Prawda zapisana w popiołach. Tom 1: Milczenie aniołów. Joanna JaxЧитать онлайн книгу.
a ja głównie przebywam w Warszawie. Wychowuje moje dzieci, więc nie mogę tak nagle jej zostawić i odejść. Nie wiemy, dokąd nas zaprowadzi… – Nie dokończył zdania, bo Nadia odepchnęła go, wstała z łóżka i zaczęła się szybko ubierać.
– Mówiłeś, że to miłość, że oszalałeś na moim punkcie, że nigdy nikt nie zrobił na tobie takiego wrażenia. Tak, mój ojczym cię zniszczy. Ale nie dlatego, że masz trzydzieści lat i żonę, ale dlatego, że złamałeś mi serce.
– Szantażujesz mnie? – zapytał ze złością, ale Nadia widziała po jego minie, że przestraszył się Igora Łyszkina, jej ojczyma i zasłużonego dla Związku Radzieckiego pułkownika NKWD w stanie spoczynku.
– Nie – odparła słodko. – Mówię ci tylko, co będzie. A ty przecież tak bardzo liczysz się z pułkownikiem Łyszkinem. I podziwiasz go. Ciekawe, czy będzie to obopólna sympatia? To wszystko.
Chwyciła torebkę, po czym wyszła z kawalerki Zdańskiego, znajdującej się na MDM-ie, głośno trzaskając drzwiami. Cała trzęsła się w środku i nawet nie potrafiła powiedzieć, dlaczego zachowała się w taki sposób. Nie chciała wymuszonego uczucia Michała, pragnęła, by ją kochał i był z nią.
Pierwszy raz w życiu poczuła coś takiego. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Tak silna, że bez zastanowienia podarowała Zdańskiemu swoje dziewictwo. Nie miała pojęcia, czym ją tak ujął. Wyglądem ekscentrycznego naukowca, któremu wiecznie zsuwały się na nos okulary, czy żarliwą przemową, jaką wygłosił w Pałacu Kultury i Nauki imienia Józefa Stalina, gdzie znalazła się ze swoją klasą, by zwiedzić ten imponujący gmach i wysłuchać jednego z członków Wydziału Młodzieży, Stowarzyszeń i Organizacji Społecznych KC PZPR. Po jego wystąpieniu, okraszonym gromkimi brawami, podeszła do Zdańskiego, przedstawiła się i powiedziała, jak wielkie wrażenie zrobiły na niej jego słowa. Uśmiechnął się do niej i popatrzył jej w oczy. I wtedy wpadła po uszy.
Dowiedziała się, gdzie urzęduje i następnego dnia, po zajęciach w szkole, zjawiła się w jego gabinecie. Zołzowata sekretarka nie chciała jej wpuścić, kazała umówić się Nadii z miesięcznym wyprzedzeniem, ale dziewczyna była zbyt niecierpliwa i postanowiła okłamać wredną asystentkę.
– Ale towarzysz Zdański kazał mi dzisiaj przyjść. Na czternastą. A jest za pięć. Doprawdy nie wiem, co teraz. Pomyśli, że go zignorowałam.
– Nie mam was zapisanej na spotkanie.
– Hm… To nie wiem, co teraz. Towarzysz Zdański może się zdenerwować…
– A w jakiej sprawie towarzysz Zdański was wezwał? – zapytała sekretarka, wnikliwie wpatrując się w dziewczynę z długim warkoczem, ubraną w szkolny mundurek.
– W sprawie społecznej inicjatywy naszego liceum – Nadia brnęła dalej.
Sekretarka przewróciła oczami i kazała jej zaczekać. Zapukała do drzwi gabinetu Zdańskiego, a potem nacisnęła klamkę. Kiedy tylko drzwi lekko się otworzyły, Nadia bezczelnie weszła za sekretarką do środka. Gdyby tego nie zrobiła, zapewne Zdański kazałby ją odprawić z kwitkiem, bo nie było żadnej społecznej inicjatywy i wcale nie była z nim umówiona.
– Dzień dobry, towarzyszu – wypaliła za plecami nieco zdegustowanej sekretarki. – Pamiętacie mnie?
Michał Zdański zmieszał się widokiem Nadii, ale pokiwał jedynie głową, dając do zrozumienia swojej asystentce, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Gdy ta wyszła, Nadia wypaliła:
– Wiesz, że nie możemy się minąć.
Popatrzył na nią wzrokiem będącym mieszaniną zdziwienia i fascynacji.
– Ile ty masz właściwie lat? – wydukał.
– Siedemnaście, ale…
Przerwał jej:
– Jesteś młodziutka. Ja mam prawie trzydzieści, żonę i dwójkę dzieci. I pamiętam jedynie, że masz na imię Nadia.
