Czerwony świt. Jędrzej PasierskiЧитать онлайн книгу.
wyczuć zapach męskiego potu.
– To, co pozostało w kubku, zostanie poddane badaniom – powiedziała. – Czy Sara sama przygotowywała sobie tę kawę?
– Nie – powiedział blondyn. – Oczywiście, że nie sama.
– To znaczy?
– Przygotowaliśmy dla wszystkich. Razem z Bartkiem.
Warwiłow zerknęła na bruneta z dużym nosem. Miała przed sobą parę i dwóch mężczyzn. A między nimi piękną, utalentowaną dziewczynę. Od godziny martwą. Tutaj musiało się coś dziać.
– Jak do tego doszło? Kto wpadł na pomysł kawy? – zapytała.
– Byliśmy nieprzytomni, poza tym wszyscy wiedzą, że robię dobrą kawę – powiedział Lutyński. – Mogłem to nawet sam zaproponować…
– I co było dalej?
– Przygotowaliśmy kawy, postawiliśmy je na tackę i zanieśliśmy na górę.
– Ale wcześniej – poprawił Borewicz – to poszliśmy do sklepu.
Również miał charakterystyczny głos, nie tyle tubalny, ile bardzo głęboki. Sami radiowcy. Warwiłow skierowała spojrzenie na Lutyńskiego.
– Racja – powiedział. – Wyszliśmy po lód.
– Lód?
– No do frappé.
– Rozumiem – mruknęła, myśląc o rozwodnionym kolorze kawy i zastanawiając się, jak przyśpieszyć pracę laboratorium i mieć wyniki jeszcze dzisiaj. – Ile czasu was nie było?
– Może piętnaście minut – powiedział Borewicz.
– Bałem się, że nie zdążymy na zaćmienie słońca – dodał Lutyński. – Teraz nie wierzę, że przejmowałem się takimi bzdurami.
Zamilkł nagle. Wyglądał na prawdziwie przygnębionego. Karolina Moskal też miała zaczerwienione oczy, a Paweł Kosowski trzymał głowę skierowaną w dół.
– Czyli przez piętnaście minut ta kawa była zostawiona bez opieki, zgadza się? – skonkludowała Warwiłow.
– No tak – powiedział Lutyński.
– Gdzie państwo wtedy przebywali? – zwróciła się do dziewczyny, ale patrzyła na Pawła Kosowskiego, mając nadzieję, że w końcu podniesie głowę. Kiedy to zrobił, dostrzegła, że jest bardzo podobny do siostry.
– Na tarasie – powiedziała Moskal. – Poszliśmy tam już wcześniej i obserwowaliśmy zaćmienie.
– Opuszczaliście taras przed przyjściem kolegów?
– Nie.
– Zastanówcie się dobrze – powiedziała. – Nawet na chwilę? Na przykład do łazienki?
– Nie – powtórzyła.
– Pan jest bratem ofiary, zgadza się? – Warwiłow zwróciła się w końcu wprost do Pawła Kosowskiego. Odniosła wrażenie, że ten lekko drży.
– Tak.
– Proszę przyjąć moje kondolencje. Ale musi pan odpowiedzieć na kilka pytań. I zadam teraz takie, które muszę zadać. Jest skierowane do was wszystkich. Czy wiecie o kimś, kto mógł chcieć śmierci Sary? – Przez chwilę wydawało jej się, że Kosowski zaprzeczy. A potem usłyszała ciche potwierdzenie.
– Tak.
Pozostali nie wyglądali na zaskoczonych.
– Zgłaszała taką sprawę na policję – dodał.
– Kiedy?
– W zeszłym roku.
– Jaką sprawę? Co się wydarzyło?
– Sara czuła się prześladowana.
– Przez kogo?
– Nie wiem. Dostawała listy, głównie wiadomości z anonimowych kont, które szybko zamykano.
– Groźby karalne?
– Nie rozumiem.
– Czy sprawą zajęła się prokuratura? – wyjaśniła.
– Prowadzono jakieś śledztwo w zeszłym roku.
– A w tym? Ostatnio?
– Nie wiem. Sara przestała o tym mówić. Ale nie wiem, czy sprawa się skończyła, czy po prostu nie chciała już o tym ze mną rozmawiać.
– A z państwem? – Komisarz zwróciła się do pozostałych, zastanawiając się, który z mężczyzn był bliżej Sary. Obstawiała Borewicza, miał w sobie coś filmowego.
– Wiem dokładnie tyle, ile Paweł – oznajmił Lutyński. – Mnie też już nie chciała o tym opowiadać.
Warwiłow zerknęła na Chodkowskiego, który mrugnął. To zgłoszenie trzeba będzie znaleźć.
– Wspomniał pan, że całą noc imprezowaliście – zwróciła się do Lutyńskiego. – Proszę przedstawić mi przebieg wieczoru.
– Byliśmy w klubie Demo przy Foksal, potem w Koktajlu. Poszliśmy tam… o której, Bartek?
– Po piątej – powiedział Borewicz.
– Jakieś narkotyki?
– Nie rozumiem.
– Będziecie musieli powiedzieć na ten temat prawdę i uwierzcie mi, że to zadziała na waszą korzyść – odezwała się Warwiłow po chwili milczenia. – Poddamy ciało Sary badaniom i jeśli coś brała, będziemy wiedzieli co… Więc zastanówcie się nad tą odpowiedzią. Czy od wczoraj Sara Kosowska przyjmowała narkotyki, inne nielegalne substancje albo tak zwane dopalacze?
– Nic o tym nie wiem – odparł Lutyński.
– A pozostali?
Moskal szybko zaprzeczyła, Borewicz nieznacznie się skrzywił, a Kosowski znowu zwiesił głowę.
– Piła alkohol, ale niewiele – powiedziała Karolina. – Głównie tańczyła, kochała tańczyć… – Głos jej się lekko załamał. – Nie zawsze mogła to robić, rozumie pani, zaczepiali ją.
– Czy wczoraj było tak samo?
– Nie. Między innymi dlatego poszliśmy na imprezę właśnie w czwartek. Jest luźniej.
– Z klubu przyjechaliście tutaj?
– Tak… nie – odezwał się Lutyński. – Jeszcze wstąpiliśmy na śniadanie, a potem do Sary. Zrobiło się już późno i musieliś…
– A twoja dziewczyna, Lutek? – weszła mu w słowo Karolina. – Gdzie ona się podziała?
– O kim mówicie? – zapytała Warwiłow.
Lutyński zaczerwienił się lekko.
– Poznałem dziewczynę w klubie i pojechała z nami dalej.
– I?
– Kiedy robiliśmy frappé, poszła z Karoliną, Pawłem i Sarą na taras.
– Nie poszła – skomentował cicho Kosowski.
– Proszę powtórzyć – zażądała Warwiłow.
– Nie było jej z nami na tarasie.
– No to gdzie była? – zapytała. – Skoro nie na tarasie i nie w kuchni?
Cisza. Warwiłow poczuła na skroniach pulsującą złość.
– Ludzie, obudźcie się! Umarł człowiek i przecież wiecie, co oznacza dla świata śmierć Sary Kosowskiej.