśmiechała się. Patrzyła na mnie niemal surowym wzrokiem, jakby chciała, żebym „wnikliwie i gruntownie” przyjrzał się sobie i zrozumiał, jakim jestem szczęściarzem, że umiem tak dobrze pływać. Nagle zrozumiałem.
– A ty... potrafisz pływać? – spytałem.
Milczała, ale jej oczy zaszły łzami.
– Nie.
Wciągnęła powietrze, jakby chciała stłumić płacz.
– To jest moje naj, naj, największe marzenie w całym wszechświecie – odpowiedziała cicho. – Myślę, że byłabym pełniejszym człowiekiem, gdybym umiała pływać.
– Moim zdaniem wyglądasz jak pełny człowiek – odparłem. – To znaczy, jeśli to cię pocieszy.
Nic nie odpowiedziała. Przez chwilę brnęliśmy przez śnieg, aż w końcu doszliśmy do Storgata. Ulica, jak co roku, była udekorowana girlandami z gałęzi świerkowych zwisającymi między domami, a także światełkami i czerwonymi wstążkami. Nagle zrobiło się dziwnie cicho. Zerknąłem na Hedvig. Zadarła głowę i spojrzała na lampki, które świeciły nad nami.
– Na szczęście na świecie jest mnóstwo innych rzeczy, z których można się cieszyć – powiedziała.
– Możliwe – odbąknąłem.
– Na przykład Boże Narodzenie. Czyż święta nie są tak cudne, że człowiek ma wrażenie, iż serce mu zaraz pęknie, a mózg eksploduje?
– Owszem, są całkiem niezłe.
Do niedawna uwielbiałem moment, w którym wieszano świąteczne ozdoby, ale tej zimy nie pamiętam, żebym w ogóle zwrócił na to uwagę, chociaż do świąt został już tylko tydzień. Aż do teraz.
– Całkiem niezłe?! To wszystko, co masz do powiedzenia o Bożym Narodzeniu, najpiękniejszym, najcudowniejszym, najprzyjemniejszym i najwspanialszym okresie w roku?
Spojrzała na mnie niemal ze złością.
– Wiesz, co sobie myślę?
– Ee, nie...
– Myślę, że za dużo pływasz.
Nic nie odpowiedziałem, bo nagle się zezłościłem. Kim właściwie jest ta dziewczyna, która chce mnie odprowadzić do domu i przez całą drogę gada jak najęta? I dlaczego zachowuje się tak, jakby znała mnie na wylot?!
– Pływam tyle, ile chcę – odgryzłem się.
– No jasne – skwitowała.
– A dlaczego ty nie nauczysz się pływać, skoro masz na to tak wielką ochotę? – spytałem.
– Nie twoja sprawa!
Spojrzała na mnie. Z jej oczu znowu trysnęło światło, lecz tym razem bardziej przypominało gniewne błyskawice.
– Dziękuję i smacznego obiadu – powiedziałem.
– Nawzajem i smacznej kolacji – odpowiedziała.
– Przed kolacją zwykle jadam obiad – skomentowałem.
– A co mnie to obchodzi?
– Poza tym uważam, że za dużo gadasz.
– Za to ty nie potrafisz sklecić zdania.
– Do widzenia – powiedziałem.
– Adieu i żegnaj – odparła.
– Idę.
– Świetnie.
I ruszyłem przez śnieg najszybciej, jak umiałem. Co za głupia dziewczyna, pomyślałem. Głupia i do tego gada jak katarynka. I używa tak wielu dziwacznych słów! Nie chcę jej więcej widzieć. Nigdy więcej!
Ale właśnie wtedy usłyszałem za plecami jej głos.
– Julian?
Szedłem dalej. Nie zamierzałem się odwracać.
– Zaczekaj! – zawołała. – Julianie, zaczekaj. Przepraszam!
Przeszedłem jeszcze kilka metrów, ale Hedvig znowu zawołała:
– Nie chciałam, przepraszam!
A potem usłyszałem, że biegnie za mną. Wtedy zatrzymałem się i odwróciłem. Biegła tak szybko, że prawie unosiła się w powietrzu, i kiedy mnie dogoniła, nie mogła złapać tchu.
– Przepraszam, przepraszam, przepraszam! – zawołała.
Nie wiedziałem, jak zareagować. Może ja też powinienem ją przeprosić? Ale nie widziałem