Zastępcza miłość. Beata MajewskaЧитать онлайн книгу.
– Cholera. Nie idzie.
– Mówiłam, że trzeba drucikiem.
– Skąd mam tu wziąć drucik? Na litość...
– W łazience jest przybornik krawiecki. – Przypomniała sobie. – Może igłą?
– Okej. Siadaj. – Wskazał jej łóżko. – Zaraz przyniosę.
Niestety, problem tkwił nie tylko w urwanym fragmencie suwaka. Cały zamek się zaciął i żeby go otworzyć, Diamond nieźle się przy tym nabiedził.
– Już? – spytała Julia.
– Jeszcze chwila. – Powoli zsuwał zamek w dół. – Minuta i będziesz wolna.
Przeliczył swoje umiejętności. Uparty suwak nie chciał go słuchać. Julia poradziła użyć kostki mydła, ale takiego nie było, więc spróbował woskiem ze świecy zapachowej, również znalezionej w łazience. I to było to.
– Już? – Ofiara czerwonej kiecki wyraźnie się niecierpliwiła.
– Już prawie. – Diamond dotarł do linii szwu sukienki tuż nad wcięciem w talii i spojrzał krytycznie na pole bitwy o wyzwolenie z upartego ubrania. – Spróbuj zdjąć.
– Idę do łazienki.
Skryła się tam, podniosła brzeg sukienki i...
ROZDZIAŁ 4
„Jezu, zaraz zwariuję!” – pomyślała Julia, usilnie próbując wciągnąć na siebie sukienkę z powrotem. Niestety, utknęła. Najwidoczniej jakaś nitka zahaczyła o zapięcie biustonosza i teraz biedna dziewczyna tkwiła w pułapce. „No pięknie” – nawet nie chciała myśleć, jak głupio musi wyglądać z sukienką naciągniętą na głowę i górę tułowia, za to z majtkami na wierzchu. „Ja pierdolę!” – zaklęła w duchu, bo sytuacja przedstawiała się tragikomicznie.
– Diamond! – krzyknęła, żeby mógł usłyszeć jej głos stłumiony podwójną warstwą tkanin.
– Tak?!
– Mógłbyś tu przyjść?!
– Jesteś pewna? – Zaśmiał się głośno.
– Tak! – wrzasnęła, a do siebie dodała cicho: – Jestem absolutnie pewna, że zaraz mnie trafi.
– O! Co my tu mamy? Tulipan? – Z rozbawieniem spojrzał na obie ręce Julii wystające u góry kielicha stworzonego z sukienki. Zażartował, ale nie było mu całkiem do śmiechu. Nawet ślepy mnich zauważyłby kształtne i szerokie biodra, kontrastującą z nimi wąziutką talię oraz płaski brzuszek pokryty delikatnym blond meszkiem tuż nad linią białych koronkowych fig.
– Jezu! Wyjmij mnie! – Z wrażenia Julia zapomniała właściwego czasownika.
– Nie jestem Jezusem, ale się postaram – powiedział, czując znajomy ucisk w okolicach rozporka spodni.
– Wypieprzę ją na śmietnik! I to zaraz! – wrzasnęła Julia, kiedy nareszcie udało się zdjąć kłopotliwą kieckę, przy okazji pozbawiając dziewczynę kilkunastu włosów wplątanych w zamek.
– Mnie się podobała. – Diamond wyszczerzył zęby. – Teraz też jest nieźle. – Bezwstydnie taksował Julię wzrokiem.
– Możesz się przymknąć? – spytała przez zaciśnięte zęby. Była naprawdę zła, a gdy odruchowo spojrzała w lustro, poczuła, że jeszcze moment i naprawdę ją trafi. Jej twarz pokryła się taką samą czerwienią, jaką miała sprawczyni nieszczęścia, naelektryzowane włosy zupełnie się rozsypały, ale nie to było najgorsze: biustonosz pod wpływem szamotaniny przesunął się w górę i obnażył w połowie małe jędrne piersi Julii. – O Jezu. – Natychmiast je zakryła i spanikowana spojrzała na Diamonda.
