Wieczny odpoczynek. Aleksandra MarininaЧитать онлайн книгу.
ze sobą zaledwie parę zdań. Zazwyczaj dziadek pytał nieśmiało:
– Co wolisz na kolację, Leroczko: podsmażane ziemniaki czy gotowany makaron?
A Lera opryskliwie odpowiadała:
– Wszystko mi jedno.
Na tym ich konwersacja się kończyła. Jak więc teraz zarzucić go pytaniami? Ma powiedzieć: „Dziadku, powiedz, proszę, czy…”. Nie, to wykluczone. Nigdy nie zwróci się do niego grzecznie i nie powie „proszę”. On jest jej wrogiem po wieczne czasy, a spoiwem wzniesionego przez nią muru są milczenie, opryskliwość i oschłość. Jeśli Lera odpuści i zrobi wyłom w murze, niedługo cała konstrukcja się zawali i znienawidzony, odrażający dziadek wejdzie jej na głowę. Nie, nie i jeszcze raz nie.
Postanowiła więc zwrócić się do Saszy Barsukowa, który od pewnego czasu ją podrywał. Chłopak jeszcze się uczy, ale to przyszły oficer milicji, będzie pracował w wydziale kryminalnym, już teraz ma stopień szeregowego. Jest wprawdzie dopiero na drugim roku, ale czegoś już się chyba nauczył. Lera musiała oczywiście pójść z nim do łóżka, w dzisiejszych czasach ze świecą szukać bezinteresownych wielbicieli.
Sasza jednak zginął, zanim się czegokolwiek dowiedział. Trzeba zatem podjąć decyzję, co zrobić, żeby pomóc Igorowi. Tylko jak mu pomóc?
Rozdział 3
Już od dawna Nastia Kamieńska nie była w tak dobrym humorze, który na dodatek jej nie opuszczał, to znaczy nie zmieniał się co dwie, trzy godziny, tylko wydawał się stabilny. Mimo że nie było szczególnych powodów do radości, Nastia zachowywała pogodę ducha. Niebagatelny wpływ na jej nastrój miał nowy pracownik, Paweł Michajłowicz Diużyn.
Zdaniem Nastii Paweł był człowiekiem absolutnie niepoważnym, to jest nie odpowiadał utrwalonemu w jej wyobraźni obrazowi solidnego urzędnika. O ludziach takich jak Diużyn mówiła, że są szczerzy do bólu i nie zważają na konwenanse. Już pierwszego dnia znajomości Paweł zapytał:
– Czy to prawda, że twój ojciec wykłada na katedrze strategii operacyjno-wywiadowczej?
– Nie ojciec, tylko ojczym – poprawiła go delikatnie. – A czemu?
– Jeden gość potrzebuje pomocy, w sesji zimowej będzie zdawał egzamin u twojego krewniaka.
Bezceremonialność Diużyna zaskoczyła Nastię. Przez wszystkie lata pracy nikt nigdy nie ośmielił się zwrócić do niej z podobną prośbą, mimo że na Pietrowce było sporo osób, które studiowały na uczelni, gdzie pracował Leonid Pietrowicz. Wystarczył tylko raz, by próby wykorzystania protekcji definitywnie ustały. Pewnego dnia zagadnął Nastię naczelnik jednego z wydziałów, który chciał zadbać o interesy syna. Odpowiedziała wtedy krótko i dobitnie.
– Nic z tego. Jeśli pańskiemu synowi brak wiedzy z podstawowego przedmiotu, powinien się pan wstydzić. Proszę usiąść z chłopakiem i z nim popracować. A jeśli to niemożliwe, niech go pan przyśle do mnie na konsultacje przed egzaminem. Bo nie zamierzam prosić o nic ojczyma.
Naczelnik się obraził i opowiadał po całej Pietrowce, że Kamieńska to wredna zdzira. Sprawa była przykra, ale wszyscy dobrze zapamiętali lekcję. Potem już nikt nie próbował dostać w ten sposób oceny na egzaminie.
Kapitan Diużyn nie pracował jednak na Pietrowce, nie znał Nastii oraz jej kolegów i nie odebrał smutnej nauczki. Dlatego nie widział nic złego w tym, że chce zadbać o przyjaciela.
– A co, twój kumpel jest słabowity i ułomny? – zapytała wrogim tonem. – Nie może sam się nauczyć?
– Brak mu czasu. – Diużyn wdał się w wyjaśnienia. – Studiuje przecież wieczorowo, no i tyra jak wół. Kiedy ma się uczyć?
