Potentat. Katy EvansЧитать онлайн книгу.
żonie i innemu mężczyźnie.
Cały drżałem, kiedy gwałtownie otworzyłem drzwi i ruszyłem w ich stronę.
Zrzuciłem go z niej, odwróciłem i mocnym ciosem posłałem w stronę ściany.
– Z nami koniec – rzuciłem krótko w jej stronę, zbierając manele gościa i rzucając mu je na klatę. – A co do ciebie, to nie radzę ci się tu nigdy więcej pokazywać, jeśli nie chcesz kłopotów.
Okazało się, że to jakiś młody księgowy pracujący w firmie zatrudnionej przez moje studio filmowe, który pomagał mojej żonie w sprawie wydatków osobistych. Ha!
– Ian! – Próbowała się usprawiedliwić. – Nigdy cię tu nie ma!
– Za to ty – warknąłem – jesteś tu dzięki mnie.
Szerokim gestem wskazałem nasz apartament zapełniony wszystkimi luksusowymi rzeczami, jakie się jej zamarzyły.
– Jesteś tutaj, do cholery, dzięki mnie, Cordelio. – Spojrzałem w jej oczy, niegdyś tak słodkie i niewinne. Oczy dziewczyny, która piekła mi ciastka i serwowała je z domowymi lodami, kiedy miałem urodziny. Co się z nią stało? Co się stało z nami?
– Nigdy cię tu nie ma! – szlochała. – A ja jestem młoda i mam swoje potrzeby!
Potrząsnąłem głową. Rozczarowanie sobą samym, nią, nami, uderzyło we mnie z taką siłą, że prawie odebrało mi dech.
– Mogłaś ze mną porozmawiać.
– Próbowałam. – Cordelia zakryła twarz rękami i spuściła wzrok. Wyjąłem walizkę i zacząłem się pakować.
– Dokąd ty się wybierasz? Ian, proszę cię…
– Wychodzę. I już nie wrócę. Mój prawnik odezwie się do ciebie.
Spakowałem się w ekspresowym tempie. Kiedy musiałem wyjechać w kolejną podróż służbową, zawsze robiłem to niechętnie. Tym razem po raz pierwszy spakowałem się bez chwili wahania.
– Przecież nie musi tak być! – Wybiegła za mną do przedpokoju, po czym zamarła bez ruchu, kiedy gwałtownie się odwróciłem i stanąłem z nią twarzą w twarz.
– Masz rację. Nie musiało tak być – powiedziałem, obrzucając spojrzeniem jej ciuchy na podłodze oraz jej nagie ciało, będące dowodami zdrady, po czym odwróciłem się i wyszedłem.
Minął już ponad rok, a nasz rozwód nadal jest w toku. Powiedziałem jej, że może zatrzymać apartament – ja chcę tylko podpisu. Chcę się od niej uwolnić i jak najszybciej zapomnieć, jaki byłem cholernie głupi.
Nie mogę uwierzyć, że jutro muszę wrócić do pieprzonego Nowego Jorku!
Wciskam guzik interkomu i mówię do asystentki:
– Pamiętaj, żeby nie rezerwować pokoju na moje nazwisko. Nie chcę, żeby jakimś cudem dowiedziała się, że jestem w mieście. – Po czym dodaję szorstko: – A następnym razem, kiedy zadzwoni, nie łącz jej ze mną.
Uwalniam przycisk, wypuszczam powietrze z płuc, po czym odchylam się na krześle i pocieram się ręką po podbródku.
Od tamtego pamiętnego wieczoru minęło już dwanaście i pół miesiąca, a to wszystko nadal nade mną wisi jak ciężka chmura. Powiedziała, że zajmowałem się tylko pracą. To nie była prawda, jednak jej słowa okazały się prorocze, ponieważ teraz faktycznie skupiam się wyłącznie na pracy. Praca całkowicie mnie pochłonęła. Praca, rozgoryczenie, nieufność i pieniądze, mnóstwo pieniędzy. Ostatnio nawet zastanawiałem się, czy na tej cholernej planecie jest coś, co mogłoby sprawić, że znowu poczuję się jak człowiek.