Zaśmiał się w kułak.
– Bez wątpienia jesteś katoliczką. Co chwilę wzywasz Jezusa. Częściej niż mnie. Czuję się pomijany.
– Lepiej daj mi jakiś szlafrok – warknęła, wpatrując się w niego wściekle. Miała wrażenie, że powietrze między nimi drga i iskrzy, bo jest tak pełne napięcia.
– Szlafrok? A po co? – Rozciągnął usta od ucha do ucha.
– Diamond!
– Już. – Otworzył łazienkową szafę i wyjął stamtąd gruby płaszcz kąpielowy. – Może być?
– Daj. – Julia wyciągnęła rękę i nagle ich dłonie się spotkały, a między palcami przeskoczył ładunek elektryczny. Udała, że tego nie zauważyła, lecz ta drobnostka jeszcze bardziej wyprowadziła ją z równowagi. Nie była głupia, ślepa też nie. Jak na złość jej wzrok znów uparcie powędrował ku podbrzuszu Diamonda, przysłoniętym cienką dzianiną dresowych spodni. Przycisnęła szlafrok do twarzy i wykrztusiła: – Twój penis...
– Coś z nim nie tak? – Zerknął kontrolnie.
– Stanął ci.
– Nie da się ukryć – odparł niezrażony. – Masz jakiś pomysł?
– Daj mi spokój – wymamrotała spomiędzy zwojów białej frotté. – Nie licz na mnie – doprecyzowała, żeby nie miał wątpliwości. Chociaż on, bo w jej głowie szalał milion sprzecznych myśli i pragnień.
– Bez obaw. Włos ci z głowy nie spadnie.
– Już spadł. I to niejeden. – Przypomniała sobie ból wyszarpywanych kosmyków.
– Chodźmy stąd, okej?
– Okej.
– Odwracam się, a ty założysz szlafrok.
Wrócili do pokoju, Julia siadła na łóżku okutana płaszczem po same końce czerwonych uszu, Diamond natomiast nalał sobie pół szklanki whisky i dopiero po chwili przysiadł naprzeciwko dziewczyny.
– Jest problem?
– Jaki problem? – Julia spojrzała tęsknym wzrokiem na nieroztopione kostki lodu z resztką alkoholu.
– Chciałabyś, ale się boisz – postawił diagnozę, podając jej szklankę.
– Masz rację. Czegoś się boję. – Odwróciła wzrok i wbiła go tępo w pustkę hotelowego pokoju.
– Wypij. Niewiele zostało – powiedział, po czym zabrał puste szklane naczynie, odstawił na nocną szafkę i przysunął się bliżej. – Popatrz na mnie.
– Patrzę.
– Jeśli któreś z nas mogłoby się czegoś obawiać, to raczej ja, nie ty.
– Dlaczego? – wyjąkała cicho.
– Bo to nieprofesjonalne uwieść dziewczynę, która jest pod moją opieką. Ale... – spojrzał znacząco na swoje podbrzusze, a potem przeniósł wzrok na spłonioną po cebulki włosów Julię – ...czasami możemy zachować się nieprofesjonalnie. Jesteśmy tylko ludźmi. Więc?
– Więc co? – wykrztusiła, prawie wyłamując sobie palce.
– Powiedz, że nie jesteś zainteresowana i odprowadzę cię do pokoju.
– Ja... – Julia przełknęła ślinę.
– Nie chcesz powiedzieć nie?
– Nie. To znaczy tak – poprawiła się natychmiast. – Niech mnie ktoś uderzy. Najlepiej w głowę i to mocno. – Potrząsnęła nią.
– Nie zamierzam cię uderzać. Nigdy nie uderzyłem kobiety. – Diamond nachylił się, wyciągnął dłoń i ostrożnie musnął policzek Julii. – Jesteś śliczna, wiesz? Burzysz we mnie krew,