Ostatnia wdowa. Karin SlaughterЧитать онлайн книгу.
zabić. – Sara spojrzała na Willa z rezygnacją. Chciała, żeby zrozumiał, dlaczego odmówiła bandytom pomocy.
Will przełknął ślinę. Oczy zalśniły mu od łez.
Po chwili długiej jak wieczność powoli skinął głową.
– A jeśli zabiję ją? – Hank przytknął broń do głowy Michelle Spivey.
– Zrób to. No dalej, ty gnido – powiedziała tym razem bez zająknięcia. Ściskała pięścią spodnie w talii. Sara widziała zakrwawiony bandaż, pęknięte szwy na linii bikini.
Czyżby ją operowali?
– Ciągle uważasz się za porządnego człowieka – Michelle zwróciła się do Hanka. – Co powie twój ojciec, kiedy się dowie, kim naprawdę jesteś? Słyszałam, jak o nim mówisz; jak go podziwiasz; jak chcesz, żeby był z ciebie dumny. On jest chory. Umrze. A na łożu śmierci będzie myślał, jakiego potwora pomógł sprowadzić na ten świat.
Clinton wybuchnął śmiechem.
– A niech mnie, laluniu, pod wpływem twojego gadania zaczynam się zastanawiać, jak ciasna jest cipka twojej córki.
Nad głową Sary coś przemknęło. Hank odwrócił się gwałtownie i wycelował w Clintona.
Rozległo się metaliczne klik, klik, klik.
Rewolwer się zablokował.
– Ty skurw… – krzyknął Clinton, wyszarpując glocka z kabury.
Hank pociągnął Michelle na ziemię, gdy rewolwer wystrzelił. Sara zamknęła oczy. Zastygła na kolanach z rękami za głową i czekała na kulę.
Kuli nie było.
Usłyszała dwa strzały jeden po drugim.
Otworzyła oczy. Martwy Merle leżał na ziemi. Vince/Vale był ranny. Wypadł z otwartych drzwi auta. Plama krwi z rany w boku rosła w oczach.
To było dzieło Willa. Teraz odwracał się, by strzelić do Clintona, ale ten rzucił się na niego i przygwoździł do ziemi.
Sara podniosła się i zerwała do biegu.
Szarpnięcie osadziło ją w miejscu.
Hank unieruchomił jej szyję przedramieniem i odciął dostęp powietrza. Mroczki zaczęły latać jej przed oczami. Wbiła paznokcie w skórę Hanka.
– Puść mnie! – krzyknęła, łapiąc powietrze jak ryba, drapiąc go i kopiąc.
Kątem oka dostrzegła coś ciemnego. To była charakterystyczna długa lufa glocka 22. Nazywali go eliminatorem, ponieważ amunicja kaliber czterdzieści unieszkodliwiała człowieka raz na zawsze.
Hank celował w ziemię. Jego palec spoczywał nad kabłąkiem spustu, gotów do oddania strzału.
To nie było konieczne.
Clinton okładał Willa pięściami. Używał rąk jak młotka. Walił w tułów, w wątrobę, śledzionę, trzustkę, nerki.
– Powstrzymaj go – błagała Sara. – On zabije…
Ręka Willa dosięgła twarzy Clintona. Nóż sprężynowy. Dziesięciocentymetrowe ostrze. Z rany pociekła krew.
Clinton cofnął się gwałtownie.
Will dźgnął go w pachwinę.
Sara wstała, ale Hank nie pozwolił jej uciec, bo nadal oplatał przedramieniem jej szyję. Trzymał glocka skierowanego w dół, ale nie spuszczał palca z kabłąka spustu. Mięśnie jego ramienia były mocne jak lina.
– Will… – Głos uwiązł Sarze w gardle.
Will zakasłał, plując krwią. Przekręcił się na bok. Trzymając się za brzuch, próbował wstać i szukał wzrokiem rewolweru.
– Idziesz z nami albo strzelę mu w serce – powiedział Hank do Sary.
