Jezioro Ciszy. Inni. Anne BishopЧитать онлайн книгу.
oczną, prawdopodobnie mój mózg zdecydował, że skoro już ktoś zdjął ze mnie ten problem, może przestać funkcjonować na wysokich obrotach i zacząć się cieszyć miniatakiem paniki.
– Niewiele drapieżnictwa – powiedział Grimshaw, przyglądając się ciału. – Chyba nie leży tu zbyt długo.
– Aggie powiedziała, że gałka oczna zaczęła się robić miękka. To dlatego chciała ją podgrzać. Oko robi się miękkie dopiero po jakimś czasie, prawda?
Patrzyłam, jak zakłada okulary. Po chwili ponownie odwrócił się w moją stronę.
– Aggie to pani lokatorka? – Lodowaty Głos.
Kiwnęłam głową, zadowolona z tego, że nie widzę jego oczu. Wszystko we mnie się trzęsło, gdy nastawiałam się na to, że Lodowaty Głos zamieni się w Walący Głos.
– Naprawdę muszę z nią porozmawiać – dodał.
Moje drżące wnętrzności przetłumaczyły jego Oficjalnie Grzeczny Głos jako bardziej zachęcający niż przerażający, wskazałam więc znajdującą się nade mną gałąź.
– Bardzo proszę.
Poruszył głową, dlatego założyłam, że patrzy w górę. A potem się odwrócił i usłyszałam, jak mówi:
– Cholera. – Słowo to było tak ciche, że przypominało tchnienie.
Aggie rozpostarła skrzydła w geście, który mógł być przepraszający, i zakrakała nieśmiało.
Grimshaw wyciągnął komórkę i wybrał jakiś numer. Kolejne minuty przypominały scenę z serialu telewizyjnego, w której policjant potrzebuje wsparcia i prosi o przysłanie karetki oraz transport zwłok.
Nie zdążył do końca wyjaśnić sytuacji, gdy w stronę ciała pofrunęło siedem ptaków. Wylądowały blisko niego, mimo że Grimshaw machał ręką, by je odpędzić.
– To twoi przyjaciele? – spytałam, patrząc w górę na Aggie.
– Kra.
– Panie policjancie…
– Słyszałem.
Jasne. Już zwykłe wrony byłyby dostatecznie dużym problemem, gdyby chciało się uniknąć utraty kolejnych fragmentów ciała. Ale Wronia Straż? Oznaczała potencjalne fiasko PR-owe dla wydziału policji – i każdej innej ludzkiej służby, na pracę której wpływ mogliby mieć terra indigena, których nie da się odpędzić od bufetu.
A może to nie ciało było tak intrygujące? Zobaczyłam jakiś złoty połysk. Zegarek na nadgarstku martwego człowieka. Wyglądał tak, jakby ktoś zamierzał go zdjąć, lecz nie zdążył. Czyżbyśmy komuś przeszkodzili?
– Muszę zostać z ciałem do czasu, aż przyjedzie tu jednostka z wydziału kryminalnego – powiedział Grimshaw. – Trafi pani do domu?
– Pewnie.
– Znajdzie pani drogę powrotną?
Czyżby nie ufał mojej orientacji w terenie?
– Kra.
Przynajmniej Aggie była pewna, że zaprowadzi nas z powrotem do budynku głównego.
Bardzo proszę, Oficerze Mądralo.
Cofnęłam się ścieżką, dość pewna, że uda mi się zniknąć z jego pola widzenia, zanim się zgubię.
– Pani DeVine?
Pod wpływem jego głosu zatrzymałam się, ale się nie odwróciłam.
– Tak?
– I tak będę musiał porozmawiać z panią i pani lokatorką. Proszę nigdzie nie wyjeżdżać.
Tak jakbym była w stanie gdzieś wyjechać – przecież zablokował mi tym swoim samochodem jedyną drogę z domu. A jakoś nie widziałam siebie uciekającej przed wymiarem sprawiedliwości na rowerze. Poza tym jedyne, co zrobiłam, to zgłosiłam znalezienie ciała. W jakie kłopoty mogłabym przez to wpaść?