– Wiem, to głupie. Nie znamy się, ale ja musiałam tutaj przyjść…
Do Nadii nagle dotarło, jak dziecinne było to, co zrobiła. Zapragnęła poznać lepiej Michała Zdańskiego i po prostu wparowała do jego biura ani przez chwilę nie zastanawiając się, co on może sobie o niej pomyśleć.
– Siadaj, napijemy się herbaty i porozmawiamy. – Roześmiał się w ten swój cudowny, absolutnie niepowtarzalny sposób i podniósł masywną słuchawkę telefonu, by poprosić sekretarkę o przyniesienie dwóch herbat.
Rozmawiali przez godzinę. Minęła, jak gdyby była zaledwie chwilą. Nadia zdawała sobie sprawę, że stąpa po cienkim lodzie, nawet po cichu liczyła, iż spotkanie z uroczym partyjnym idealistą nieco ostudzi jej mrzonki o miłości od pierwszego wejrzenia, ale ta godzina spędzona z nim w jego gabinecie jedynie pogorszyła sytuację. Wpadła jak przysłowiowa śliwka w kompot. Zdańskiego chyba również zauroczyła piękna licealistka, bo sam zaproponował kolejne spotkanie. Tym razem w kinie.
Różnica wieku między nimi nie rzucała się zbyt mocno w oczy. On wyglądał młodo jak na swój wiek, Nadia nieco poważniej, niż można byłoby się spodziewać po jej metryce. Oboje wpadli w sieć Amora tak skutecznie, że zapomnieli o żonie Michała, która czekała na niego w Łodzi, i dwójce słodkich brzdąców, tęskniących za swoim tatą. Nadia nie potrafiłaby sobie przypomnieć ani tytułu filmu, na który się wtedy wybrali, ani jego fabuły. Siedziała niemal jak sparaliżowana obok człowieka, który zrobił na niej tak ogromne wrażenie. Czuła jego ciepło, zapach i z każdą minutą była coraz bardziej odurzona swoim wyidealizowanym uczuciem.
Zanim skończyła się Polska Kronika Filmowa, już pieścił jej dłoń. Każde dotknięcie Michała sprawiało, że czuła mrowienie na ciele i przez cały film marzyła, żeby ją pocałował. Jej doświadczenia z chłopcami były dość mizerne, miała za sobą kilka soczystych całusów i nic więcej. Nie miała pojęcia o seksie, o przyjemności, jaką czerpie się z cielesnych kontaktów. A jednak, gdy Michał bawił się jej palcami, muskał wewnętrzną stronę dłoni czy pieścił jej nadgarstek, była gotowa bez mrugnięcia okiem posunąć się o wiele dalej.
I w końcu ją pocałował. W ciemnej bramie kamienicy, obok której przechodzili, wracając z kina. Była zima, ciemność zapadała dość szybko, więc nie musieli obawiać się, że każdy przechodzień zobaczy ich w namiętnym uścisku. Nie chciała, by odwiózł ją do domu. Bała się natknąć na kogoś z rodziny albo jakiegoś sąsiada, który zapewne doniósłby matce i ojczymowi, że widział ją idącą za rękę z jakimś mężczyzną. Michał był jej tajemnicą. Grzeszną i słodką.
W domu unikała spojrzeń matki i Igora. Na szczęście jej przyrodni bracia skutecznie odwracali uwagę od jej osoby. Obaj wchodzili w wiek buntu, obaj byli uparci i rodzice mieli z nimi miliony problemów. Najgorsze było to, że niezbyt się lubili i dochodziło między nimi do ciągłych konfliktów. Tak jakby byli zazdrośni o uwagę matki i ojca. Grześ był prawowitym synem Łyszkinów, Karolek zaś stracił rodziców i został przysposobiony przez swoją ciotkę i jej męża. Może przez ten fakt wciąż wydawało mu się, iż jest gorzej traktowany niż Grzesiek. Nadia uważała, że nie jest to prawdą. Wręcz przeciwnie, Karolowi więcej uchodziło na sucho, bo jak twierdziła jej matka, miał trudne dzieciństwo i stracił oboje rodziców. Chłopak źle się uczył, wagarował, był pyskaty i krnąbrny, jednak matka nie pozwalała Igorowi Łyszkinowi, by zbyt surowo karał swojego podopiecznego. Grzesiek, którego ojciec nie oszczędzał, czuł się wówczas niesprawiedliwie traktowany i wyżywał się za to na swoim przyrodnim bracie. Tamten nie był mu dłużny i w domu wciąż wybuchały awantury.
Nadią