– Jest facetem. Niech zaciśnie zęby i wykuje materiał.
– Naprawdę nie może. Zaharowuje się na śmierć, nie ma wolnej chwili.
– Mimo to moja odpowiedź brzmi nie – powiedziała Nastia stanowczo.
– Ale dlaczego?
Na twarzy Diużyna odmalowało się szczere zdumienie, jakby spodziewał się wszystkiego, tylko nie odmowy. Był przygotowany na dodatkowe pytania, na przykład o nazwisko kolegi, numer grupy i datę egzaminu, liczył się też z tym, że zostaną postawione pewne warunki dotyczące określonej sumy albo szeregu przysług, krótko mówiąc, Paweł Michajłowicz Diużyn gotów był na wszystko, tylko nie na owo kategoryczne „nie” bez żadnych wyjaśnień i usprawiedliwień.
– Bo nie. – Kamieńska wzruszyła ramionami. – Nigdy przedtem tego nie robiłam, więc teraz też nie zrobię.
– A dlaczego nie robiłaś? – z nieukrywaną ciekawością zapytał Paweł. – Nie dogadujesz się z ojczymem?
Obcesowość Diużyna sprawiła, że Nastia dosłownie zaniemówiła. Dzisiaj się poznali, a on nie dość, że narzuca się z prośbami, to jeszcze wtyka nos w rodzinne sprawy.
– Wyjaśnię ci, Pasza, skoro nie rozumiesz – powiedziała spokojnie. – To wstyd, żeby ktoś nie znał podstawowego przedmiotu. Wstyd i hańba. Człowiek, który zamierza zawodowo walczyć z przestępczością, nie może nie znać strategii operacyjno-wywiadowczej. Zresztą musi też znać pozostałe przedmioty. Wiesz, czym się różni wywiadowca od lekarza czy inżyniera? Oni mogą nie znać szczegółów powstania Spartakusa albo daty pierwszego posiedzenia Stanów Generalnych, bo to nie wpływa na umiejętność trafnego postawienia diagnozy i zalecenia terapii ani na niezawodność konstrukcji. Tymczasem wywiadowca powinien umieć wkręcić się do każdego środowiska, podtrzymać konwersację z rozmówcą i zdobyć jego przychylność. Bo nigdy nie wiesz, z kim jutro będziesz miał do czynienia: z filozofem, historykiem, kloszardem, pisarzem, muzykiem, duchownym czy fizykiem jądrowym. Dlatego nawet gdyby mój ojczym wykładał kulturoznawstwo albo religioznawstwo, też bym go nie poprosiła. Masz jeszcze jakieś pytania?
– Mam – odparł Diużyn pogodnie, bez cienia pretensji w głosie. – A ty sama wiesz coś na temat Stanów Generalnych czy twoje wysokie wymagania dotyczą tylko innych?
– Pierwsze posiedzenie Stanów Generalnych zwołano w 1302 roku. Mam opowiadać o Spartakusie czy nie trzeba?
– Wystarczy – natychmiast odparł Paweł. – Wycofuję pytania. A więc jeśli chodzi o egzaminy, nie dasz się przekabacić. No to w jakiej dziedzinie jesteś użyteczna?
– Co masz na myśli? – Nastia nie zrozumiała.
– Chodzi mi o twoje możliwości. Znasz kogoś w światku lekarskim albo potrafisz załatwić wizy w jakiejś ambasadzie?
Nastia parsknęła śmiechem. Nagle prostolinijność Diużyna przestała ją irytować, bo jego zachowanie było tak szczere i naturalne, że nie potrafiła się nań gniewać.
– Nie mam żadnych układów, Pasza – odparła z uśmiechem. – Wybacz, ale do niczego ci się nie przydam.
– Teraz przesadziłaś – oznajmił z przekonaniem. – Takie rzeczy się nie zdarzają. Każdy ma kontakty i znajomości, choć wiele osób tego nie docenia i nie potrafi wykorzystać. Masz męża?
– Rano jeszcze miałam – zażartowała Nastia.
– Kim jest?
– Matematykiem.
– A widzisz, to znaczy, że może dawać korepetycje jakimś durniom.
– Paszeńka, mój mąż się tym nie zajmuje, ma pełno innych zajęć.
– Nie szkodzi, zajmie się, jak będzie potrzebował pieniędzy. Na temat ojczyma już rozmawialiśmy. A twoja mama?
– Mama jest lingwistką, specjalizuje się