ROZDZIAŁ 4
Przyglądał się trzem mężczyznom, których wezwał na to późnowieczorne spotkanie. Dwaj z nich byli najważniejszymi członkami klubu, mężczyznami, którzy wiedzieli, jak zawrzeć umowę i trzymać się jej tak długo, aż się opłaci. Byli też długoletnimi przyjaciółmi, a on pracował z nimi nad kilkoma bardzo lukratywnymi projektami. Trzeci mężczyzna miał pieniądze i porządne rodowe nazwisko. Był jednak trzeciorzędnym intrygantem, który uważał się za geniusza i sądził, że potrafi przemawiać na tyle dobrze, by inni ludzie również uwierzyli, że jest geniuszem – dopóki nie zaczęli się przyglądać zawartym przez niego umowom. Wtedy stawało się jasne, że jego sukces zależał od jakiejś wielkiej ryby pływającej w bardzo małym stawie.
Normalnie taki człowiek nie zostałby włączony w interesy na taką skalę, ale w tym przypadku to właśnie ten głupiec posiadał papiery na aktywa, których pragnęli – aktywa, których jego rodzina nie wykorzystała od wielu dekad. Tyle że głupiec nie miał już tych papierów i zapomniał wspomnieć o tym szczególe, zanim pozostali przeszli do konkretów i nie mogli już go wykluczyć, nie niszcząc swojej reputacji w oczach pozostałych członków klubu.
To przez ów zapomniany szczegół znaleźli się w sporych tarapatach.
– Franklin Cartwright nie żyje – powiedział ostro i ze złością.
– Ktoś go zamordował? – spytał głupiec z nadzieją.
– Zabił. Moje źródła potwierdziły, że nie mógł tego zrobić człowiek.
– Czy zanim zginął, otrzymał dokumenty, których potrzebujemy? – spytał najstarszy mężczyzna. Miał siwe włosy, mocną budowę ciała i był o dekadę starszy od reszty mężczyzn zaangażowanych w ten układ.
– Nie, ale inne źródło dopilnuje, żeby dokumenty były niedostępne dla nikogo, kto może ich potrzebować.
Najstarszy mężczyzna kiwnął głową.
– Jeśli ta suka nie będzie umiała udowodnić, że to ona jest właścicielką tego kapitału…
– Będziemy mieli więcej czasu. – Przyjrzał się głupcowi. – Dlaczego spytałeś, czy Cartwright został zamordowany? Myślisz, że mogłaby to zrobić twoja leniwa była żona?
– Nie… – Głupiec machał ręką. – Ona jest tchórzem. Wystarczy podnieść głos i zrobi, co się jej każe.
Spojrzał na dwóch mężczyzn, których uważał za przyjaciół.
– Nie uda się oskarżyć jej o morderstwo, ale zadzwonię do jednego z naszych wspólników, który jest teraz na miejscu. Zobaczymy, czy uda mu się przekonać tchórzliwą byłą, żeby wzięła na siebie odpowiedzialność za śmierć Cartwrighta.
Wszyscy uznali to za wspaniały pomysł. Ponieważ wiedział, że głupiec pójdzie do domu i opowie swojej nowej żonie o szczegółach tajnego spotkania, nie powiedział nic więcej, mimo że tak się złożyło, że nowa żona była jego kuzynką. Poczekał, aż pozostali mężczyźni opuszczą budynek, zanim zadzwonił do współpracowników, którzy przebywali obecnie w Sprężynowie.
ROZDZIAŁ 5
Następnego ranka Grimshaw zaparkował radiowóz przed komisariatem policji w Sprężynowie i przyjrzał się budynkowi. Z zewnątrz wyglądał bardziej jak sklep, który czasami jeszcze działał, ale był zaniedbany, bo nie przynosił właścicielowi odpowiednich dochodów.
Biorąc