Wysyłam do prawnika zajmującego się moim rozwodem e-maila z prośbą o spotkanie w Nowym Jorku.
Chcę rozwodu
Ian
Dzień dzisiejszy…
– Chcę tego rozwodu. Teraz.
– Już mówiłeś. – Mattias Wahlberg siedzi po drugiej stronie stołu, umówiliśmy się na lunch. Dla prawnika zajmującego się rozwodami jest to po prostu kolejne spotkanie z klientem. – Pozwól jednak, że ci przypomnę, że bez jej zgody albo bez dowodu na jej zdradę to nie potrwa…
– Mam dowód – przerywam mu.
Pochylam się nad aktówką, wprowadzam kod, otwieram ją i wyjmuję spinki do mankietów. Rzucam je na stół:
– To te spinki. Na pewno należą do niego.
– Na pewno? Skąd ta pewność? Nie mamy dowodów na to, że je nosił.
Szybkim, pełnym frustracji ruchem wrzucam spinki z powrotem do teczki i przesuwam ręką po twarzy.
– Posłuchaj, trzeba to sfinalizować.
– Ona najwyraźniej nie chce się z tobą rozwodzić.
– Nikt by się nie chciał ze mną rozwodzić. Moje nazwisko otwiera wiele drzwi.
– Odetnij jej dostęp do kart kredytowych.
– I mam tym samym odebrać jej środki do życia? – mruczę gniewnie, potrząsając głową.
– Ian, znamy się od tak dawna. Porozmawiaj z nią. Może akurat uda ci się przemówić jej do rozumu?
Z westchnieniem pochylam się w jego stronę:
– Daj jej wszystko, czego będzie chciała. Apartament na West Endzie. Domek letniskowy w Cabo. Połowę moich pieniędzy. Tylko firmę chcę zatrzymać, ale wszystko inne możesz jej dać. I załatw mi wreszcie ten pieprzony rozwód – rzucam gniewnie i odsuwam krzesło.
Łapię taksówkę i udaję się z powrotem do hotelu. Mam dużo papierkowej roboty, z którą muszę się uporać i dostarczyć do mojego nowojorskiego biura przed powrotem do Los Angeles, a lot mam o piątej.
A jednak gdy taksówkarz z mozołem przedziera się przez korki, a ja wyglądam przez okno, to wcale nie praca zaprząta moje myśli. W każdej mijanej kobiecie rozpoznaję ją. Niektóre kobiety mają jej włosy, inne mają jej nogi. Nagle wydaje mi się, że naprawdę ją widzę, niecierpliwie przybliżam twarz do szyby. Kobieta ma piękną figurę Sary, tak samo długą, elegancką szyję i włosy spięte w kucyk. Ma na sobie czarną sukienkę do kolan, która apetycznie opina jej ciało, kiedy kobieta schyla się, żeby coś podnieść. Upajam się jej widokiem.
Taksówka staje w korku, a ja chwytam za klamkę, żeby wysiąść. Ale kobieta podnosi głowę i z powrotem się prostuje. To nie Sara. Nie jej oczy. Nie jej twarz. I zdecydowanie nie jej usta.
Jezu, człowieku, ogarnij się wreszcie!
Wypuszczam powietrze z płuc, a ręka opada mi na kolano, zaczynam bezmyślnie bębnić palcami. Przerżnąłem ją – to była jednorazowa sprawa. Tyle że to doświadczenie zostawiło we mnie ziejącą pustką dziurę, która sprawia, że pragnę ludzkiego dotyku, kontaktu z drugim człowiekiem. Zapach kobiety, głos kobiety… Być może ta dziewczyna jest kluczem, który ponownie otworzy moje serce.
Przez chwilę się nad tym zastanawiam. Tylko przez chwilę.
No bo po co, Ford? Przecież jesteś emocjonalnym wrakiem.
Wchodzę do lobby i kieruję się prosto do stanowiska konsjerżów. Jednak jej tam nie ma.
– Sara? – pytam.
– Jest w domu. Zastępuję ją, bo wcześniej ona zastąpiła mnie. Życzy pan sobie, żebym do niej zadzwoniła, panie…?
Wyjmuję wizytówkę:
–