Szloch wyrwał jej się z piersi. Wyciągnęła przed siebie ręce, jakby tym gestem mogła mu pomóc.
Will napiął mięśnie nóg. Znowu próbował wstać. Zwymiotował.
Z tyłu głowy kapała mu krew. Dźwignął się na kolana, ale padł jak kłoda.
Sara krzyknęła, jakby to ona runęła na ziemię.
– Pani doktor? – Hank uniósł broń, mierząc do Willa.
Ruszyła w stronę bmw. Ledwie mogła się wyprostować. Kolana uginały się pod nią z każdym krokiem. Will ciągle wił się na ziemi z bólu. Rzuciła okiem na ulicę. Na chodniku stała jej matka. Trzymała w rękach strzelbę. Starą dubeltówkę, która od pięćdziesięciu lat zbierała kurz nad kominkiem Belli.
Sara potrząsnęła głową, błagając Cathy wzrokiem, by się nie wtrącała.
Hank pociągnął Michelle w stronę bmw. Pchnął ją do Vale’a, by się nią zajął, a sam ruszył w kierunku Willa z glockiem u boku.
– Obiecałeś. – Już wypowiadając to słowo, Sara zdała sobie sprawę, jaką głupotą jest ufanie masowemu mordercy.
– Ty prowadzisz. – Vale popchnął ją mocno na siedzenie kierowcy. Przez otwarte drzwi po stronie pasażera widziała wszystko. Will był na czworakach. Z ust leciały mu wymiociny pomieszane z krwią. Miał zamknięte oczy. Pot ściekał mu po twarzy.
– Cholera – mruknął Clinton, zajmując miejsce za Sarą. – Jezu, ale syf. Wynośmy się stąd.
Sara patrzyła bezradnie, jak Hank robi zamach nogą. Chciał kopnąć Willa w głowę.
– Will! – krzyknęła z całych sił.
Will złapał Hanka za nogę i przewrócił na chodnik. Nie było walki. Will usiadł na nim okrakiem i zaczął okładać pięściami po twarzy.
Szybko, metodycznie, wściekle.
– Zostaw go! – wrzasnął Clinton.
Vale schylił się z wysiłkiem, by sięgnąć po rewolwer ukryty przy kostce. Przeraził się na widok koszuli przesiąkniętej krwią z rany w boku.
– Powiedziałem, zostaw go! – Clinton wycelował glocka w głowę Vale’a. – Ale już!
– Jezu, Carter! – Vale usadowił się na miejscu dla pasażera. – Nie możemy zostawić Hurleya.
Clinton. Hank. Vince.
Carter. Hurley. Vale.
– Ruszaj! – Sara dostała w tył głowy lufą glocka. – Jedź!
Uruchomiła silnik i zawróciła. Zobaczyła Willa w bocznym lusterku. Obok niego leżał martwy Merle. Will nadal siedział okrakiem na Hanku, Hurleyu czy jak mu tam było.
Jego też zabij, pomyślała. Zatłucz go na śmierć.
Rozległ się wystrzał. Cathy celowała w opony, ale trafiła w tylne oblachowanie.
– Kurwa! – krzyknął Vale. – Co jest, Carter?
– Stul pysk! – Carter walnął pięścią w siedzenie Sary. Krew kapała mu z rany ciętej na czole. Rękojeść noża Willa wystawała mu z uda. – W prawo! W prawo!
Sara zrobiła ostry skręt w prawo. Serce waliło jej tak mocno, że czuła zawroty głowy. Ściskało ją w żołądku. Miała pełen pęcherz i bała się, że za chwilę popuści. Vale siedział obok niej. Carter tuż za nią, przyciśnięty ramieniem do Michelle. Nieprzytomny Dwight zajmował miejsce za Vale’em, ale nie wiadomo było, jak długo potrwa ten stan. Znalazła się w pułapce z trzema potworami. Jedynym pocieszeniem był fakt, że Will nadal żyje.
– Cholera! – Vale potarł twarz, poziom adrenaliny opadał.